Czy radni, tak jak się to dzieje w Warszawie, powinni pracować w instytucjach zależnych od swoich politycznych liderów? - To powinno być zabronione. Aby dobrze wypełniać swoje zadania, muszą być niezależni materialnie od ośrodków władzy - mówi Grażyna Kopińska, szefowa programu "Przeciw Korupcji" Fundacji Batorego.
Wczoraj opisaliśmy w "Gazecie" kariery warszawskich radnych.
Okazuje się, że większość tych najbardziej wpływowych z rządzącej
Warszawą koalicji PO-Lewica dostało posady w instytucjach
kontrolowanych przez Platformę: w urzędzie marszałkowskim,
państwowych spółkach, firmach wojewody i ministerstwach.
Rozmowa z Grażyną Kopińską, szefową programu "Przeciw Korupcji"
Fundacji Batorego
"Gazeta": Czołowi warszawscy radni - szefowie komisji i klubów -
zawdzięczają pracę wojewodzie, ministrom, marszałkom województwa.
Czyli radnego PO zatrudnia wysoki urzędnik z PO.
Grażyna Kopińska: Trzeba sprawdzić, czy pracowali w tych
instytucjach, zanim zdobyli mandat radnego, czy dopiero
później.
Z 20-osobowej grupy radnych na takich posadach mniej więcej trzy
czwarte dostało je po wygranych przez PO wyborach.
- Od lat powtarzam: radny jest po to, by rozwiązywać problemy
swojej dzielnicy czy środowiska zawodowego. Dlatego powinien być
materialnie niezależny od innych ośrodków władzy. Nie może się ich
obawiać. Dziwię się, że Platforma stosuje wciąż te praktyki.
Pamiętam, jakie cięgi w PO zbierał Paweł Piskorski za obsadzanie
urzędów zaufanymi ludźmi. Gdy odszedł z partii, miało się to
skończyć raz na zawsze.
Dlaczego stało się inaczej?
- Bo o takich sprawach łatwo wypowiadać się w teorii. Gdy pojawia
się pokusa, zaczynają dochodzić do głosu inne racje. Pojawiają się
argumenty typu: "dotąd wszyscy brali stanowiska z partyjnych
parytetów", "ci z poprzedniej ekipy byli mniej kompetentni",
"właściwe dlaczego ja mam nie brać posady, skoro tak bardzo
angażuję się w życie publiczne".
Jak można ten problem rozwiązać?
- Mogą to zrobić władze partii, zakazując swoim radnym brania
stanowisk z puli politycznej, np. w przygotowanym na własny użytek
kodeksie etycznym. Kłopot w tym, że rządzący mają skłonność do
zachłystywania się popularnością. Gdy ich partia ma dobre wyniki w
sondażach, wpadają w samozachwyt i nie palą się do ograniczania
przywilejów.
Rozmowa z Małgorzatą Kidawą-Błońską, szefową warszawskiej PO
"Gazeta": Czy radni pani organizacji partyjnej powinni pracować w kontrolowanych przez PO instytucjach?
Małgorzata Kidawa-Błońska: Każdy przypadek należy rozstrzygać
indywidualnie. Sam fakt posiadania mandatu nie może zamykać drogi
do urzędowej kariery.
Ale wszyscy zgodzili się, że radny nie może pracować w urzędzie miasta, bo powinien go kontrolować. Czy nie można tego zakazu rozszerzyć na inne państwowe instytucje i spółki, by radni stali się bardziej niezależni od politycznych mocodawców?
- To byłoby chyba zbyt mocne ograniczenie ich praw, obawiam się, że
niezgodne z konstytucją. Warszawscy radni naprawdę nie mają lekko -
są pod ciągłą kontrolą bardzo silnych tu mediów.
Czyli rozdawania stanowisk według partyjnego klucza nie da się ograniczyć?
- Tego nie powiedziałam. Wiem, że to psuje wizerunek mojej partii.
Chcę zorganizować debatę na ten temat. Może uda się znaleźć jakieś
rozwiązanie.
Źródło: Gazeta Wyborcza (Stołeczna)