Pogotowie Konserwatorskie przy Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie – niewiele on nim wiadomo, a już wzbudza pierwsze emocje. Padła już bowiem deklaracja jego utworzenia ze strony rektora uczelni, Ksawerego Piwockiego, którą „podchwycił” nawet minister kultury, Bogdan Zdrojewski. Pomysł utworzenia Pogotowia powstał, jako wniosek po skutkach tegorocznej powodzi i ma zostać zrealizowany na niespotykaną dotąd skalę. Przed pomysłodawcami stoi jednak bardzo poważne wyzwanie: zbudować tę instytucję tak, żeby – w odróżnieniu od już istniejących urzędów – mogła realnie pomagać zabytkom.
Najbliższe dwa lata to dla warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych bardzo ważny czas. Za ponad 65 milionów złotych w tym okresie przy ul. Wybrzeże Kościuszkowskie 37/39 w Warszawie stanie bowiem nowy gmach uczelni. Odrestaurowana zostanie także obecna siedziba ASP przy Krakowskim Przedmieściu. Uczelnia zyska dzięki temu dodatkowe setki metrów kwadratowych powierzchni, które będzie mogła przeznaczyć między innymi pod nowo otwarte wydziały, takie jak Wydział Sztuki Mediów i Scenografii czy tworzony właśnie Wydział Teorii Sztuki. Powstanie też w zupełnie nowej jakości przestrzeń wystawowa i widowiskowa, zostanie też sporo miejsca na dodatkową działalność uczelni, między innymi właśnie na siedzibę Pogotowia Konserwatorskiego. Środki na budowę nowej i remont starej siedziby ASP pochodzą z konkursu dotacyjnego (finansowanego z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego.
– Projekt wygrał konkurs dzięki swojej innowacyjności. To, co jest w nim najciekawsze, to fakt, że ten projekt łączy funkcje dydaktyczne uczelni z wieloma innymi funkcjami oraz stwarza możliwości uruchomienia wielu innych inicjatyw – mówił tuż po podpisaniu umowy o przekazanie funduszy dla ASP minister Bogdan Zdrojewski. Dodał też, że zwycięstwo właśnie tego projektu jest swojego rodzaju podziękowaniem ministra za całokształt działania uczelni i jej wieloletniego wkładu w kulturę także przez podejmowanie wielu dodatkowych inicjatyw. Jako bieżący przykład, minister podał właśnie Pogotowie Konserwatorskie.
Na razie jest tylko pomysł
O projekcie utworzenia Pogotowia Konserwatorskiego niewiele na razie wiadomo. Sam rektor przyznaje, że sprawa jest jeszcze gorąca i wymaga opracowania bardziej szczegółowych planów. Mimo to projekt ten i w ministerstwie i w ASP już na tym etapie budzi duże emocje i nadzieje.
– Będziemy bodaj piersi w Europie działający na taką skalę – mówi z podekscytowaniem Ksawery Piwocki, rektor warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Przyznaje bez udawanej skromności, że utworzenie Pogotowia Konserwatorskiego było jego pomysłem. – Ten pomysł urodził się po tegorocznej powodzi we Wrocławiu. Doszliśmy do wniosku, że takich przygotowanych „na kółkach” eszelonów, które będą uzbrojone w narzędzia, które mogą szybko ratować zabytki, ani w Polsce ani w Europie nie ma. My spróbujemy je stworzyć – mówi. Profesor Piwocki chciałby, żeby zakres działania Pogotowia Konserwatorskiego był jak najszerszy. Zapowiada, że w ramach tego pogotowia konserwatorzy i specjalnie do tego przygotowani współpracownicy będą ratować i zabytki nieruchome, takie jak choćby zagrożone zniszczeniem budynki oraz także dzieła ruchome takie jak obrazy, rzeźby lub nawet całe biblioteki. – Nowy budynek, czyli nowa przestrzeń i co za tym idzie także nowa siła uczelni, da nam takie możliwości – wyjaśnia.
Zadowolony jest także minister Zdrojewski: – To pomysł, który może realnie pomóc chronić zabytki i szybko reagować, gdy jakiś problem czy zagrożenie dla nich zostanie zidentyfikowane – mówił z uznaniem, chwaląc uczelnię za taką inicjatywę.
Z entuzjazmu Bogdana Zdrojewskiego Ksawery Piwocki chciałby skorzystać jeszcze bardziej. Chociaż zasady i zakres działania Pogotowia Konserwatorskiego nie są jeszcze znane nawet jemu i istnieją tylko w ogólnym zamyśle, już wiadomo, że rektor ASP chciałby z tego pomysłu uczynić projekt rządowy. Czy w przyszłości działanie pogotowia miałoby wykroczyć zatem poza Warszawę? – Współpracujemy już z szeregiem konserwatorów z całej Polski i planujemy taką współpracę kontynuować – mówi rektor Piwocki.
Czy takie pogotowie jest w ogóle potrzebne?
To zasadnicze pytanie, które stoi przed pomysłodawcami utworzenia nowej instytucji mającej za zadanie ochronę zabytków. Drugie równorzędne brzmi: jakie kompetencje mogłaby mieć ta instytucja, których w tej chwili nie ma chociażby miejski czy wojewódzki konserwator zabytków? Odpowiedź na oba pytania rodzi wątpliwości innych instytucji dbających o stan zabytków w Warszawie, między innymi tych z trzeciego sektora.
– Na początku wszyscy mamy zapał do pracy. Powstaje jakieś ciało i wydaje się, że ono spełni marzenia wszystkich osób narzekających na działanie dotychczasowych służb konserwacji zabytków i właśnie ono zajmie się zabytkami w sposób wystarczający. Po pewnym czasie jednak zmieniają się ludzie, zapał opada i zostaje tylko kolejna służba, która nie wiadomo po co istnieje i komu służy – mówi Katarzyna Komar-Michalczyk z Fundacji Hereditas, która także na co dzień zajmuje się ratowaniem zabytków i dziedzictwa kulturowego. Jeśli jednak taka służba miałaby powstać i mieć konkretne uprawnienia, zdaniem Komar-Michalczyk, musieliby w niej pracować kompetentni i znający temat ludzie. – Oprócz wspomnianego zapału jest ważne profesjonalne przygotowanie zespołu ludzi, który miałby tworzyć Pogotowie Konserwatorskie – mówi. – Dopiero wtedy tym ludziom można dać szerokie uprawnienia.
Na razie w Warszawie brakuje instytucji, która oprócz troski o zabytki wykazywałaby się także szybkim działaniem. Miejski, a nawet wojewódzki konserwator zabytków jest ograniczony rozbudowanymi procedurami, których musi przestrzegać. Zdarza się, że jest bezradny w pojedynczych przypadkach. Tak było na przykład, gdy pod buldożerami znikała praska parowozownia. Czy gdyby Akademii Sztuk Pięknych udało się utworzyć Pogotowie Konserwatorskie, taka sytuacja nie miałaby miejsca? Trudno o jednoznaczną odpowiedź.
– Odczuwamy brak realnie i szybko działającej instytucji – mówi Katarzyna Komar-Michalczyk i tłumaczy, że nieraz nawet najbardziej wytężone zabiegi organizacji pozarządowych nie wystarczają. – Nam przede wszystkim często brakuje ludzi i środków do działania – przyznaje. – Na podwórku warszawskim wytworzyła się sytuacja patowa. Instytucje państwowe tłumaczą swoje opóźnione reakcje w niektórych sytuacjach związanych z zabytkami tym, że nie mają wystarczających możliwości prawnych. Nam też prawo często związuje ręce. Potem dzieją się rzeczy takie jak z parowozownią. Czy powołanie nowej instytucji mogłoby to zmienić? Jeśli nawet tak, to potrzeba na to lat. A może nie?
Zdaniem Katarzyny Komar-Michalczyk, gdyby spełnił się najbardziej optymistyczny scenariusz i instytucja Pogotowia Konserwatorskiego nie tylko zaczęłaby prężnie działać, ale i odnosić sukcesy w rozwiązywaniu różnych problemów warszawskich i nie tylko zabytków, urząd Konserwatora Zabytków mógłby zostać zdezawuowany, a na końcu okazać się wręcz niepotrzebny. Szczególnie, gdyby Pogotowie Konserwatorskie stało się także miejscem, do którego nawet zwykły Kowalski mógłby się zgłosić z dziełem sztuki wymagającym profesjonalnej opieki i pomoc by uzyskał.
Pogotowie może się sprawdzić. Tak jak na Żuławach
Rektor warszawskiej ASP mówiąc o unikalności swojego pomysłu, ma na myśli przede wszystkim jego skalę. W mniejszym zakresie działania podobne do tych, jakimi ma się zająć Pogotowie Konserwatorskie w Warszawie, są już podejmowane przez niektóre instytucje w innych regionach kraju. Jedno pogotowie o dokładnie takiej samej nazwie, jak ta, która ma funkcjonować przy ASP, działa już na Żuławach i jest prowadzone przez organizację pozarządową. Swoje Pogotowie Konserwatorskie utworzyła Lokalna Grupa Działania Żuławy i Mierzeja do realizacji dwóch projektów. Chociaż te dawno się już skończyły, Pogotowie nadal jest potrzebne.
– Okazało się, że wypełniamy istotną lukę pomiędzy państwową służbą konserwatorską a właścicielami zabytków ruchomych i nieruchomych – mówi Grzegorz Gola z Pogotowia. – Luka polega na tym, że obywatele często nie mają możliwości czy też wiedzy, jak zgłosić się bezpośrednio do Konserwatora Zabytków z prośbami o poradę czy też interwencję.
Pogotowie na Żuławach ma charakter społeczny. Problem ochrony zabytków jest w tamtym regionie szczególnie powszechny. – Na ziemi żuławskiej jest bardzo wiele wspaniałych zabytkowych domów podcieniowych, zagród holenderskich, cmentarzy i wiele innych obiektów na przykład z dziedziny hydrotechniki – wymienia Gola. Najczęściej więc do Pogotowia zgłaszają się sami mieszkańcy okolicznych terenów, przynoszą zabytkowy przedmiot lub wskazują miejsce jego przebywania, a Pogotowie podejmuje dalsze działanie. Ważna jest – jak podkreśla Grzegorz Gola – dobra współpraca z urzędem Konserwatorem Zabytków i władzami samorządowymi. Taką współpracę udało się na Żuławach wypracować.
– Wydaliśmy Poradnik Ratowania Żuławskich Zabytków. Opisujemy w nim między innymi kilkadziesiąt naszych interwencji. Sytuacje są bardzo różnorodne: od przyniesienia nagrobka z piwnicy na cmentarz, przez odbieranie zabytków z podwórzy aż po poradnictwo w sprawach konserwacji domów – mówi Gola. W przypadku każdej interwencji zabytkami zajmują się profesjonaliści i doświadczeni specjaliści. – Współpracujemy z historykami, konserwatorami zabytków czy konserwatorami sztuki. Ważne są także osoby specjalizujące się w pozyskiwaniu środków na prace konserwatorskie – dodaje.
Czy model funkcjonowania Pogotowia Konserwatorskiego w Warszawie będzie przypominał ten na Żuławach, okaże się tak naprawdę dopiero za dwa lata. Uruchomienie tej instytucji będzie możliwe bowiem dopiero wtedy, gdy ukończony zostanie nowy budynek Akademii Sztuk Pięknych, a więc nie wcześniej niż w 2012 roku. Do tego czasu rektor uczelni ma czas na opracowanie dokładnej strategii działania nowej instytucji. Chociaż na wyznaczanie pierwszych zadań, jakim będzie musiała ona sprostać, jest jeszcze za wcześnie, jedno – już przy tworzeniu Pogotowia – stoi przed władzami ASP: połączyć doświadczenie instytucji państwowej z zaangażowaniem i zapałem trzeciego sektora.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)