Czy organizacji w Polsce jest zbyt dużo? Kagańcowe prawo ogranicza aktywność
KWACZYŃSKI: W dzisiejszych czasach każdy prezes organizacji powinien mieć do pomocy prawnika i adwokata, a do tego jeszcze psychologa, aby był odporny na stresy i różne niespodzianki wynikające z kagańcowego prawa obowiązującego w stosunku do NGO.
Reprezentuję kilka organizacji i mam za sobą pięćdziesiąt lat aktywnej działalności jako prezes. Żyłem i żyję na przełomie dwóch światów – co więcej, często ten pogardzany PRL jawi mi się jako „kraina szczęśliwości” w odniesieniu do organizacji pozarządowych. W tamtych czasach podejście przedstawiało się następująco: „nie wtrącajcie się do polityki i róbcie, co macie ochotę robić”. Czyli takie współczesne „róbta, co chceta”.
Władze wytyczały kierunki, rzucały hasła, a organizacje w rodzaju Polskiego Towarzystwa Turystyczno – Krajoznawczego, czy Związku Harcerstwa Polskiego były rozliczane za masowość i sprawność działania. Za masowość i sprawność działania dzisiaj wysoko jest oceniany Jurek Owsiak. Ma szczęście, że żyjemy dzisiaj w innych czasach, bo chyba po latach nikt mu nie będzie wypominał, że służył jakimś wrogim siłom i obcym władzom. Nasza naiwność w stosunku do polityki w dawnych czasach dzisiaj jest często oceniana jako kolaboracja z reżimem i wygląda to trochę śmiesznie, bo większość z nas nie zrobiła żadnych karier politycznych i trwa w organizacjach do dzisiaj, nie wstydząc się przed swymi dziećmi i przed młodym pokoleniem zrzeszonym w tych organizacjach.
Brak swobody
Reprezentuję między innymi stowarzyszenie Liga Morska i Rzeczna. Zostało ono zarejestrowane w 1981 roku w Gdańsku, przez co wówczas podejrzewane było o wszystko, co „najgorsze”. Stowarzyszenie jednak zostało powołane, funkcjonowało, realizowaliśmy swój bogaty program i nie mieliśmy żadnych problemów zarówno programowych, jak i finansowych. W latach osiemdziesiątych. Teraz każdy dzień to walka o przetrwanie.
Namnożyło się wiele formalizmów i „kagańcowych” przepisów, które blokują działania małych organizacji i nie pozwalają im na swobodę pracy z młodzieżą. Z historycznych kart PTTK wiemy, że Jan Paweł II – Członek Honorowy PTTK – w czasach PRL mógł swobodnie wędrować z klerykami po szlakach turystycznych Polski, pływać kajakami po rzekach i jeziorach, nocować u rolników na tzw. dzikich biwakach lub w stodołach na sianie, dożywiać się zsiadłym mlekiem prosto z wiadra oraz pieczonymi ziemniakami prosto z ogniska. I nie musiał nic wiedzieć na temat, co w tych sprawach ma do powiedzenia SANEPID czy Urząd Skarbowy. Była to bowiem powszechna praktyka.
Zejść do podziemia
Dzisiaj drużynowa prowadząca swoją drużynę harcerską na wycieczkę do lasu musi znać mnóstwo przepisów z zakresu prawa wynikających np. z ustawy z 28 października 2002 r. o odpowiedzialności podmiotów zbiorowych za czyny zabronione pod groźbą kary. Jest tam cały katalog przestępstw, m.in. o charakterze skarbowym, terrorystycznym i ochronie danych osobowych. W wielu sytuacjach młoda druhna nie wie, jak postępować, aby nie być narażoną na konflikt z prawem. Być może za kilka miesięcy z powodu kryzysu opiekun wycieczki harcerskiej do lasu na grzyby i jagody będzie musiał być jeszcze wyposażony w kasę fiskalną, aby po jej zakończeniu odprowadzić podatek za zebrane runo leśne?
Formalizm ten zabija spontaniczność działania i entuzjazm młodzieży. Dzisiejsze narzędzia technologiczne (internet, tablety, smartfony, itp.) pozwalają na większą różnorodność i swobodę działań. Za rozwiązaniami technologicznymi nie nadążają przepisy prawa dotyczące organizacji pozarządowych. W dzisiejszych czasach każdy prezes organizacji powinien mieć do pomocy prawnika i adwokata, a do tego jeszcze psychologa, aby był odporny na stresy i różne niespodzianki wynikające z kagańcowego prawa obowiązującego w stosunku do NGO.
Młodzież tego nie lubi, bo jest to zabójcze dla kontaktów międzyludzkich. Mówi się o powszechnym braku zaufania Państwa do obywateli i na odwrót. Czyżby organizacje pozarządowe, aby cieszyć się radością wspólnego działania musiały zejść do podziemia czyli „szarej strefy”? Aby zniknąć z oczu urzędnikom, naczelnikom, nadzorcom i innym ich „opiekunom” zza biurek.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)