„I ja, jak ty, spostrzegam co dzień rzeczy tysiąc:
Że mogłyby iść lepiej, gotów jestem przysiąc,
A przecież, choć spotykam złe na każdym kroku,
Gniewu z tego powodu nie dojrzysz w mym oku.
Biorę człowieka za to, czym on jest w istocie;
Nie potępiam słabości, nie dziwię niecnocie
I mniemam, że filozof podzieliłby ze mną
Raczej mój chłodny spokój, niż twą żółć daremną”.
Powyższe słowa pochodzą z dzieła Moliera „Mizantrop. Komedia w pięciu aktach” i stanowić będą punkt wyjścia do rozważań na temat tego, czy mizantropia jest dobra dla zwierząt pozaludzkich.
Weganki i weganie, które i którzy działają na rzecz praw zwierząt pozaludzkich każdego dnia zderzają się z karnistyczną ścianą, w której próbują zrobić wyłom. Próbują zarówno swoim aktywizmem (który może przyjmować naprawdę różnorodne formy), jak i codziennym życiem w niewegańskim świecie.
Co oczywiste, próba zmiany systemu, w którym powszechnie akceptowaną normą społeczną jest eksploatacja, niewolenie, torturowanie, gwałcenie, odbieranie dzieci i zabijanie wielu gatunków zwierząt pozaludzkich, NIE JEST łatwa. Nie była, nie jest i zapewne w przyszłości także nie będzie.
Ile razy w czasie dyskusji słyszałyście, że weganizm jeśli już w ogóle powinien być brany pod uwagę, to tylko jako opcja? Ile razy słyszeliście, że człowiek jest koroną stworzenia, a zwierzęta właściwie po to są, by je zjadać? Ile razy słyszałyście bzdurne wymówki i usprawiedliwienia stosowane przez nieweganki i niewegan? I to niezależnie od narodowości, wyznawanej religii (bądź jej niewyznawanie), czy miejsca pochodzenia rozmówcy/rozmówczyni. Naprawdę, czasem ma się wrażenie, że osoby te wręcz recytują kolejne wersy jakiegoś podręcznika pt. „Tysiąc najbardziej idiotycznych tekstów – elementarz karnisty”.
Umiejętność zachowania chłodnego spokoju przydaje się w takich sytuacjach, chociaż doskonale wiem, ile przyjemności sprawiłoby powiedzenie jednemu czy drugiemu delikwentowi, że jest po prostu idiotą. Musimy jednak pamiętać, że jesteśmy adwokatami i adwokatkami zwierząt. I powinniśmy to robić jak najlepiej, pamiętając, co jest naszym celem – wyzwolenie zwierząt.
Żyjąc i działając w niewegańskim świecie osoby wrażliwe na krzywdę innych (bez dzielenia istot na te objęte naszą empatią oraz na te, które są wyrzucane poza jej nawias) są narażone na wiele negatywnych skutków, w tym na problemy psychiczne. Jasne, „[a]ktywizm to nie wyprawa do sklepu za rogiem, to skok w nieznane” (jak napisała Rebecca Solnit w „Nadziei w mroku”), nie musi i nie powinien to być jednak skok w nieznane z najwyższego piętra wieżowca.
W ubiegłorocznym raporcie, który dla fundacji STABILO napisały psycholożki Joanna Grzymała-Moszczyńska (współautorka książki „Walcz, protestuj, zmieniaj świat! Psychologia aktywizmu„) i Weronika Kałwak, przeczytać można, iż już w latach 70. zauważono, że „jeśli osoba bardzo mocno angażuje się w określone działania, a później spotyka się z przeciwnościami, najpierw wywoła to potrzebę zwiększenia wysiłku, ale po pewnym czasie może prowadzić do wyczerpania i załamania”.
W tym samym raporcie autorki przywołują wyniki badań z 2020 r. dotyczące dobrostanu osób działających w organizacjach pozarządowych i ruchach nieformalnych. Aż „75% osób badanych deklarowało, że czują się ekstremalnie, bardzo lub średnio zestresowane (19% jest trochę zestresowanych, a 6% deklaruje, że nie odczuwa stresu). Aż 80% badanych osób zadeklarowało, iż są ekstremalnie, bardzo lub średnio zmęczone z powodu swojej działalności. 66% przyznało z kolei, że w ciągu ostatnich dwóch miesięcy przed badaniem przez znaczną część czasu czuły się fizycznie wyczerpane w związku ze swoją aktywnością społeczną i polityczną”, co zatrważające „ponad 25% z tych osób uzyskało tak wysokie wyniki na skalach stresu, zmęczenia i wypalenia, że oznaczają one ryzyko poważnych problemów zdrowotnych i wskazują na potrzebę diagnozy psychiatrycznej i pomocy terapeutycznej. W następnym przedziale wyników pod względem zmęczenia i stresu, który również świadczy o znacznie pogorszonym dobrostanie, mieści się prawie 20% badanych osób”.
W innym tekście, którego współautorką jest także Joanna Grzymała-Moszczyńska, napisano że „[e]mpatia, która często sprawia, że zaczynamy działać, może równocześnie sprawić, że w którymś momencie doświadczymy wypalenia. Jako przykład mogą tu posłużyć aktywiści i aktywistki działający na rzecz zwierząt, którzy – doświadczając dużego poczucia odpowiedzialności i empatii wobec ich cierpienia – nigdy nie zapominają o wszechobecnej strukturalnej przemocy, którą trudno powstrzymać (Jamison i in., 2000; Pallotta, 2008; Bryant, 2006). Na skutek tej świadomości część z nich zaczyna doświadczać poczucia winy, że niewystarczająco się angażują, a efekty ich działań pojawiają się zbyt wolno (Jacobsson, Lindblom, 2013). Efektem tego może być praca ponad siły i zaniedbywanie podstawowych potrzeb, ponieważ odpoczynek i zabawa w obliczu cierpienia innych wywołują poczucie winy (Norwood 2013)”.
Australijska psycholożka Clare Mann ukuła nawet swego czasu pojęcie „vystopia”, oznaczające – jak można przeczytać w tekście Dariusza Gzyry – „poczucie »kryzysu egzystencjalnego doświadczanego przez wegan«, a wynikającego ze świadomości życia pośród większości, która wydaje się funkcjonować w »przypominającej trans zmowie z dystopijnym światem« nowoczesnej eksploatacji zwierząt”. Mann napisała praktyczny przewodnik dla takich osób, w tym dla tych, które mają traumę, wiedząc, co dzieje się ze zwierzętami za zamkniętymi drzwiami, a które spotykają się z oporem, wyśmiewaniem i krytyką, kiedy próbują powiedzieć o tym innym, którzy nie chcą słuchać.
Wszystko, w tym badania naukowe oraz po prostu zdrowy rozsądek, mówi o tym, że należy o siebie dbać, wszak – może to oklepane hasło – dobry wegański aktywista to zdrowy i żywy aktywista, dobra wegańska aktywistka to zdrowa i żywa aktywistka. Ludzie dbają o siebie różnie: część osób, przepełniona goryczą i frustracją, że zmiana następuje tak wolno – popada w mizantropię. Mizantropię, czyli „silną niechęć do ludzi i do kontaktu z nimi”, „niechętny lub wrogi stosunek do ludzi”, a nawet „nienawiść do wszystkich ludzi”, do całej ludzkości. Ludzkość wszak, w mniemaniu wcale niemałej grupy ludzi, to rak toczący naszą planetę, wirus, pasożyt żerujący na naturze, plaga, przyczyna zbliżającej się zagłady.
Czasem swoiście pojmowana mizantropia jest niczym wentyl bezpieczeństwa, czasem formą zdrowego rozsądku, detoksem od toksycznych ludzi, z którymi niestety miewamy do czynienia w codziennym życiu, jednak czy ma to sens w biegu długodystansowym, jakim jest walka o podstawowe prawa zwierząt pozaludzkich? Czy traktowanie wszystkich przedstawicieli gatunku Homo sapiens, jak potencjalnych wrogów nie zamyka od razu jakiejkolwiek dyskusji? Przecież wrogów zazwyczaj się zwalcza, a nie próbuje przeciągnąć na swoją stronę.
Etyczni weganie i weganki stanowią mniejszość, z każdym rokiem coraz większą, ale jednak mniejszość. Nawet gdybyśmy stanowili i stanowiły połowę ludzkości, to wciąż – będąc skrajnymi mizantropami – mamy drugie tyle potencjalnych wrogów.
A może niewegan i nieweganki powinno się traktować jak potencjalnych sojuszników i sojuszniczki? Jak osoby, które jeszcze nie są świadome, że swoimi wyborami konsumenckimi współpracują z usystematyzowanym okrucieństwem wobec zwierząt pozaludzkich? Jak osoby, które jeszcze nie rozszerzyły swego kręgu empatii na inne gatunki, bo nawet nie wiedzą, że można tak zrobić? Wtedy nasz aktywizm ma sens, bo rozsiewając ziarna weganizmu, możemy mieć nadzieję, że któreś w końcu trafi na podatny grunt. Nadzieja – to istotne słowo.
Czy jesteś weganinem od urodzenia? Czy jesteś weganką od zawsze? Zapewne nie. Dlaczego teraz nie wspierasz holocaustu zwierząt pozaludzkich? Kto wie, może w pewnym momencie swojego życia trafiłeś lub trafiłaś na odpowiednią osobę, która stała się twoim „gamechangerem”, może w twoje ręce trafiła odpowiednia książka (choćby „Wyzwolenie zwierząt” Singera), może usłyszałaś audycję/podcast lub obejrzałeś film. Może na początku fakt niezjadania zwierząt wydał ci się czymś niewykonalnym, graniczącym z wariactwem, może śmieszył cię aktywizm na rzecz praw zwierząt pozaludzkich, a samo słowo weganizm w internecie wzbudzało chęć do napisania pod artykułem lub postem „ambitnego” komentarza w rodzaju „lubię miensko” bądź „idę do Maka”, może nawet samo określenie „zwierzęta pozaludzkie” wydawało ci się bezsensowne. Być może.
Jarosław Kowal w recenzji komiksu „Human” napisał: „Twórcza i zarazem destrukcyjna siła sprawcza, umysły żądne wiedzy i z łatwością popadające w fanatyzm, empatia i mizantropia, nadzieja Ziemi i jej zagłada – człowiek jest tym wszystkim (…)”. Właśnie, może być i destrukcyjną siłą, i nadzieją dla Ziemi (w tym zwierząt innych gatunków niż człowiek). Recenzja została zatytułowana „Człowiek. Kiedy wybawca planety okazuje się jej oprawcą” i jest to bardzo znamienne, bo ludzie chcą się uważać za osoby dobre, empatyczne. W tym już nasza – aktywistek i aktywistów – rola, by dać im tę szansę zostania jeśli nie wybawcą zwierząt, to chociaż przestania bycia ich oprawcą.
Warto pamiętać, że – jak napisała Solnit w cytowanej już książce – „[i]dee początkowo uważane za skandaliczne, śmieszne czy skrajne stopniowo uznawane są przez ludzi za coś, w co, jak teraz sądzą wierzyli od zawsze. Rzadko jednak pamięta się o sposobie, w jaki dokonała się ta zmiana, po części dlatego, że bywa to wstydliwe: większość ludzi nie chce pamiętać, jacy byli dawniej – przesiąknięci homofobią czy rasizmem – gdy stają się zupełnie inni. Przypomina to również o tym, że władza sięga korzeniami ustroni i marginesów, że nadzieja tkwi w mroku, kryje się gdzieś na rubieżach, nie zaś w centrum, na oświetlonej reflektorami scenie. Nasza nadzieja, a często także nasza władza”.
Cóż, czasem po prostu pozostaje nam tylko nadzieja, bo (tutaj ponownie, już ostatni raz, Rebecca Solnit): „Nadzieja to przekonanie, że to co robimy, ma znaczenie, nawet jeśli nie sposób z góry przewidzieć, jakiego i kiedy znaczenia nabierze, na kogo i na co może wpłynąć. W istocie być może nigdy się tego nie dowiemy, nawet po fakcie, co nie umniejsza znaczenia naszych działań. Karty historii pełne są postaci, których wpływ na rzeczywistość okazał się największy dopiero po ich śmierci”.
Co nieco do poczytania
- Ignacy Hryniewicz, Zuzanna Kofta – Radykalna empatia
- Joanna Grzymała-Moszczyńska, Paulina Górska, Tomek Besta, Katarzyna Jaśko – Wyczerpane aktywistki, wypaleni działacze. Dbanie o siebie to czynność rewolucyjna!
- Joanna Grzymała-Moszczyńska, Weronika Kałwak – Wypalenie i kryzysy psychiczne wśród osób zaangażowanych społecznie i politycznie – analiza danych zastanych
- Kasia Jasikowska, Michał Pałasz (red.) – Za pięć dwunasta koniec świata. Kryzys klimatyczno-ekologiczny głosem wielu nauk
- Dariusz Gzyra – O wartości wywrotowych słów
- Michael Ofei – Vystopia: The Anguish of Being Vegan in a Non-Vegan World
Źródło: W.I.O. - Wegańska Inicjatywa Obywatelska