Na początku 2015 r. w Lublinie prężnie funkcjonowały 4 oddolne inicjatywy – Autonomiczne Centrum Społeczne „Cicha 4”, Dom Kultury „Narnia”, Kolektyw „ZA\TARG” oraz Niezależne Laboratorium Kultury i Edukacji „Frutti di Mare”. 1 stycznia 2016, po upływie zaledwie roku, wszystkie te miejsca zniknęły ze społeczno-kulturalnej mapy naszego miasta. W każdym przywołanym powyżej przypadku, głównym powodem zaprzestania działalności były problemy lokalowe.
Oczywiście te cztery miejsca to nie jedyne przykłady społecznej aktywności w Lublinie, ale myślę, że były one ważne. Funkcjonowały jako przestrzenie otwarte – chętne na to, żeby gościć inicjatywy zewnętrzne, dzielić się energią i entuzjazmem, wspólnie tworzyć oraz dawać ludziom możliwość spotkań z innymi. Budowały wokół siebie społeczności. Przede wszystkim jednak były to miejsca, które powstały oddolnie oraz przy przeważającym udziale pracy wolontariackiej. Działały tam nie tylko organizacje pozarządowe, ale również grupy nieformalne, pasjonaci czy indywidualni społecznicy. Te przestrzenie funkcjonowały praktycznie cały rok przez 7 dni w tygodniu – wszak wolontariusze nie mają sezonów urlopowych. Organizowane tam były spotkania, warsztaty, koncerty, wystawy, prelekcje czy pokazy. Każde z miejsc miało charakterystyczne dla siebie grona odbiorców, ale też w każdym codziennie przewijało się od kilkunastu do kilkudziesięciu osób. Sama liczba „lubiących” profile tych podmiotów na Facebook’u to ponad 10 000.
Wspomniane przeze mnie „problemy lokalowe”, które przyczyniły się do zamknięcia Narnii, Zatargu, Cichej i Frutti dotyczą różnych kwestii. Nie ma tutaj znaczenia, czy właścicielem miejsca była osoba prywatna czy Gmina Lublin, albo czy przestrzeń tworzyły grupy nieformalne czy organizacje pozarządowe. Z jednej strony mamy zbyt wysokie koszty utrzymania w porównaniu do możliwości finansowych, z drugiej właścicieli lokalu, którzy użyczyli go na działalność, potem z dnia na dzień żądają jego zwrotu. Są to powody jak najbardziej sensowne i nikt nie ma zamiaru ich podważać. Ludzie, którzy tworzyli te miejsca wciąż aktywnie działają i będą działać w mieście – szukają nowych przestrzeni albo starają się inaczej organizować swoją działalność. Jednak z mojego punktu widzenia, to co było charakterystyczne dla tych inicjatyw to zrzeszanie ludzi w konkretnym budynku, tworzenie wspólnych przestrzeni, które teraz już przestały istnieć. Najbardziej cierpią na tym odbiorcy, którzy tracą możliwość aktywności czy to w swoim najbliższym sąsiedztwie czy na specyficznym polu ich zainteresowań.
Ja osobiście byłem zaangażowany w działania Domu Kultury „Narnia”, więc posłużę się jego przykładem (mając świadomość, że nie jest on w stu procentach adekwatny do innych sytuacji). Lokal przy ul. Lwowskiej 12 został wynajęty przez stowarzyszenie Cytadela Syriusza od Zarządu Nieruchomości Komunalnych. Fundacja TEAM Teatrikon wprowadziła się tam dopiero po kilku miesiącach, kiedy większość „ciężkich” prac była już zrobiona. Przestrzeń wciąż wymagała jednak sporo pracy. Po kilku miesiącach otrzymaliśmy od Cytadeli propozycję wspólnego prowadzenia całego lokalu oraz dzielenia się kosztami jego utrzymania i w ten sposób „narodziła się” Narnia. Wiedzieliśmy, że chcemy stworzyć miejsce, które będzie wspólnym mianownikiem dla obu organizacji oraz będzie wpisywało się w kontekst dzielnicy Kalinowszczyzna. Wymyśliliśmy nazwę, wymyśliliśmy pierwsze koncepcje i zaplanowaliśmy wielkie otwarcie w maju 2014r. Od tego czasu przez ten budynek przewinęły się tysiące osób uczestniczących w warsztatach, festiwalach, spotkaniach czy też po prostu odwiedzających nas lub korzystających z prowadzonej przez Stowarzyszenie biblioteki. Niestety, po 1,5 roku działań przyszedł czas podliczeń kosztów. Pozyskiwaliśmy stosunkowo dużo środków na działania dla dzielnicy, ale praktycznie równowartość tego musieliśmy wydać na koszty użytkowania lokalu i remonty. Przyszła niestety gorzka refleksja, że nie stać nas na ten lokal. Każda złotówka, która szła na czynsz, mogłaby zostać wydana na realizację jakiegoś działania merytorycznego dla młodzieży. Trzeba zatem szukać rozwiązania, w którym można by pogodzić rozsądne koszty lokalu z realizacją zadań na rzecz społeczności miasta.
21 stycznia odbyło się Pozarządowe Śniadanie Czwartkowe, którego głównym tematem była dostępność lokali miejskich dla organizacji pozarządowych oraz zasady ich wynajmu. Pojawiło się całkiem liczne grono osób zainteresowanych. Spotkanie było dla mnie również bardzo ciekawym doświadczeniem, ponieważ zaproponowanych zostało kilka interesujących rozwiązań, jakie mogłyby zostać wprowadzone przez Urząd Miasta:
- archiwum dokumentów NGO – ponieważ wiele początkujących organizacji nie posiada odpowiednich przestrzeni do przechowywania dokumentów, można by zorganizować miejsce, w którym za darmo lub za niewielką opłatą organizacje pozarządowe mogłyby w bezpieczny sposób archiwizować dokumenty (np. posiadając przydzieloną szafę z wyłącznością dostępu);
- inkubator organizacji pozarządowych – stworzenie współdzielonej przestrzeni biurowej, gdzie młode organizacje mogłyby bezpłatnie lub na bardzo preferencyjnych warunkach wynajmować „biurka” do pracy. Idealnym dopełnieniem byłaby możliwość korzystania z porad prawnych, księgowych czy menedżerskich. W inkubatorze można by przebywać przez rok lub dwa, a ten czas poświęcany byłby na stworzenie planu rozwoju organizacji i znalezienia dla niej lokalu i perspektyw utrzymywania go;
- konkurs na zagospodarowanie lokali miejskich – zrozumiałe jest, że Gmina Lublin ponosi koszty utrzymania własnych lokali nawet wtedy, gdy nikt z nich nie korzysta. Dlatego też kiedy pojawia się najemca, aby uniknąć „niegospodarności” Gmina powinna nałożyć na niego opłaty co najmniej równe kosztom jakie sama ponosi. Być może jednak istniałaby szansa stworzenia konkursu dla NGO, w którym organizacje zgłaszałyby np. trzyletni program wykorzystania lokalu na rzecz mieszkańców miasta. W realizację najlepszej oferty Gmina inwestowałaby pokrywając w pełni lub w większości stałe opłaty czynszowe, a organizacja opłacałaby rachunki oraz realizowała program.
To tylko część z propozycji i wymaga ona jeszcze wielu uściśleń. Wśród wniosków z Pozarządowego Śniadania Czwartkowego, pojawiła się też idea zawierania partnerstw pomiędzy organizacjami, aby wspólnie dzielić się przestrzenią lokali, a w konkursach grantowych powinna być wyznaczana pula pieniędzy dla organizacji młodych (np. istniejących poniżej 2 lat), które nie są w stanie rywalizować na równych zasadach z doświadczonymi NGO (jednym z elementów oceny wniosków jest doświadczenie podmiotu).
W Lublinie mamy niesamowity potencjał społeczny – organizacje pozarządowe i ruchy nieformalne są w stanie realizować mnóstwo zadań wspierając Urząd Miasta oraz działając na rzecz mieszkańców. Muszą mieć jednak stabilne warunki do rozwoju, w których będą mogli skupić się na swoich działaniach, a nie na tym skąd znaleźć pieniądze na opłacenie kolejnego miesiąca najmu lokalu. Gdyby wycenić pracę wolontariuszy zaangażowanych w działania organizacji pozarządowych i ruchów nieformalnych w samym Lublinie, to rocznie świadczą oni mieszkańcom usługi warte kilkaset tysięcy złotych. Czy stać nas na to, aby zamykały się kolejne inicjatywy takie jak Cicha 4, ZA\TARG, Frutti di Mare, czy Dom Kultury „Narnia”?
Źródło: lublin.ngo.pl