Co zmienić, abyśmy byli bardziej aktywnymi wyborcami?
Obniżenie wieku wyborczego do 16 lat czy jednomandatowe okręgi wybiorcze? Głosowanie przez internet czy wydłużenie godzin otwarcia komitetów wyborczych? Co może lepiej przysłużyć się frekwencji wyborczej w Polsce? O tym m.in. dyskutowali eksperci, których Instytut Spraw Publicznych zaprosił do udziału w konferencji pt.: "Aktywny obywatel, nowoczesny system wyborczy".
Do wyborów chodzą osoby zniechęcone
i złe na rzeczywistość wokół nich. O niegłosujących trudno
cokolwiek powiedzieć, ponieważ im jest ich więcej tym mniej są
specyficzni.
- Nie dość, że spada frekwencją, to
jeszcze rzuca nami z lewej na prawą – komentował dr Markowski.
Jak ułatwić?
Obniżenie wieku wyborczego do 16
lat, głosowanie za pośrednictwem internetu i poczty, wydłużenie
godzin pracy komisji wyborczych – to propozycje, które, zdaniem
prof. Marka Chmaja z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, mogłyby
poprawić frekwencję wyborczą.
Wszystkie mają swoje plusy i
minusy, na które zwracali uwagę uczestnicy konferencji. Najmniej
wątpliwości wzbudzało głosowanie przez internet.
- Należy to wprowadzić najszybciej,
jak to jest możliwe technicznie – mówił prof. Chmaj. I okazało się,
że wcale nie musi być to perspektywa zbyt odległa. Minister
Kazimierz Czaplicki z Państwowej Komisji Wyborczej poinformował, że
prace nad elektronicznym systemem głosowania są na tyle
zaawansowane, iż do rozstrzygnięcia pozostało tylko, kto będzie
prowadził elektroniczny rejestr wyborców – PKW czy MSWiA. W tym
pierwszy przypadku koszt oprogramowania wyniósłby około 1,6 mln
zł.
Nieco więcej kontrowersji wzbudziło
już oddawanie głosu za pośrednictwem poczty. Eksperci zwracali
uwagę na takie niebezpieczeństwa, jak np. handlowanie głosami.
- Głosowanie za pomocą poczty nie
jest bajecznie proste – przestrzegał dr Jarosław Och z Uniwersytetu
Gdańskiego, prezentując grubą przesyłkę, którą otrzymuje wyborca
niemiecki, chcący oddać głos listownie. Taka przesyłka kosztuje 1
euro, a wybory przez pocztę kosztowały Niemców 60 mln euro. – Poza
tym, aby zagłosować trzeba także wykazać pewną aktywność i wysłać
list. Byłbym ostrożny, czy wprowadzenie tej metody wpłynie
radykalnie na poprawę frekwencji – mówił dr Och.
Również obniżenie wieku wyborczego
wzbudziło dyskusję.
- Obniżając wiek uprawniający do
głosowania zyskujemy dwa bardzo aktywne społecznie roczniki –
przekonywał prof. Chmaj.
- Obniżenie wieku nie daje efektów.
Gwałtowny wzrost liczby uprawnionych nie przekłada się na wzrost
frekwencji – kontrował prof. Krzysztof Skotnicki z Uniwersytetu
Łódzkiego, podając przykład jednego z landów niemieckich, gdzie
16-latkom dano czynne prawo wyborcze, ale z niego nie skorzystali,
ponieważ nie mieli biernego prawa wyborczego.
Eksperci mieli także różne zadania
co do cudowności remedium w postaci przedłużenia godzin pracy
komisji wyborczych, bardziej podkreślając zasadność wprowadzenia
ułatwień przy wpisywaniu się na listy wyborców dla osób
mieszkających poza swoim okręgiem wyborczym. Mówili także, że
jednym z czynników, który podniósłby frekwencje może być imienne
informowanie obywateli o miejscu, dacie i sposobie głosowania.
Zastosowanie tego postulował w tegorocznych wyborach Instytut Spraw
Publicznych, jednak zgłoszony projekt został odrzucony przez sejm.
Innym rozwiązaniem – również proponowanym i opracowanym przez ISP
we współpracy ze Stowarzyszeniem Przyjaciół Integracji i również
odrzuconym przez parlament poprzedniej kadencji – jest głosowanie
przez pełnomocników. Forma ta może ułatwić udział w wyborach
zwłaszcza osobom starszym i niepełnosprawnym. Opowiada się za nią
także PKW.
Uczestnicy dyskusji zgodnie
występowali przeciwko wprowadzeniu obowiązku udziału w wyborach.
Ich zdaniem byłby to czynnik raczej zniechęcający niż mobilizujący
do głosowania.
Jak widać możliwości poprawienia
frekwencji wyborczej jest wiele, należy się jednak się zastanowić,
z których warto skorzystać.
- Potrzebna jest elastyczność –
apelował minister Czaplicki. – Należy stworzyć katalog
instrumentów, które warto wykorzystać, ale pod pewnymi warunkami.
Na przykład jeśli wprowadzamy wybory przez internet, to czy warto
przedłużać czas głosowania?
Kto zajmie się tworzeniem katalogu?
Prace mogłyby się toczyć w Państwowej Komisji Wyborczej,
Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji, w sejmie, a być
może w Państwowym Instytucie Wyborczym, którego powołanie proponuje
ISP.
- W Polsce nie ma instytucji,
zajmującej się działalnością badawcza, edukacyjną i analityczną
dotyczącą problematyki wyborczej i promowania postaw obywatelskich.
Obszar ten wykracza obecnie poza obowiązki PKW i którejkolwiek z
istniejących instytucji państwowych i pozarządowych. Tymi sprawami
mógłby się zająć PIW – argumentuje Lena Kolarska Bobińska, szefowa
ISP. – Mógłby on również przygotować propozycje modernizacji
systemu wyborczego i opracować nowe propozycje rozwiązań.
Być może takie działania –
zaplanowane na dłużej niż jedną kampanię wyborczą – przyniosłyby
skutek trwalszy niż doraźna zmiana prawa. Nie bez racji bowiem
prof. Skotnicki podsumował dyskusję o przyjaznym systemie
głosowania, mówiąc, że nie wierzy w dobroczynne działanie zmian
prawa. - Konieczne jest stworzenie kodeksu wyborczego, którego nie
ma do tej pory, bo politycy wolą majstrować przy ordynacji
wyborczej za pięć dwunasta.
Jak zmienić?
W zmianę – i to gruntowną – prawa
wyborczego wierzą natomiast zwolennicy jednomandatowych okręgów
wyborczych. Ich zdaniem wprowadzenie ordynacji większościowej nie
tylko pozytywnie wpłynie na frekwencję wyborczą, ale także na
poprawę klasy politycznej.
- Ta zmiana nie poprawi frekwencji,
może poza pierwszymi wyborami, kiedy rolę odegra sama atrakcyjność
nowej metody głosowania – twierdził z kolei dr Radosław Markowski,
przytaczając na potwierdzenie międzynarodowe badania porównawcze
pokazujące ponad 10% różnicy w partycypacji wybiorczej między
ordynacjami proporcjonalnymi a większościowymi – na korzyść tych
pierwszych.
Uczestnicy dyskusji zwracali uwagę
także na inne wady jednomandatowych okręgów wyborczych, takie jak:
rugowanie mniejszości i kobiet, kupowanie miejsc czy komplikacje
przy podziałach okręgów wyborczych.
- Poseł powinien reprezentować taką
samą liczbę ludzi. W ordynacji proporcjonalnej, przy obecnej
migracji ludności, jest to łatwe do ustalenia. W jednomandatowych
okręgach wyborczych to „krojenie tortu” jest nieustającym procesem.
Wyobrażam sobie, co by się działo, gdyby do sporów między naszymi
politykami doszły jeszcze kłótnie, jak mają wyglądać granice
okręgów wyborczych – mówił dr Markowski, zaś dr Jarosław Och
wyraził obawę, że w tym systemie wyborczym będzie się wybierać nie
tyle towar lepszy, co lepiej wypromowany.
Komfort życia z czystym sumieniem
Kończący się powoli rok 2005
obchodzony był jako Europejski Rok Edukacji Obywatelskiej. Jeśli
jako jeden z wyznaczników zaangażowania obywatelskiego traktować
udział w wyborach – to EREO w Polsce nie przyniosło widocznych
efektów. Nie od rzeczy zatem były głosy ekspertów nawołujące do
głębszego zainteresowania się edukacją obywatelską i jej
stanem.
Dr Jarosław Och zwracał uwagę na
rolę organizacji społecznych, a także mediów, których zadaniem jest
aktywizowanie i mobilizowanie społeczeństwa. Aby dziennikarze
robili to dobrze (czytaj: nie wprowadzali odbiorców w błąd) – także
im potrzebna jest edukacja.
– Rolą mediów jest także mieć
lepszą pamięć, niż poszczególni obywatele i weryfikować obietnice
wyborcze. Na razie nikt o to nie dba – mówił z kolei Jacek
Strzemieczny z Centrum Edukacji Obywatelskiej, którego zdaniem
gdyby obywatele mieli bardziej krytyczne podejście do oferty
politycznej, to by zmienili polityków.
Prof. Hanna Świda-Ziemba z
Uniwersytetu Warszawskiego uważa, że obecnie wychowanie
obywatelskie nie może stawiać na obowiązek, ale raczej na
zainteresowanie.
Potrzebna jest także większa
aktywność placówek oświatowych i zmiana podejścia do lekcji wiedzy
o społeczeństwie.
- W szkole już się nie kształtuje
postaw obywatelskich. Obecnie chodzi głównie o egzaminy, o dostanie
się do szkoły wyższej. Teza, że szkoła jest przygotowaniem do życia
publicznego została sprymitywizowana – narzekał Jacek Strzemieczny.
– Konieczne jest ustawienie tego we właściwych proporcjach, a do
tego potrzebna jest silna presja.
Natomiast zdaniem prof. Krzysztofa
Kicińskiego z Uniwersytetu Warszawskiego nauczyciele powinni zacząć
stosować wobec młodzieży raczej strategię argumentacji racjonalnej
niż uwrażliwiania na dobro publiczne.
Źródło: inf. własna