Co z tytułem europejskiej stolicy kultury dla Warszawy
W konkursie o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016 chodzi o to, żeby wygrać. Ale też o to, by nie zmarnować 10 mln zł przeznaczonych w budżecie Warszawy na rywalizację z innymi polskimi miastami
Po 13 października 2010 r., gdy Warszawa weszła do finałowej piątki (obok Gdańska, Katowic, Wrocławia i Lublina), nasze apetyty na przyznanie tytułu znacznie wzrosły. Prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz zadeklarowała, że kultura to jeden z jej priorytetów, a w prace na rzecz naszego zwycięstwa zaangażowali się najprężniejsi warszawscy animatorzy kulturalni, którzy utworzyli Radę Programową Warszawy ESK2016.
Niestety, po euforii konkursowego przesłuchania w Teatrze Wielkim, z tego nadmuchanego balonu zeszło powietrze. Przez długie tygodnie martwa strona internetowa ESK zamierała jeszcze bardziej. Rada Programowa, która miała poszerzać swój skład, milczała. Podobnie pełnomocnik pani prezydent ds. ESK 2016 Ewa Czeszejko-Sochacka. I nagle, wśród nocnej ciszy świąt Bożego Narodzenia, miasto ogłosiło zapowiadany wcześniej konkurs na kierownika artystycznego naszych starań o tytuł. Termin wzbudził podejrzenia. Znamy to z PRL - nie chcesz buntu, ogłoś podwyżki w czasie świąt. Lektura regulaminu przetargu, niestety, potwierdziła te obawy.
Bardzo to wszystko zagmatwane. Miał być konkurs na osobę, która napisze program na rok 2016 i lata go poprzedzające, a jest przetarg na operatora o nie do końca sprecyzowanych kompetencjach. Mogą się zgłaszać zarówno firmy, jak i fundacje i pojedyncze osoby. Warunek jest taki, że mają się otoczyć zespołem, który spełnia dość surowe kryteria. Niewiele podmiotów w Warszawie jest w stanie im sprostać.
Niestety, na czas trwania przetargu zawiesiła też działalność Rada Programowa, ponieważ zamierzał w nim wystartować przynajmniej jeden z jej członków (Grzegorz Piątek). A tylko rada - jako w miarę niezależne ciało - mogła wcześniej zapoznać się z regulaminem i go skomentować. Gdy członkowie rady w końcu go przeczytali i chcieli zgłosić pani prezydent swoje obawy, ta przełożyła spotkanie. Jedna z osób zasiadających w tym gremium tak skomentowała to w liście do "Gazety": "Krytyczna Rada Programowa nie jest tak dobra jak Niekrytyczna Rada Programowa".
Atmosfera się zepsuła, bo po tych zmarnowanych dwóch miesiącach widać wyraźnie, że złym pomysłem było ogłaszanie teraz konkursu na kierownika artystycznego. Trzeba było to zrobić dopiero po ewentualnej wygranej Warszawy. Dziś potrzebna jest kontynuacja dotychczasowych działań: uzupełnienie konkursowej aplikacji i w oparciu o nią stworzenie programu kulturalnego. I to szybko, bo czasu jest bardzo mało - do połowy maja tego roku, gdy trzeba złożyć finalną wersję warszawskiego wniosku. Mogłaby to robić ta sama ekipa, która sprawdziła się już w pierwszym etapie.
Może też pokładaliśmy w tych staraniach zbyt duże nadzieje? Liczyliśmy na to, że nie skończy się na pustych słowach pani prezydent. Że przy tej okazji powstanie wreszcie sensowna strategia rozwoju warszawskiej kultury do 2020 r. oraz zapowiadana w kampanii wyborczej Społeczna Rada Kultury. Że poprawi się promocja miasta. I może moglibyśmy machnąć na to ręką - niech już się ten konkurs przetoczy, bo toczy się według ścisłych unijnych reguł - ale szkoda byłoby zmarnować aż 10 mln zł przeznaczonych w tegorocznym budżecie miasta na nasz start w konkursie ESK 2016. Ile dobra można by w Warszawie zdziałać za tyle pieniędzy, tu i teraz!
Dlatego nie odpuszczamy i mobilizujemy do startu w przetargu (termin składania ofert mija 12 stycznia). Bo może i regulamin wygląda zniechęcająco, ale za to zachęcający jest skład komisji selekcyjnej, w której oprócz urzędników zasiadają też warszawscy kulturalni praktycy: Maciej Nowak z Instytutu Teatralnego, Joanna Mytkowska z Muzeum Sztuki Nowoczesnej, Robert Firmhofer z Centrum Nauki "Kopernik" i Grzegorz Lewandowski z Chłodnej 25. To daje szansę na mądry wybór i na to, że w końcu nadrobimy stracony czas.
Źródło: warszawa.gazeta.pl