WĄS: Mówimy o potrzebie większej ochrony społeczników i społeczników, których działania naruszają rozmaite interesy elit? Zacznijmy od przyjrzenia się samym sobie!
Znamy kariery polityczne wyrosłe na buncie społecznym. Powinniśmy z dużą ostrożnością wprowadzać zmiany, pamiętając, co stało się z elitą związkową. Często spotykam się z krytycznym zdaniem na temat funkcjonowania związków zawodowych. Zarzuty dotyczą charakteru i miejsca zajmowanego przez nie w dzisiejszych czasach. Dokładnie chodzi o ochronę interesów związkowej elity. Ma to ścisły związek z kształtowaniem się społeczeństwa obywatelskiego. Celowo nie używam formy rozwój. Żeby coś się rozwinęło, musi istnieć w początkowej formie.
Chronić przed rozczarowaniem
W Lubartowie szacuję, że świadomość społeczna kształtuje się w granicach 4%. Skąd szacunek? Jest to temat na dłuższą dyskusję, której nie doczekam się w samorządzie.
Wydaje mi się, że rozpoczynamy kolejną dyskusję nad eliminowaniem „błędów i wypaczeń”. Tego chciałabym uniknąć. Błędów i wypaczeń? Nie. Dyskusji. Skąd wynika nikłe zainteresowanie rzeczywistością polityczną? Moim zdaniem jest to rodzaj samoobrony przed kolejnym rozczarowaniem. Wraz ze zrywem politycznym budzą się nadzieje. Niezadowolenie i bunt wynoszą nowych reprezentantów, którzy z kolei dopuszczają się tych samych „błędów i wypaczeń”. Nie można powiedzieć, że nie uczymy się na własnych błędach. Uczymy, dlatego nie uczestniczymy…
Potrzeba ochrony ekonomicznej
Chronić człowieka? Tak, ale na każdym kroku sprawdzać watchdoga, żeby nie dochodziło do kolejnych „błędów i wypaczeń”. Lokalne strażnictwo i ludzie zajmujący się wnioskowaniem i rozpowszechnianiem pozyskanych informacji pełnią funkcję „pożytecznych idiotów”. Pożądani w środowisku i użyteczni opozycji – dopóki ta nie przejmie władzy. Często po zmianie ekipy rządzącej dochodzi do sytuacji, w której społecznik zajmujący się głównie obserwowaniem, na co władza wydaje publiczne – a więc także moje – pieniądze, rezygnuje z dotychczasowej aktywności. Zamienia pasję na przytulny urząd u boku dawnej opozycji. Ludzie czują się oszukiwani. Nadużywanie kredytu zaufania powoduje coraz mniejsze zainteresowanie sprawami publicznymi i adekwatne poczucie sprawstwa.
Na pytanie, czy chronić społeczników, czy nie, odpowiedź jest prosta. Społecznie korzystne jest zainwestowanie określonych środków finansowych – bo także o ochronie ekonomicznej jest mowa – w zamian za funkcjonowanie watchdoga w swoim najbliższym otoczeniu. Widzę jednak konieczność zawarcia kontraktu obustronnie wiążącego.
Osoba zajmująca się strażnictwem powinna podjąć każdy temat, z którym zwróci się mieszkaniec. Bez względu na kierunek dociekań. Osobiście nie odczuwam potrzeby jakiejś szczególnej ochrony – poza ekonomiczną.
NGO też bywają elitą
Dostrzegam natomiast większą potrzebę zmuszenia (nie bójmy się tego słowa) samorządu do wydzielenia miejsca na informacje o naszych działaniach w lokalnych gazetach władzy. Jakkolwiek by się nie nazywały dla niepoznaki. Bo uporczywe ignorowanie naszej działalności jest de facto pozbawianiem ludzi do informacji, które pozyskujemy. I ograniczaniem edukacji w tym obszarze. Niewątpliwie każda tego rodzaju gazetka chętnie opublikuje zdjęcia z festynu czy imprezy sportowej dotowanej przez miasto. Zwłaszcza jeśli przy tej okazji władza się z tak zwanym „prostym ludem” może obfotografować. A radny były lub przyszły może, funkcjonując w takim NGO, zrobić sobie kampanię wyborczą tanim kosztem, bo za pieniądze publiczne.
Mówimy o potrzebie większej ochrony społeczników i społeczników, których działania naruszają rozmaite interesy elit (samorządowych, politycznych, biznesowych, kościelnych czy jakiejś formy ich współistnienia i współdziałania)? Wobec tego powinniśmy zacząć od siebie. Czyli od tak zwanego trzeciego sektora. Dlaczego? Dlatego, że te rozmaite interesy elit to często interesy fasadowych NGO z samorządem, Kościołem i tak dalej związanych. Nieprzypadkowo określam je mianem fasadowych. Często w skład organizacji wchodzą samorządowcy, politycy – bądź wprost, bądź też poprzez udzielanie dotacji jedynie słusznym, czy związanym z Kościołem organizacjom, albo w inny, na przykład wizerunkowy sposób. Te środki i tak muszą być wydane, ale dla kogo jest ten konkurs – to już zupełnie inna bajka! Pisząc o władzy, naruszamy także pośrednio interesy NGO. Bo kolejna władza może być hojna dla innych organizacji. A i do publicznego garnuszka kolejka spora, więc trudno mówić o solidarności sektora, kiedy jesteśmy dla siebie konkurencją. Niewątpliwie część organizacji cieszy się ze zmiany, czując wzrost swoich szans na pozyskanie pieniędzy. Tak szczerze.
Wrogość wobec strażników
A świadomość tego, po co jest watchdog, czym się zajmuje i dlaczego to ważne – w samym trzecim sektorze jest nikła. I kompletny brak jest zapotrzebowania na uzyskanie tej świadomości. Przy czym mamy do czynienia z wrogim odbiorem, kiedy domagamy się informacji właśnie od organizacji pozarządowych. Bo kiedy pytamy innych, to od biedy można uznać, że to organizacji nie dotyczy. Ale kiedy pytamy organizacji, jak wydają pieniądze publiczne i jakie są tego efekty – to jest to traktowane niemal jak zamach na rodzinę.
Społeczeństwo obywatelskie na festynie? Puste w środku, niczym dmuchaniec, i mdłe jak wata cukrowa.
Czym żyje III sektor w Polsce? Jakie problemy mają polskie NGO? Jakie wyzwania przed nim stoją. Przeczytaj debaty, komentarze i opinie. Wypowiedz się! Odwiedź serwis opinie.ngo.pl.
Spotykamy się z wrogim odbiorem, kiedy domagamy się informacji właśnie od organizacji pozarządowych.