Kilka tygodni temu Chełmno przeszło gruntowną przebudowę. W ramach projektu „Teren Budowy”, autorstwa Izy Rutkowskiej z Fundacji Form i Kształtów, mieszkańcy tego miasta przez dwa dni zmieniali przestrzeń publiczną. Zadanie było proste: nie trzeba było burzyć i stawiać budynków od nowa. Wystarczyło wymyślić i zbudować hasło, które nada nowe znaczenie jakiemuś miejscu. I uwierzyć, że mieszkańcy mogą kształtować i zmieniać swoje miasto.
Chełmno to nieco ponad 30-tysięczne miasto w woj. kujawsko-pomorskim. Ma bogatą historię i jak się okazuje – otwartych mieszkańców. Tyle, że na co dzień niewiele się tam dzieje.
– Albo jest totalna cisza, albo odbywają się koncerty orkiestr dętych czy pokazy tańca ludowego, podobnie jak w innych takich miejscowościach. Ludzie popadają w rutynę i uczestniczą w wydarzeniach z przyzwyczajenia. Nie zastanawiają się nad tym, czy jest im dobrze, czy mogą wpływać na wartość wydarzeń, nadawać nowe kształty rzeczywistości – mówi Iza Rutkowska z Fundacji Form i Kształtów. Iza niespełna miesiąc temu przyjechała do Chełmna z nietypowym projektem o nazwie „Teren Budowy”.
Zostać z ludźmi na dłużej i pozwolić im działać
– To jest moje rodzinne miasto – tłumaczy. – Mimo że na stałe działam w Warszawie, to tu założyłam fundację. Zawsze mi zależało, żeby wrócić do Chełmna z moimi projektami i aby realizować je na takim samym poziomie i tak samo skonstruowane jak te w Warszawie.
Iza Rutkowska, przyglądając się projektom prowadzonym w małych miejscowościach zauważyła, że wiele z nich ma charakter akcyjny, krótkofalowy.
– Organizacje wpadają na chwilę, coś pokazują ludziom, nie mają nawet czasu, żeby zastanowić się co z tym dalej zrobić. Robią zdjęcia, dokumentację i wracają do siebie.
To, co Iza razem z wolontariuszami i artystami zaproponowała mieszkańcom Chełmna, w jej głowie narodziło się rok temu. Przyznaje, że nie wiedziała wtedy, czy i jak uda jej się zorganizować akcję oraz jak na jej pomysł zareagują władze miasta. Została mile zaskoczona.
– Dofinansowanie zdobyłam z Urzędu Miasta w Chełmnie i Urzędu Marszałkowskiego w Toruniu, znalazł się nawet prywatny sponsor. Urzędnicy byli ciekawi akcji, widać, że im zależy na tym, żeby coś się działo. A dla kolei bardzo ważne było, żeby nie przyjeżdżać z niezrozumiałą sztuką, ale zrobić wydarzenie animujące mieszkańców – mówi Iza. – Mój projekt jest tak skonstruowany, żeby to mieszkańcy sami go zrealizowali. Dałam im narzędzia do działania, a potem tak naprawdę stałam sobie z boku i tylko przyglądałam się, co oni z tym zrobią.
Od liceum do liceum
Każdy, kto by pomyślał, że chełmnianie dowiedzieli się o akcji „Teren Budowy” z mediów, byłby w błędzie.
– Poświęciłam na to dużo czasu. Projekt od początku miał być otwarty na różne grupy wiekowe, ale na początku chciałam skupić się na młodzieży, bo to do niej najłatwiej wydawało mi się dotrzeć. Chodziłam więc po wszystkich liceach chełmińskich. Klasa po klasie wchodziliśmy z wolontariuszami na lekcje i opowiadaliśmy o akcji – mówi Iza. Przyznaje też, że początkowo nie spotkała się z entuzjazmem młodzieży. – To było ciekawe doświadczenie. Wchodziłam z energią, opowiadałam im o wszystkim, a kiedy na koniec pytałam, kto chce się zaangażować, nikt nie odpowiadał. Ani jedna osoba – wspomina. Szybko jednak dodając, że to jej nie zniechęciło. – W końcu przyszły te osoby, którym naprawdę zależało.
Do wzięcia udziału w akcji można było się zgłaszać drogą elektroniczną. Do 19 czerwca przyszło 40 zgłoszeń.
Spacer po przestrzeni publicznej
Akcja ruszyła w sobotę, 19 czerwca 2010 r.
– Spotkaliśmy się na Plantach, w dawnej muszli koncertowej. To bardzo urokliwe miejsce, jest stamtąd widok na Wisłę – mówi organizatorka. – Przyszło około40 – 50 osób. Była to nie tylko młodzież, która wcześniej zgłosiła się do wzięcia udziału, ale z ciekawości przyszły też osoby starsze, które przeczytały o akcji w lokalnej gazecie.
Na początek cała ekipa wyruszyła z przewodnikiem dowiedzieć się czegoś o ciekawych miejscach Chełmna.
– Musieliśmy najpierw poznać przestrzeń, przyjrzeć się jej, poznać też jej historię. Przewodniczka opowiadała i o małej architekturze, i miejskich mitach. Spacer miał zainteresować uczestników przestrzenią oraz wpłynąć na powstanie pierwszych koncepcji, gdzie i jaki napis ma się pojawić. Popołudniu wszyscy wrócili na Planty i rozpoczęła się burza mózgów. Na plany miasta ludzie zaczęli nanosić propozycje zrobionych przez siebie napisów. Pomysłów nie brakowało – opowiada Iza.
– Wymyśliłyśmy napis „CAŁUJ”, bo chciałyśmy zrobić coś pozytywnego dla pomnika Smoka. Żeby przechodzący ludzie podchodzili do niego, całowali go, przytulali. To by było fajne – przekonywała jedna z uczestniczek.
Przez cały czas ludzie ze sobą rozmawiali i poznawali się nawzajem.
– Uczyliśmy się kreatywności i też w jakiś sposób porozumiewania się z ludźmi – zauważyła inna uczestniczka. – Musieliśmy ze sobą współpracować.
Nadać przestrzeni nowe znaczenie
Następny dzień, niedziela, upłynął uczestnikom i organizatorom na wprowadzaniu w życie tego wszystkiego, co wymyślili dnia poprzedniego. Zaczęło się więc sklejanie i ozdabianie liter. Koordynowaniem tych prac i udzielaniem wskazówek zajęli się, zaangażowani przez Izę, warszawscy artyści, m.in. Mrufiq z grupy Vlepvnet, projektantka mody i stylistka Dominika Piekutowska-Swed oraz projektant z Żoliborza Krzysiek Czajka.
– Ja wymyślałam koncepcje i zajmowałam się organizacją – mówi Iza. – Oni są bardziej twórczy, dlatego fajnie się uzupełnialiśmy. Przez cały czas z kamerą towarzyszył nam Robert Kielak i Łukasz Czajka, dzięki czemu uczestnicy projektu, tydzień po akcji, mogli zobaczyć samych siebie w działaniu – na ekranie w parku.
Radość z robienia czegoś wspólnymi siłami mieli w tamtym momencie z pewnością wszyscy, ale największą frajdę miały oczywiście dzieci.
– Dzieci się nie nudziły. Na każdą literę miały jakiś swój pomysł – opowiada o pracy Dominika Piekutowska-Szwed. Mrufiq dodaje, że chodziło właśnie o to, żeby dzieci miały pole do popisu. – Mają dużo pomysłów. Z realizacją jest tak, że są nieco niechlujne. Wiadomo, jak to dzieci. Nie dyrygowałem tym, starałem się umożliwić im realizowanie swojej wizji.
Kiedy skończyło się przygotowywanie liter, uczestnicy podzielili się na grupy i każda z nich ruszyła w swoje miejsce, żeby ustawić napis. Nie były to jednak zwykłe słowa. Uczestnicy mieli bowiem czas na przemyślenie ich, na dopasowanie tak, aby w danym miejscu spełniały jakąś funkcję. Każdy napis był więc swojego rodzaju manifestacją.
– Dziewczyny, które jak się później okazało bardzo interesują się filmem, powiedziały, że chcą ustawić napis „GRAJ” przed kinem, które już nie działa. Był też napis „LATEKS”. Osiemnastolatki chciały się w ten sposób zbuntować przeciwko kiczowatym ich zdaniem ozdobom wiszącym w mieście – wylicza Iza. Mieli odwagę manifestować, co naprawdę myślą.
– Znajdą się ludzie, którym napisy się nie spodobają, ale pewnej grupie to przypadnie do gustu. Wydaje mi się jednak, że tak czy inaczej nie będą wykonywać tego, co jest napisane, na przykład „TAŃCZ”. Chełmno chyba nie jest jeszcze na tyle otwarte. – mówiła jedna z uczestniczek w czasie składania liter. W tym wypadku wszystkich spotkała jednak miła niespodzianka.
– Obok napisu „TAŃCZ” przechodziła para, która najpierw zrobiła sobie przy nim zdjęcie, a potem zaczęła tańczyć dokoła – wspomina Iza. Szybko okazało się, że inne napisy też zaczynają żyć własnym życiem.
– To był śmieszny obrazek, jak mały chłopiec podszedł do litery „G”, rozejrzał się dokoła, chwycił literę i w nogi. A my patrzyliśmy z daleka jak ucieka litera „G” na jego małych nóżkach – śmieje się Iza. – Wiele osób później przestawiało też litery z napisów i tworzyło w ten sposób nowe hasła. Napis „LATEKS” zmienił się w napis „SETKA”. Były dzieci, które z liter robiły sobie domki. Zmieniały więc też samą formę przestrzenną.
Inne pozytywne incydenty miały miejsce już po akcji, kiedy organizatorzy przyjechali do Chełmna, żeby po sobie posprzątać. Jeden z nich został potraktowany jak wandal – wspomina pomysłodawczyni.
– Kiedy mój kolega chciał sprzątnąć napis „GRAJ”, to mieszkańcy wręcz go okrzyczeli, że tego nie wolno zabierać i nie wolno tego niszczyć – mówi.
Zmienić przestrzeń na stałe
Akcja zakończyła się tak, jak się zaczęła, spontanicznie. Na podsumowanie przyjdzie jeszcze czas. Okazją do tego ma być spotkanie uczestników i organizatorów w Centrum Sztuki Współczesnej „Znaki Czasu” w Toruniu. Termin wyznaczono na początek września. Iza Rutkowska chciałaby, żeby to spotkanie miało bardziej otwarty charakter.
– Będziemy starali się zaprosić organizatorów różnych innych wydarzeń kulturalnych w regionie, żeby zobaczyli nasz projekt – mówi. – Na pewno pokażemy film i zdjęcia z akcji. Robert Czajka zaprojektuje też makietę miasta Chełmna z literami, które będzie można od nowa ustawiać w „mieście”.
Zgodnie z deklaracjami głoszonymi przed i w trakcie akcji, Fundacja Form i Kształtów nie pozostawi teraz mieszkańców Chełmna z uczuciem niedosytu. Jak przyznaje Iza, happening był tylko początkiem.
– Chcieliśmy najpierw otworzyć ludziom głowy, a teraz będziemy się spotykać, żeby porozmawiać o kontynuacji akcji. Już niedługo, bo w lipcu, z osobami, które wzięły teraz udział w projekcie, chcemy pomyśleć jak ożywić przestrzeń publiczną na stałe – dodaje.
Jeden z pomysłów był taki, żeby w mieście stanął wspólnie wymyślony napis zrobiony z trwalszego niż karton tworzywa i został już tam na zawsze. Iza myśli jednak o czymś innym. Chce, aby za kilkanaście miesięcy osoby, które zaangażowały się w akcję w Chełmnie pojechały z nią w Polskę realizować podobne projekty w innych miastach. Zadanie ma być takie samo: ożywić przestrzeń niewielkiego miasta pomysłami jego mieszkańców, którzy często sami nie są świadomi potencjału, jaki w nich drzemie.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)