Ashoka jest organizacją, która wyszukuje i zrzesza ludzi, wprowadzających nowe, niekonwencjonalne rozwiązania problemów społecznych. Co roku wybiera się około stu osób z całego świata, wyróżniających się szczególną przedsiębiorczością, których nazywa się “innowatorami dla dobra ogółu”. Spotkaliśmy się w warszawskiej siedzibie Ashoki, aby porozmawiać, czym zajmuje się jej polski oddział.
Filip Żyro: – Działalność Ashoki ciężko streścić w kilku zdaniach. Waszą organizację można nazwać inkubatorem idei. Opowiedziałabyś nam, czym się zajmujecie?
Agata Stafiej-Bartosik: Ideę Ashoki może trochę wytłumaczyć właśnie nazwa. Ashoka był przywódcą hinduskim znanym z okrucieństwa. Po jednej z krwawych bitew, która była momentem przełomowym w jego życiu, postanowił porzucić drogę przemocy i zaczął zastanawiać się, w jaki sposób może dokonać zmian społecznych bez używania przemocy. Zaczął poszukiwać rozwiązań państwowych i administracyjnych, aby móc zmieniać społeczeństwa. Między innymi sadził dęby wzdłuż szlaków dla pielgrzymów, aby mogli trafiać w prosty i wygodniejszy sposób do miejsc kultu. Stąd też w logo Ashoki znajduje się dąb, ponieważ wydaje nam się, że to co my robimy jest czymś podobnym. Staramy się ułatwić drogę osobom, które mają jakiś nowatorski pomysł, w pewnym sensie są takim pielgrzymem, który chce naprawić świat.
Jednak jest to tylko geneza nazwy, a sama geneza pomysłu również jest ciekawa. Założyciel Ashoki Bill Drayton, który był doradcą prezydenta Jimmy’ego Cartera i pracował w firmie McKinsey. Drayton bardzo chciał rozwiązać pewne kwestie związane z ochroną środowiska i pomimo tego, że miał rozliczne znajomości i dużą siłę przebicia w świecie polityki, nie udało mu się. Strasznie to przeżył. Pojechał na wyprawę do Indii, w trakcie której zaczął zastanawiać się, jak to jest, że cokolwiek się zmienia w świecie. Doszedł do wniosku, że zawsze u podłoża zmiany jest jakaś osoba, człowiek, który ma nowy pomysł, ale posiada także umiejętności zbierania wokół siebie wyjątkowych ludzi, budowania ruchu.
Drayton wyszedł z założenia, że trzeba zasiać ziarno, aby w przyszłości móc zbierać plony działań.
A. S.-B.: – Tak, postanowił działać trochę tak jak działał Gandhi czy Martin Luther King; na wzór kogoś, kto potrafił zbudować wokół siebie ruch, który potem był w stanie zmieniać świat. Wychodzimy z założenia, że u podłoża wszystkich zmian zawsze stoi wyjątkowy człowiek. Bill Drayton postanowił, że chce wspierać takie osoby i tym właśnie zajmuje się Ashoka od ponad 30 lat, działając w 85 krajach na całym świecie. Nazywamy te osoby Ashoka Fellows. W Polsce Ashoka powstała w 1995 r. i była pierwszą Ashoką w Europie. Do tej pory wybraliśmy najwięcej Ashoka Fellows ze wszystkich biur lokalnych Ashoki na świecie.
Jaka jest zatem rola biura Ashoki w Polsce czy innego biura lokalnego?
A. S.-B.: – Rolą biur jest poszukiwanie kandydatów na Ashoka Fellows, jednak, co istotne, to nie my mamy ich wybrać. My jedynie przedstawiamy kandydata, który naszym zdaniem ma jakąś nową ideę, która jest nastawiona na duży wpływ, zmienianie świata, zmianę systemową, Taka osoba musi być przedsiębiorcza, aktywna, a także bez wątpienia etyczna.
Bardzo ciężko posiąść taką całościową wiedzą o człowieku. Musicie zatem mieć jakiś specjalny proces rekrutacji?
A. S.-B.: – Taki proces trwa bardzo długo. W Ashoce mówimy, że to musi potrwać musi minimum 9 miesięcy, a czasem zdarza się, że ten proces trwa latami.
Czy to wy się zgłaszacie do takiej osoby, czy taka osoba może się zgłosić do was? Sami werbujecie osoby wyróżniające się w lokalnych społecznościach?
A. S.-B.: – Bardzo różnie. Często nasi członkowie podpowiadają nam, że kogoś moglibyśmy zwerbować. Mamy również wielu przyjaciół fundacji, którzy bardzo chętnie wskazują takich liderów zmiany. Te wszystkie osoby nazywamy siecią nominatorów. Staramy się budować naszą sieć w bardzo różnych środowiskach: na uczelniach, administracji państwowej i w firmach. Każdy może zgłosić kandydata przez naszą stronę www. Jeżeli stwierdzimy, że taka osoba wskazana przez kogoś spełnia nasze kryteria, to umawiamy się z nią na spotkanie i serię kilku wywiadów. Wtedy musimy uznać, że zaproponowany pomysł naprawdę jest innowacyjny, i nie mówimy tylko w skali naszego kraju, ale na tle wszystkich Ashok rozsianych po świecie.
Czy ta innowacyjność rzeczywiście jest aż tak istotna? Czy to nie chodzi bardziej o to, żeby ta osoba była takim prawdziwym motorem napędowym zmiany?
A. S.-B.: – Dla Ashoki bardzo istotne jest, żeby to był nowy pomysł. To jest jedno z pięciu kluczowych kryteriów.
Czyli staracie się nie duplikować pomysłów w swojej sieci?
A. S.-B.: – Tak. Warto jednak wyjaśnić, że nowość pomysłu to nie musi być wynalezienie nowego układu scalonego czy odkrycie prawa grawitacji. Chodzi nam o nieszablonowe podejście do jakiegoś zagadnienia czy problemu. Dla nas innowacyjna może być zmiana w tradycyjnym systemie np. podziału ról.
Jeden z moich ulubionych przykładów, to przykład właściciela McDonald’s z USA – Steve’a Bigari. Zauważył, że ludzie pracujący u niego na najniższych stanowiskach bardzo często rezygnują z pracy. Zaczął się zastanawiać, dlaczego tak się dzieje, bo cierpiał na tym jego biznes. Okazało się, że ci pracownicy w Stanach mają bardzo niski kapitał społeczny. Dla takiej osoby choroba dziecka czy zepsucie samochodu są porównywalne do katastrofy. Jak mi się rozchoruje się dziecko, zawsze mam kogoś bliskiego, na którego pomoc mogę liczyć. W Stanach takie osoby bardzo często są odcięte od korzeni i najzwyczajniej na świecie nie mają do kogo zwrócić po pomoc. Jednocześnie w Stanach jest bardzo dużo organizacji pozarządowych, do których można zgłosić się praktycznie z każdym problemem, tylko te osoby o tym nie wiedzą.
Więc ten wspomniany właściciel McDonald’s wymyślił, że może wystarczy stworzyć listę takich organizacji i jak pracownik dzwoni do swojego kierownika i mówi “Słuchaj, John, zachorowało mi dziecko, nie dam rady dojechać”. To ten John zamiast mówić: “To już piąty raz w tym miesiącu. Jesteś zwolniony!”, mówi” „Słuchaj w naszej okolicy jest taka organizacja, masz tutaj numer, odezwij się do niej”.
W sumie taki pomysł nie jest wynalezieniem rakiety kosmicznej, ale z drugiej strony takie podejście jest kompletnie innowacyjne pod względem podejścia do problemu pracowników. Do niedawna taki kierownik był kimś, kto mógł cię wyrzucić z pracy, a tu nagle okazuje się twoim sprzymierzeńcem, który chce ci pomóc rozwiązać problem i tym samym, przerwać zaklęty krąg ubóstwa. Czasem właśnie chodzi nam o takie nowe pomysły.
Czasem przełamywanie schematów myślenia jest znacznie trudniejsze niż wymyślenie nowej aplikacji na telefon. Idee mają niezwykłą moc, ale niektóre utarte ścieżki bardzo ciężko zmienić.
A. S.-B.: – Szukamy kogoś, kto na problem umie spojrzeć od innej strony. Pierwszy taki przykład, który mi przychodzi do głowy, to bezdomność. Ludzie często rozumują schematem, że ktoś bezdomny, to znaczy, że nie ma domu, więc trzeba mu ten dom wybudować albo zapewnić miejsce w noclegowni. Oczywiście jest w tym jakaś niegłupia myśl, bo chociażby w zimę dom pozwala nam przetrwać mrozy, zresztą kiedy ludzie wyjdą z bezdomności, muszą gdzieś mieszkać.
Jednak fundacja Barka pokazuje, że być może początków kłopotów z bezdomnością należy doszukiwać się gdzie indziej. Barka wychodzi z założenia, że ten dom, którego ludziom brakuje, to jest ten ludzki dom, czyli relacje. Gdybyśmy, ja czy ty, chcieli zostać bezdomnymi, to zaraz by się znalazła rzesza ludzi, którzy chcieliby nam pomóc, walczyliby o nas – mamy wielkie szczęście. My sami czulibyśmy, że ograniczają nas zobowiązania wobec innych osób – nie możemy iść na imprezę w środku tygodnia, bo mamy pracę czy dzieci.
Ale kiedy na ciebie nikt nie liczy, nie masz żadnych trwałych więzi, jest zupełnie inaczej. Dlatego myślenie – dajmy tej osobie dom, często nie rozwiązuje problemu. Barka potrafiła spojrzeć na ten problem z zupełnie innej perspektywy, pomaga tym ludzion tworzyć społeczność, mają przydzielone określone zadania w społeczności, przez co czują się potrzebni. Dzięki temu Barka ma dziewięćdziesiąt procent skuteczność w wyciąganiu ludzi z kryzysu bezdomności.
To rozwiązanie problemu poprzez spojrzenie na niego z innej perspektywy. A może macie w sieci kogoś, kto rozwiązuje problemy wykorzystując nowe technologie?
A. S.-B.: – Może inaczej, mieliśmy kogoś, kto zauważył, w jaki sposób można zrewolucjonizować nowe technologie. Członek Ashoki z Belgii Bart Weetjens pracował z robotami, które pomagały rozminowywać pola. Po latach pracy nad tymi robotami stwierdził, że one nie są doskonałe. Pewnego dnia olśniło go, że zna taki rodzaj szczurów, które mają węch niemal idealny, w zasadzie powinny być w stanie wyczuć materiał wybuchowy, nawet przez warstwę ziemi. Tak powstało Hero Rats, szczury, które pomagają rozminowywać pola na terenach powojennych. (zob. https://youtu.be/L0swUc492hU)
Wśród NGO-sów Ashoka jest bardzo elitarna. Wiadomo, że proces rekrutacji i stawania się Ashoka Fellow jest bardzo skomplikowany i zarezerwowany dla nielicznych. Wasze kryteria, można powiedzieć, są ostrzejsze od rekrutacji w niejednej korporacji. Zatem czy takie osoby mogą liczyć na coś w zamian?
A. S.-B.: – Bill Drayton lubi mówić, że 1 na 10.000.000 osób spełnia kryteria Ashoki. Często mówi się, że członkostwo w Ashoce to taki społeczny Nobel, absolutne wyróżnienie dla jakiegoś społecznika czy organizacji. Ale oferujemy nie tylko splendor. Mamy również możliwość przyznawania stypendiów.
Tym, co nas wyróżnia na tle innych organizacji, to stypendia przyznawane osobom, a nie na projekt. Wychodzimy z założenia, że jeżeli masz kurę, która znosi złote jajka, to się opiekujesz kurą, a nie jednym z jajek.
Działamy jak fundusze inwestycyjne, tylko że Ashoka nie inwestuje w start-upy, a w ideę.
Bardzo cieszy, że jest ktoś taki, jak Ashoka i podchodzi do tego tak zdroworozsądkowo.
A. S.-B.: – Dla Ashoki najważniejsze jest budowanie partnerstw z darczyńcami, którzy to rozumieją. Bez naszych darczyńców nie bylibyśmy w stanie tego robić. Dlatego staramy się szukać takich partnerów, którzy tę potrzebę rozumieją. Wiele osób traktuje Ashokę jak fundusz inwestycyjny. Jak już znajdziemy kogoś, w kogo inwestujemy, to otaczamy go opieką, pracujemy z nim, tak aby efekty były jak najlepsze, aby jego idea nie tylko rozkwitła, ale także upowszechniła się jak najszerzej.
Można powiedzieć, że jest to jedna z najtrudniejszych prac. Wyłamywanie się ze schematów, wymyślanie rzeczy na nowo, zmuszanie innych do zmiany, aby spojrzeli na coś pod innym kątem. Praca takiego Ashoka Fellow nie jest chyba usłana różami.
A. S.-B.: – Tak, to prawda. Bycie takim pionierem jest trudne. Trzeba wyważać dużo drzwi. Ashoka Fellows często mówią, że na przykład “prawo takich jak my nie przewidziało”. Dlatego warto zaznaczyć, że 70 procent Ashokowców zmienia prawo właśnie w swoim obszarze działania, coś odblokowują w skostniałym systemie. A my staramy się ułatwić im te działania.
Lubimy myśleć o swojej pracy, że jesteśmy tymi, którzy te wspomniane dęby przy drodze będą sadzić. Pielgrzymom potrzebny jest cień i odpoczynek – po to tu jesteśmy.