DRYGAŁA: Złym pomysłem byłyby regulacje zbyt szczegółowe, bo przysporzyłyby tylko niepotrzebnej pracy prawnikom i kontrolerom.
Jestem za legalizacją budżetu obywatelskiego w ustawie, bo to otwiera i ułatwia proces inicjowania go, daje możliwość tworzenia najróżniejszych modeli odpowiadających charakterowi danej wspólnoty. Złym rozwiązaniem natomiast będzie ich rozwijanie i uszczegółowianie, które daje tylko więcej niepotrzebnej, a kosztownej pracy sztabom prawników i kontrolerów domniemających, „co autor miał na myśli”.
Muszę też przyznać, że narzucanie samorządom przez organy nadzorcze i kontrolne władzy centralnej, dziwnych interpretacji prawnych, często zwyczajnie niekorzystnych dla ducha samorządności i subsydiarności jest jednym z większych rozczarowań naszym demokratycznym porządkiem i chyba coraz większym problemem dla rozwoju Polski lokalnej i regionalnej.
Ustawa już w toku
Wprowadzenie do porządku prawnego tych zapisów oraz wielu innych z tego projektu czyni małą rewolucję. Uznaje bowiem współdecydowanie z mieszkańcami nie tylko za innowacyjne działania, ale za ustawową gwarancję dla obywateli. To ważne, bo z mojego doświadczenia wynika, że jakiekolwiek niepoparte zapisami ustawy pomysły społeczności lokalnej, mogące z powodzeniem w danej wspólnocie funkcjonować, bywają blokowane przez niekorzystne interpretacje prawne i strach przed organami kontroli.
Dodatkowo warto uregulować gwarancje minimalne
Osobną i konieczną sprawą byłoby wprowadzenie do przepisów jednoznacznie określonych kryteriów minimum (poszczególnych elementów), które budżety partycypacyjne muszą spełniać. Jest już nad czym pracować, bo próby tego podejmowano na Kongresie Ruchów Miejskich (opisał je ostatnio Marcin Gerwin z Sopockiej Inicjatywy Rozwojowej), a dużą wiedzę nt. ma też Pracownia Badań i Inicjatyw Społecznych STOCZNIA. Gdyby przy udziale np. Związku Miast Polskich i innych samorządowych porozumień podjąć debatę na ten temat i wspólnie określić „warunki konieczne” dla budżetu obywatelskiego, uniknęlibyśmy nazywania budżetem partycypacyjnym różnego rodzaju plebiscytów i konsultacji, które nim nie są. Nie znaczy to oczywiście, że inne formy partycypacji obywateli są złe lub niepotrzebne, ale niepotrzebnie ideę budżetu partycypacyjnego wypaczają.
Gdyby te warunki minimum udało się wpisać do projektu prezydenckiej ustawy, to mielibyśmy moim zdaniem idealne rozwiązanie, dające możliwość podejmowania się przez samorządy realizacji budżetów partycypacyjnych, przy jednoczesnym określeniu kiedy możemy tej nazwy bez zastrzeżeń używać. To czy dana wspólnota się podejmie tego wyzwania zależeć powinno tylko od woli mieszkańców i wybranych przez mieszkańców władz tej wspólnoty.
Źródło: inf. własna ngo.pl