Cmentarz Powstańców Warszawy na Woli jest jednym z niewielu w Warszawie miejsc pamięci, które są bezpośrednim świadectwem skali cierpienia ludności cywilnej stolicy w sierpniu i wrześniu 1944 roku. Jednak mimo coraz żywszej pamięci o samym powstaniu, miejsce to było jeszcze do niedawna zapomniane przez mieszkańców miasta.
Jak pokazały najnowsze badania instytutu Homo Homini, żywa pamięć o powstaniu warszawskim nie jest już fenomenem społecznym dotyczącym wyłącznie mieszkańców stolicy. 34 procent spośród zapytanych przez instytut w ogólnopolskim badaniu o to, które z polskich powstań było najważniejsze, wskazało właśnie to rozpoczęte w Warszawie 1 sierpnia 1944 roku. Jednak nie tak dawno, przy okazji rocznicy powstania w warszawskim getcie, w badaniu tego samego instytutu na jaw wyszły kłopotliwe fakty. Jak się bowiem okazało, prawie 40% warszawskich licealistów uważa, że powstanie warszawskie zakończyło się… sukcesem powstańców.
Tymczasem najbardziej chyba wymownym dowodem tego, jak wielką tragedią było dla stolicy powstanie, jest liczba ofiar wśród ludności cywilnej w trakcie walk powstańczych. Jak podaje Biuletyn Instytutu Pamięci Narodowej (NR 8-9/2004) zatytułowany „Straty ludzkie i materialne w powstaniu warszawskim”, podczas powstania zginęło ponad 150 tysięcy cywili. Liczba ta jest jeszcze bardziej wymowna, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że przed wybuchem wojny liczba mieszkańców Warszawy wynosiła około miliona trzystu tysięcy. Jak szacują historycy, w przeddzień wybuchu powstania liczba ta spadła do około miliona – przede wszystkim na skutek tragicznego losu żydowskiej ludności Warszawy w latach 1942 i 1943.
A zatem, prawie co siódmy mieszkaniec stolicy nie przeżył dwóch miesięcy walk powstańczych – sierpnia i września 1944 roku. Z pewnością o skali tej tragedii przesądził fakt, że wyniszczanie ludności cywilnej było świadomą strategią okupantów. „Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców. Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy” – brzmiał ustny rozkaz Adolfa Hitlera wydany w dniu wybuchu powstania. Tak zwana „rzeź Woli”, dokonana przez SS i oddziały policji niemieckiej w pierwszych dniach walk, w której w ciągu kilku dni zamordowano kilkadziesiąt tysięcy kobiet i mężczyzn, była jednym z elementów realizacji tego rozkazu.
W dużej mierze dlatego właśnie, jak pisał historyk i zarazem uczestnik powstania Jan Mieczysław Ciechanowski, powstanie było zupełnie czymś innym dla ludności cywilnej niż dla walczących żołnierzy. „Dla ludności cywilnej powstanie było ciągłą udręką i nieustannym czekaniem na upragniony jego koniec. Dla walczących (…) powstanie było wielką przygodą, połączoną z poczuciem dobrze spełnionego do końca żołnierskiego obowiązku” – pisze Ciechanowski. Z kolei Miron Białoszewski, autor „Pamiętnika z powstania warszawskiego”, pisał: „Raz chciało się tu. Raz tam. Na Woli był strach o te rozstrzeliwania i palenia na stosach. Więc człowiek chciał się wydostać jakimś cudem z tego piekła”. Nie dziwi zatem fakt, że wielu cywili wykorzystywało dogodne okazje, by uciec z miasta albo chociaż przedostać się do „spokojniejszych” dzielnic. W dniach 8 i 9 września, kiedy Niemcy na dwie godziny przerwali ogień, ze Śródmieścia wyszło ponad 10 tys. ludzi. Podobnie stało się 26 września na Mokotowie – podczas dwugodzinnego zawieszenia broni dzielnicę opuściło ponad 9 tys. ludzi.
Masowe egzekucje ludności cywilnej dokonywane były w różnych częściach miasta – w Śródmieściu takim miejscem była aleja Szucha, przy której mieściła się siedziba niemieckiej policji bezpieczeństwa. Zwłoki zamordowanych cywili palone były na stosach, aby zlikwidować wszelkie ślady zbrodni. Jednak ciała wielu zabitych leżały na ulicach. Dlatego dowódca powstania, Antoni Chruściel „Monter”, wydał rozkaz mówiący, że „zmarłych należy grzebać w jakimkolwiek stosownym miejscu (…) na najbliższych placach, skwerach lub podwórzach”. To właśnie ciała tych osób, pochowane w „przejściowych” grobach, zostały złożone na specjalnie w tym celu utworzonym na jesieni 1945 roku Cmentarzu Powstańców Warszawy na Woli. Decyzję o utworzeniu cmentarza podjęło utworzone wówczas Biuro Odbudowy Stolicy. Architektami cmentarza zostali Alina Scholtzówna i Romuald Gutt.
Nagła wyrwa w strukturze ludności miasta, która była efektem powstania warszawskiego, pozostawała żywą raną po odzyskaniu niepodległości. W pierwszych latach po wojnie wciąż trwały ekshumacje ofiar z tymczasowych grobów. Ich szczątki przewożone były właśnie na nowo powstały cmentarz na Woli. Masowe pochówki trwały aż do początku lat 50. Jednak polityka władz PRL, nieprzychylna powstaniu warszawskiemu, sprawiła, że Cmentarz Powstańców Warszawy nie był miejscem eksponowanym. Obowiązywał tam np. zakaz wystawiania nagrobków, na skutek czego rodziny pochowanych tam ofiar starały się o upamiętnienie ich na własną rękę – symboliczne krzyże, stawiane przez rodziny po kryjomu, były usuwane przez służbę cmentarną. Opieka nad Cmentarzem została z czasem przekazana podporządkowanemu władzom Związkowi Bojowników o Wolność i Demokrację (ZBoWiD), który decydował o charakterze miejsca pamięci i jego przekazie. Z tego powodu na Cmentarzu nie było wolno umieszczać emblematów powstania, a samo istnienie nekropolii było ukrywane – nie prowadziły do niego żadne oznaczenia, nie było także nigdzie informacji o liczbie cywili pochowanych na jego terenie.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)