Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
Kasia wraca na misje do Ameryki Południowej już po raz trzeci. Dwa razy pracowała w Boliwii, w domu dla samotnych matek w Santa Cruz, a potem jako animatorka we franciszkańskiej parafii w Urubicha. Teraz czekają na nią wychowankowie oratorium w San Lorenzo w peruwiańskiej dżungli.
Arleta Pabian: – Co cię skłoniło do złożenia po raz kolejny podania o wyjazd na misje?
Kasia Korczyk: – Początkowo miałam w ogóle nie składać podania. Zdecydowałam się w ostatniej chwili i to była bardzo spontaniczna decyzja. Wcześniej zakładałam, że na jakiś czas zajmę się życiem w Polsce, bo przez poprzednie wyjazdy trochę wydłużył mi się czas studiów. Jestem w SWM [Salezjański Wolonatriat Misyjny] już 5 lat. W pewnym momencie stało się dla mnie oczywistym, że chcę znów wyjechać. Nie chodzi o to, że wszyscy wokół wyjeżdżają, więc ja też muszę. Przez tę ciągłą bliskość z misjami, przez działanie tutaj w Polsce, stało się to moją drugą naturą. Ciężko mi bez tego funkcjonować, nie czuję się wtedy taka spełniona.
Czyli nie masz problemu z tym, żeby na kilka miesięcy zostawić życie w Polsce i całkowicie poświęcić się misji?
K.K.: – Nie, nie mam. Bardzo lubię ten czas, kiedy odłączam się całkowicie od tego wszystkiego co tutaj zostawiam i tam w stu procentach oddaję się obowiązkom. Można bardzo idealizować misje. Mówić, że będę misjonarką, będę zbawiać ludzi, że będę mieć wielką rolę, ale w rzeczywistości sprowadza się to do prostego codziennego życia. Opiekujesz się dziećmi, sprzątasz, gotujesz, bawisz się z nimi i pomagasz w odrabianiu lekcji. Z reguły jest tak, że na placówkach jest bardzo ograniczony kontakt, jeśli chodzi o telefony i Internet. Więc odcinasz się od tego, co na co dzień zajmuje ci głowę i nagle okazuje się, że masz mnóstwo wolnego czasu, mimo że cały czas jest co robić i czasami brakuje sił. Tak sobie ostatnio myślałam, że moje życie w Polsce jest bardzo wygodne. Jestem odpowiedzialna sama za siebie, mam kilka obowiązków i rodziców, którzy w każdej chwili mogą mi pomóc. I co mnie znów podkusiło, żeby jechać, żeby z tej wygody zrezygnować? Wiem, że praca w Peru będzie wymagała wielu poświęceń, ale muszę się zmobilizować, żeby ten czas wykorzystać maksymalnie. Żebym po powrocie mogła powiedzieć, że zrobiłam to co mogłam, tyle ile mogłam to dałam.
Jest coś za czym w szczególności będziesz tęskniła?
K.K.: – Chyba nie ma takiej rzeczy. Czuję, jakbym wracała do siebie, do drugiego domu. Ale jeśli mam wybrać jedną małą rzecz, której będzie mi brakować będą to pory roku. Ta różnorodność pogody w Polsce jest wspaniała. Kiedy jest upał od rana do wieczora, a jedyny powiew świeżego powietrza przychodzi o 5 rano, to naprawdę wstaje się wtedy z ochotą.
Co dały ci poprzednie wyjazdy? Czego się nauczyłaś?
K.K.: – Przede wszystkim, misje bardzo uwrażliwiają na drugą osobę. Mnie nauczyły lepiej słuchać i uważniej się przyglądać. Pobyt z dala od rodziny i codziennego życia otwiera oczy na wiele kwestii. Wiele ważnych spraw można przemyśleć. Odkrywamy siebie takich prawdziwych, przestajemy udawać, zrzucamy wszystkie maski. Na placówkach misyjnych żyje się bardzo prosto i ta prostota pomaga w odkrywaniu siebie, bardzo ukierunkowuje. Jednak największą radość sprawia uśmiech na twarzy dziecka. To odpędza wszelkie zmartwienia i daje poczucie, że to co robisz jest ważne.
Z Kasią Korczyk rozmawiała Arleta Pabian
Odwiedź bloga Kasi: www. swm.pl/blog/misje
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.