KULIK-BIELIŃSKA: Odstąpienie od ograniczenia limitu kadencji w Radzie naraża nasze środowisko na uzasadniony zarzut oligarchizacji i przypomina mi standardy z innej epoki, kiedy działacze koncesjonowanych przez władze komunistyczne stowarzyszeń młodzieżowych zasiadali w ich władzach tak długo, aż ich potomstwo dochodziło do wieku, w którym mogło płynnie od nich przejąć pałeczkę.
Nowelizacją Ustawy o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie z dnia 22 stycznia 2010 wprowadzono zmianę, w artykule 35, ograniczającą liczbę kadencji, jaką pełnić mogą członkowie Rady Działalności Pożytku Publicznego. W kolejnej nowelizacji z przepisu tego zrezygnowano. Co takiego stało się między jedną a drugą nowelizacją, że przepis o ograniczonej liczbie kadencji zniknął, zanim zdążył zafunkcjonować? Jakie racje stały za wprowadzeniem tej zmiany? W uzasadnienie nowelizacji nie ma słowa na ten temat, a żaden spośród przedstawicieli organizacji pozarządowych zasiadających w RDPP nie podjął próby wyjaśnienia powodów tej propozycji, która powstała – jeśli nie z ich inicjatywy – to za ich zgodą i wiedzą.
Nowelizacja z inicjatywy także Rady
Nowelizacja ustawy była inicjatywą Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej oraz Rady Działalności Pożytku Publicznego i odpowiadać miała na postulaty zgłaszane przez środowisko organizacji pozarządowych. Zmieniona ustawa między innymi doprecyzowuje zasady współpracy między sektorem a administracją publiczną oraz zasady odpłatnej działalności pożytku publicznego. Wprowadza możliwość zlecania zadań w formie regrantingu oraz podzlecania zadania innym podmiotom prawnym. Nakłada na marszałków województwa obowiązek powołania wojewódzkich rad działalności pożytku publicznego w przypadku otrzymania wniosku od pięćdziesięciu organizacji. Ogranicza do jednej liczbę kontroli, jakie mogą być prowadzone równocześnie w organizacji i długość jej trwania do 24 dni roboczych.
W ramach nowelizacji próbowano też ograniczyć – choć w opinii wielu w sposób wciąż niewystarczający – patologie i nieetyczne praktyki, jakie wytworzyły się w środowisku pozarządowym przy pozyskiwaniu i wydatkowaniu środków pochodzących z wpłat 1%.
Przy okazji nowelizacji poszerzono katalog sfer działalności pożytku publicznego i katalog zadań publicznych, w ramach których może być prowadzona działalność pożytku publicznego, a także zmieniono strukturę składu Rady Działalności Pożytku Publicznego, wprowadzając zasadę, że co najmniej połowę jej składu stanowić mają przedstawiciele organizacji pozarządowych.
Zmiana wprowadzona po cichu
W nowelizacji tej zlikwidowano również, co umknęło uwadze wielu obserwatorów, włączając niżej podpisaną, artykuł 35 ustęp 3 Ustawy, mówiący, że kadencja Rady trwa trzy lata, przy czym członek Rady nie może pełnić funkcji dłużej niż dwie kolejne kadencje. Oznacza to powrót do zapisu sprzed 2010 roku, który pozwala, by nominowani przez ministra członkowie Rady ze środowiska pozarządowego mogli zasiadać w niej w nieskończoność, o ile co trzy lata będą do niej zgłaszani i jeśli takie będzie życzenie ministra.
Nie ukrywam, że jestem zdumiona i przygnębiona sposobem wprowadzenia tej zmiany i brakiem dyskusji o jej zasadności w naszym środowisku. Zmiana ta została wprowadzona po cichu i przeszła niezauważenie. Również na portalu ngo.pl nie było żadnej dyskusji poza głosami na forum pod publikacją listy kandydatów, wskazującymi, że niektórzy z nich łamią zapisany w znowelizowanej w 2010 roku zakaz pełnienia funkcji przez więcej niż dwie kadencje. Fakt, że odejście od uchwalonego ponad cztery lata wcześniej mechanizmu rotacji, wymuszającego otworzenie Rady na nowych działaczy, odbyło się z inicjatywy (we współpracy?; za przyzwoleniem?) RDPP i bez przedstawienia racji stojących za taką decyzją, a także brak jakiejkolwiek reakcji na tę zmianę w naszym, pozarządowym środowisku (które tak gorąco dyskutowało o innych zapisach nowelizacji ustawy, szczególnie tych dotyczących pozyskiwania i wydatkowania wpłat 1%), nie wystawia nam dobrego świadectwa.
Radzie potrzeba nowej krwi
Tyle mówimy o potrzebie partycypacji obywatelskiej, dialogu obywatelskiego i konsultacji obywatelskich, domagamy się od władz publicznych przestrzegania zasad jawności, otwartości, publikowania uzasadnień takich, a nie innych, decyzji. Czy nie powinniśmy tej samej miary stosować wobec siebie? Kto jak kto, ale organizacje społeczeństwa obywatelskiego powinny dbać o to, by w procesach formułowania opinii i podejmowania decyzji brały udział jak najszersze gremia obywateli. I z tego samego względu otwierać Radę na nowe osoby zgłaszane przez nowe organizacje.
Byłam i jestem za ograniczeniem liczby kadencji w RDPP zarówno z powodów „ideologicznych”, jak i z powodów praktycznych. Z tych też powodów jako członkini pierwszego składu Rady nie ubiegałam się o nominację na kolejną kadencję, ani na kadencje następne. Uważam bowiem, że przez Radę (a także rady regionalne) powinno przewinąć się jak najwięcej osób z sektora. Praca w Radzie to wspaniała nauka i niezwykłe doświadczenie, pozwalające z jednej strony poznać sposób myślenia i funkcjonowania przedstawicieli rządu i samorządu, ich uwarunkowania i ograniczenia, z drugiej zaś zmusza do patrzenia na świat nie przez pryzmat potrzeb i bolączek własnej organizacji, czy grupy organizacji nam znanych, ale z uwzględnianiem potrzeb, problemów, ułomności i braków całego, niezwykle zróżnicowanego sektora pozarządowego. Aktywne, nie tytularne, uczestnictwo w Radzie to świetna szkoła odpowiedzialności, ucząca konieczności brania pod uwagę wielu, często rozbieżnych, interesów i wykluczających się propozycji oraz namysłu nad nieoczywistymi niekiedy konsekwencjami przyjmowanych rozwiązań. Dlatego też, wydaje mi się, że optymalnym rozwiązaniem dla sprawnego funkcjonowania Rady, a zarazem niedopuszczenia do jej okopania się i skostnienia, byłoby stosowanie niepisanej zasady wymiany 2/3 czy 3/4 jej składu co kadencję, przy pozostawieniu 1/3 (1/4) poprzedniego składu. Umożliwiłoby to zachowanie pamięci instytucjonalnej Rady z jednej strony i otwarcia jej na dopływ nowej krwi i pomysłów z drugiej.
RDPP to pas transmisyjny
Tymczasem brak ustawowego ograniczenia liczby kadencji RDPP sprawił, że od ponad dekady stałe miejsca w Radzie mają cztery instytucje: Caritas, Polska Rada Ekumeniczna, ZHP oraz WRZOS. Dwie z nich nieprzerwanie (od czterech kadencji) reprezentowane są przez te same osoby. Od dwóch kadencji w Radzie zasiada przedstawiciel Ochotniczych Straży Pożarnych, dwukrotnie, choć z przerwami, przedstawiciel Naczelnej Organizacji Technicznej. Tylko raz przedstawiciel jedynej ogólnopolskiej federacji OFOP. W ciągu czterech kadencji przez Radę przewinęło się 28 osób zgłoszonych/reprezentujących 26 organizacji. Pokazuje to, że praktycznie z dziesięciu miejsc w Radzie tylko sześć podlega mechanizmom rotacji, a i te zajmowane są przez przedstawicieli powtarzających się organizacji albo przez te same osoby zgłaszane przez inne organizacje. Tylko połowa składu Rad czterech kadencji pełniła tę funkcje jedynie przez jedną kadencję.
To prawda, że RDPP nie jest ciałem przedstawicielskim, lecz organem opiniodawczo-doradczym Ministra pracy i polityki społecznej oraz że osoby w niej zasiadające nie mają mandatu pochodzącego z wyborów. Jednak rolą i zadaniem RDPP jest „wyrażanie opinii o projektach aktów prawnych oraz programach rządowych, związanych z funkcjonowaniem organizacji pozarządowych, działalnością pożytku publicznego oraz wolontariatu”. Podczas prac nad Ustawą tworzeniu Rady towarzyszyło oczekiwanie, że będzie ona swoistym pasem transmisyjnym, pozwalającym na przedstawianie administracji rządowej racji, punktu widzenia działaczy organizacji pozarządowych, pokazywanie, jak różne akty prawne mogą wpłynąć na funkcjonowanie NGO i aktywność obywatelską. To minister wybiera członków RDPP, ale jednak to środowisko zgłasza kandydatów. I choć do Rady nie przeprowadza się wyborów, to jednak zgodnie z artykułem 40 Ustawy minister, wybierając kandydatów, bierze pod uwagę „potrzebę zapewnienia reprezentatywności organizacji pozarządowych i różnorodność rodzajów działalności pożytku publicznego”.
Dajmy dobry przykład
Odstąpienie od ograniczenia limitu kadencji w Radzie, która – choć formalnie jest ciałem doradczym ministra, to jednak w części pozarządowej miała ambicję reprezentowania III sektora – naraża nasze środowisko na uzasadniony zarzut oligarchizacji. Jeśli nie można wprowadzić wyborów lub choćby plebiscytu (jak miało to miejsce w przypadku składu I RDPP, kiedy to środowisko pozarządowe przeprowadziło quasi kampanię wyborczą na portalu ngo.pl i kandydatom zgłoszonym przez organizacje udzielano poparcia, w efekcie czego w skład I RDPP minister powołał osoby, które otrzymały największą liczbę głosów), to zasada ograniczenia liczby kadencji w Radzie wymuszająca rotację składu Rady wydaje się standardem minimum. Brak tej zasady przypomina mi, niestety, standardy z innej epoki, kiedy działacze koncesjonowanych przez władze komunistyczne stowarzyszeń młodzieżowych zasiadali w ich władzach tak długo, aż ich potomstwo dochodziło do wieku, w którym mogło płynnie od nich przejąć pałeczkę.
Jestem pewna, że wszystkimi pozarządowymi członkami Rady kierują szlachetne pobudki. Wiem – bo miałam możliwość obserwowania z bliska ich pracy i jej efektów – że działają w dobrej wierze, w poczuciu misji i odpowiedzialności za więcej niż własną organizację. Niezwykle szanuję ich pracę i kompetencje oraz to, że poświęcają swój czas na pracę społeczną na rzecz dobra publicznego. Wydaje mi się jednak, że zdrowiej i bardziej „demokratycznie” będzie, jeśli damy szansę innym – może nie tak doświadczonym, może nieposiadającym jeszcze wystarczającej wiedzy i umiejętności – żeby też mogli spróbować tak popracować. Nawet, jeśli na początku będzie to ze szkodą dla tak zwanej „sprawy”. Często w dyskusjach środowiskowych narzekamy na deficyt nowych liderów, braku mechanizmu wymiany elit. Dajmy więc przykład, posuńmy się, otwórzmy na innych, pomóżmy im zdobyć doświadczenie.
Kto jak kto, ale organizacje powinny dbać o to, by w formułowaniu opinii i podejmowaniu decyzji brały udział szerokie gremia obywateli.