Bartek Miecznikowski. W muzyce nie chodzi o perfekcję, tylko o emocje
Bartosz Miecznikowski, muzyk, perkusista, gitarzysta, od 10 lat prowadzi zespół „Muzyczni Czarodzieje”, którego członkami są osoby z niepełnosprawnością intelektualną. Za swoją działalność został uhonorowany Nagrodą Miasta Stołecznego Warszawy. – To nagroda dla całego zespołu – podkreśla Bartek. – Rzadko mamy taki szybki feedback, że to, co robimy, ma sens.
Czarodzieje z ŚDS-u
Wszystko zaczęło się 10 lat temu. Bartek, wówczas 22-letni asystent osoby niepełnosprawnej, pracował w fundacji "Hej koniku".
– Pewnego dnia, odprowadzając mojego podopiecznego do ośrodka, zamiast powiedzieć: „Cześć”, albo „Jaki ładny dzień”, zapytałem: „Nie szukacie kogoś na zajęcia muzyczne?”. To było zupełnie spontaniczne.
I tak Bartek zaczął pracę w Środowiskowym Domu Samopomocy przy ul. Suwalskiej. Od razu wpadł na pomysł, by założyć tam zespół muzyczny. Nie było to łatwe.
– Z trzydziestu osób w naszym domu, ok. 20 to osoby słabo funkcjonujące. Była tylko jedna, która umiała czytać – wspomina Bartek Miecznikowski. – Niestety Tomek był tak nieśmiały, że nie mówił „Dzień dobry” czy „Do widzenia”. Kiedy kręciliśmy jakieś filmiki, nie mógł na nie patrzeć, wychodził z sali, do tego stopnia nie akceptował siebie.
Dzisiaj "Muzyczni Czarodzieje" to 17-osobowy zespół, z czego 12 członków i członkiń jest podopiecznymi trzech różnych Środowiskowych Domów Samopomocy zajmujących się osobami z niepełnosprawnością intelektualną – z Targówka, Śródmieścia i Żoliborza. Nieśmiały Tomek został frontmenem zespołu. Nagrali cztery płyty i dali ponad 100 koncertów. Jak na zespół, który nigdy nie miał ani jednej próby w całym składzie, to imponujące osiągnięcie.
W domu dziecka, w więzieniu i na „Scyzorykach”
Zespół nie może razem ćwiczyć z kilku powodów. Brakuje odpowiedniej sali do prób, w której pomieściłoby się aż 17 osób. A nawet, jeśli udałoby się ją znaleźć, trudno byłoby ustalić termin, który wszystkim by odpowiadał. Bartek jednak ciągle powtarza: "Jest trudno, więc jest dobrze".
Wyzwaniem są też koncerty. Mimo to udało im się wziąć udział w wielu festiwalach, m.in. „Warszawa jest trendy” czy „Scyzoryki” w Kielcach. Występują też w szkołach, w domach dziecka, a nawet w więzieniu.
– Staramy się grać w miejscach, które nie są dedykowane osobom niepełnosprawnym, gdzie nie wiemy, jak zachowa się publiczność, jak na nas zareaguje – mówi Bartek. – To jest fajne, bo nigdy nie wiemy, co się wydarzy.
Granie w zespole Bartek postrzega jako „terapię” – nie tylko dla członków zespołu, ale i dla tych, którzy przychodzą na koncerty.
– Naszym podopiecznym zostawiamy jak najwięcej wolności, wtedy okazuje się, że sobie świetnie radzą – mówi Bartek.
Widać to zwłaszcza na wyjazdach, podczas których są bardziej samodzielni niż w ośrodku.
– Sami łapiemy się na tym, że w wielu rzeczach ich wyręczamy, a oni potrafią i chcą być bardziej samodzielni – opowiada Bartek. A dzięki temu, że pokazują się na scenie, grając muzykę, która sprawia wszystkim niesamowitą radość, znika stereotypowe, pełne lęku postrzeganie osób z niepełnosprawnościami.
– Ludzie, którzy przychodzą na nasze koncerty, widzą to i myślą "O, kurcze, oni mają więcej radości z życia niż inni, pracując w korporacji i mając milion na koncie" – śmieje się Bartek.
Szczerość na scenie
Bartek pochodzi z Warmii i Mazur, dokładnie z Nidzicy. Swój pierwszy zespół założył, gdy miał 10 lat. Choć nie ma wykształcenia muzycznego (skończył resocjalizację), muzyka towarzyszyła mu od zawsze. Pasję przekazał mu tata, perkusista zespołu Unikaty – pierwszego rockowego składu na Mazurach. Potem, kiedy pojawiły się dzieci, zespół rockowy zamienił się w zespół weselny. Teraz tata Bartka gra folk.
Jak zauważa Bartek, dziś to rodzic narzuca dziecku zainteresowania, traktuje je jako inwestycję.
– Często, prowadząc warsztaty muzyczne, słyszę od rodziców pytanie "Czy warto w niego inwestować? Czy warto kupić mu instrument?". A przecież w muzyce chodzi o coś zupełnie innego – mówi.
Według niego muzyka to nie cel, ale środek do celu. Dzięki graniu ktoś, kto był nadpobudliwy, staje się bardziej ogarnięty. Ktoś nieśmiały może stać się śmielszy, tak jak było w przypadku Tomka, frontmena „Muzycznych Czarodziejów”.
– Naszą siłą jest to, że nie udajemy, że jesteśmy „świetnym” zespołem rodem ze szkoły muzycznej – mówi Bartek. – Ale na szczęście w muzyce nie chodzi o perfekcję wykonania, tylko o emocje.
Czasem zdarza się, że na scenę wychodzi zespół, gra czysto każdą nutę, ale na publiczność to zupełnie nie działa. A wychodzi inny, gra niezbyt czysto, nic się tam nie zgadza, ale wszyscy mają ciarki na plecach, bo grają autentycznie, tak że publiczność im wierzy. Chciałbym, żeby tak było z nami.
Dla członków zespołu niesamowitą frajdą jest samo granie, ale jeszcze większą wyjazdy na koncerty. To dla nich możliwość oderwania się od codziennej rutyny, poznania nowych ludzi, a nie mają takiej okazji za często. W najbliższych planach zespół ma cykl wyjazdów do Krakowa, Poznania i Gdańska. W ten sposób chcą uczcić 10-lecie zespołu, które przypada w 2019 roku.
– Będą to dwu-, trzydniowe wyjazdy do domów dziecka – opowiada Bartek. – Zorganizujemy tam warsztaty muzyczne dla dzieciaków, a w tym czasie nasi podopieczni będą zwiedzać miasto. Na koniec zorganizujemy wspólny koncert.
Pokonać ograniczenia, łamać schematy
Jak mówi Bartek, podopieczni środowiskowych domów samopomocy dzięki pracy w zespole łamią schemat ośrodek – dom, dom – ośrodek. Próby, a potem wyjazdy – mobilizują ich do większej aktywności, do częstszego przychodzenia do ośrodka, nierzadko stawiają do pionu i nie pozwalają popaść w bierność.
– W naszym zespole oni są twórcami, nie tylko biernymi, za rączkę prowadzonymi osobami. Dzięki wyjazdom spotykają innych ludzi niż osoby z niepełnosprawnościami. Przełamują swoje ograniczenia – tłumaczy Bartek i przywołuje przykład Tomka. – Dzięki śpiewaniu zaczął budować poczucie własnej wartości. Ostatnio założył nawet profil na facebooku i wstawił tam swoje dwa zdjęcia. A to znaczy, że już może na siebie patrzeć.
– Ale to nie jest tak, że my osobom z niepełnosprawnościami pomagamy, że to oni nam wiele zawdzięczają. To działa w dwie strony. My też dużo od nich dostajemy, wiele się uczymy – podkreśla Bartek. – Na przykład tego, żeby cieszyć się prostymi rzeczami, które nam, zdrowym, wydają się oczywiste, np. tym, że mogę trzymać w ręku mikrofon, mogę śpiewać.
Jak dodaje, pracując w takim wieloosobowym składzie, nauczył się cierpliwości i tego, że nie zawsze jego musi być na wierzchu.
– Mając do czynienia z tak różnymi osobami, w różnym wieku, z różnych środowisk, trzeba umieć współodczuwać – mówi Bartek.
Za największy sukces 10-letniej działalności zespołu uważa to, że mając 17 osób w składzie, z trzech różnych ośrodków, bez wspólnych prób, grają do tej pory. Jak podkreśla nie byłoby to możliwe bez wielu, wielu ludzi, niezwiązanych z zespołem czy ze środowiskiem osób z niepełnosprawnościami, którzy stwierdzili, że jest to może szalone, ale fajne. I po prostu pomogli.
Największą porażką według Bartka jest nieumiejętność korzystania z dofinansowania, aplikowania o granty.
– Wiemy, że to, co robimy jest wartościowe, fajne. Mamy się czym pochwalić. Ale jeśli chodzi o sięganie po różnego rodzaju granty, mamy sobie wiele do zarzucenia. To jest nasze zaniedbanie, brak „ogarnięcia” papierowo-organizacyjnego. Planujemy w najbliższej przyszłości to zmienić.
Bartosz Miecznikowski – muzyk, perkusista, gitarzysta. Założyciel Fundacji Muzyczni Czarodzieje. Terapeuta, od wielu lat współpracujący z
osobami z niepełnosprawnościami w środowiskowym domu samopomocy „Na Targówku”. Stworzył zespół "Muzyczni Czarodzieje", którym opiekuje się charytatywnie. Jest to 17-osobowy zespół rockowy, którego trzon stanowią osoby z niepełnosprawnością intelektualną. Wraz z żoną Igą Miecznikowską współtworzy zespół Pan i Pani Drums, w ramach którego prowadzi również warsztaty z gry na perkusji. W 2018 r. otrzymał Nagrodę m.st. Warszawy.
Źródło: inf. własna warszawa.ngo.pl
Skorzystaj ze Stołecznego Centrum Wspierania Organizacji Pozarządowych
(22) 828 91 23