Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
O dobrej i konstruktywnej rozmowie, Radzie Dzielnicy Wieniawa, konsultacjach społecznych i mieście przyjaznym ludziom, z Martą Kurowską rozmawia Wojciech Piesta.
Wojciech Piesta: – Jak tworzyć okazje i możliwości do dobrej rozmowy?
Marta Kurowska: – Dobrze rozmawiać można wtedy, kiedy jest o czym. Rozmowa grzecznościowa też jest ważna, bo buduje relacje, natomiast nie rozwiązuje problemów. W mojej ocenie dobra rozmowa wiąże się w ogólności z jakąś poprawą. Żeby stworzyć okazję do dobrej rozmowy trzeba korzystać z tego, co przynosi życie. Wystarczy tylko wyjść z domu.
Pani lubi rozmawiać z mieszkańcami Lublina?
M.K.: – Rozmowa z mieszkańcami jest niezwykle ważna. To zaczęło się kilka lat temu, gdy zostałam członkiem trzyosobowej grupy przedstawicieli społecznych. Wspólnie z Urzędem Miasta Lublin mieliśmy przygotować projekt uchwały o konsultacjach z organizacjami pozarządowymi, o utworzeniu lubelskiej Rady Działalności Pożytku Publicznego, a my dodaliśmy jeszcze do tego konsultacje z mieszkańcami. To było w czasie, gdy Lublin walczył o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury.
Lublin nie dostał tytułu Europejskiej Stolicy Kultury 2016.
M.K.: – Niepowodzenie nie osłabiło mojego entuzjazmu i kandydowałam do Rady Dzielnicy Wieniawa. Zostałam jej członkiem, a po roku przewodniczącą zarządu. Wiedziałam, że załatwianie spraw polega na rozmawianiu z ludźmi. Włączanie mieszkańców w podejmowanie decyzji sprawia, że czują się odpowiedzialni za ich realizację. To według mnie dobry mechanizm.
Przebudowa Placu Zabaw Generała Sowińskiego wiązała się zapewne z wieloma rozmowami z lokalną społecznością.
M.K.: – Zaprosiliśmy do Rady Dzielnicy mieszkańców, a grupa trzech ojców powiedziała, że chcą odnowić plac zabaw. Na spotkanie przyszli z dziećmi.
Siła argumentu!
M.K.: – Tak. Po tym spotkaniu zgłosiliśmy się do akcji "Masz Głos, Masz Wybór", o której powiedział nam Piotr Choroś z Urzędu Miasta. Partnerem samorządowym była Rada Dzielnicy a stroną społeczną Grupa Nieformalna „Plac Zabaw Generała Sowińskiego”. Oczywiście decyzję, jaki ma być zabaw, podjęliśmy wspólnie z mieszkańcami po kilku podejściach i burzliwych dyskusjach.
Nie było matek?
M.K.: – Nie, trzech ojców, którzy powiedzieli, że chcą placu zabaw dla swoich dzieci, bo to dla nich bardzo ważne. Sami wychowywali się na tym placu i chcieli tego samego dla swoich dzieci - żeby mogły bezpiecznie spędzać czas koło domu. Nasza inicjatywa została laureatką Nagrody Super Samorząd 2012, co jest dla mnie niesłychanie ważne.
Super Samorząd – to brzmi dumnie!
M.K.: – Tak! (śmiech) Potem chodziliśmy do prezydenta z pismem i statuetką, żeby znalazł pieniądze na realizację placu zabaw (śmiech). I w końcu znalazł. Problem był z realizacją, bo miejscy urzędnicy nie byli nauczeni współpracy z mieszkańcami.
Inne oczekiwania?
M.K.: – Wizja mieszkańców była inna niż wizja urzędników. Najtrudniej było określić inwestora. Mieszkańcy i my byliśmy pewni, że to nasza rola, bo to my decydujemy o wydaniu publicznych pieniędzy, a urząd nie był do końca o tym przekonany. Do dziś nie mają z nami łatwo (śmiech). Ale już wdać zmiany.
A wszystko dzięki rozmowie.
M.K.: – Załatwianie spraw poprzez rozmowę to wielka satysfakcja! Co więcej, to sposób, który łatwo nam wszedł w krew i wykorzystujemy go stale. Dzięki temu Rada Dzielnicy Wieniawa zajmuje się tym, czym żyją mieszkańcy.
Tylko Rada Dzielnicy Wieniawa?
M.K.: – Byliśmy prekursorami w Lublinie w korzystaniu z konsultacji społecznych. Rok później było to już dziesięć rad, a teraz to już jest właściwie standard.
Jak można jeszcze "wykorzystać" zaangażowanie mieszkańców?
M.K.: – Ważnym i bardzo sympatycznym doświadczeniem był Budżet Obywatelski. Zapraszaliśmy mieszkańców, żeby przychodzili na spotkania do nas i wymieniali się doświadczeniami między sobą. To ich napędzało do działania i większej aktywności. Mieliśmy nawet w radzie mobilny punkt głosowania, gdzie ludzie mogli wrzucać głosy na projekty.
Mobilny?
M.K.: – Tak, bo przenosiliśmy urnę tam, gdzie byli ludzie. Do szkoły, na osiedle, a w niedzielę pod kościół. Efekt był taki, że ze wszystkich "papierowych" głosów oddanych na Budżet Obywatelski w Lublinie ponad tysiąc było od nas.
Jak osoby po pięćdziesiątce angażują się w życie lokalnej społeczności?
M.K.: – Różnie... Grupa, którą prowadzę i zachęcam do aktywności w ramach programu Wolontariusz Kultury Plus w obszarze kultury angażuje się łatwo, ale w sprawy o charakterze obywatelskim trudniej. Myślę, że to dlatego, że sam projekt stawia głównie na kulturę. Ostatnio organizowaliśmy "Spotkanie z muzyką na Wieniawie". Spacerowaliśmy po Wieniawie w poszukiwaniu śladów po Wieniawskim i muzyki. W tamtym roku mieliśmy "Spotkanie z historią na Wieniawie". Był też mały, ale bardzo ważny dla mnie projekt - "Próba fotografii na Wieniawie". To były warsztaty fotograficzne dla starszych mieszkańców Wieniawy i młodszych, ale głuchoniemych, prowadzone przez znakomitych fotografików - Marcina Sudzińskiego i Marcina Moszyńskiego. Te dwie grupy świetnie porozumiewały się ze sobą. Jedna z dziewczyn wcale się nie odzywała. Pod koniec warsztatów, na wystawie, usłyszałam jej głos. Okazało się, że ona mówi. Przybywa też uczestników, którzy do nas przychodzą. To cieszy.
Same plusy!
M.K.: – Dzięki projektowi "Wolontariusz Kultury Plus" instytucje kultury przyzwyczajają się do tworzenia oferty dla osób starszych, które mogą przychodzić przed południem. Główny pomysł całego projektu opiera się na tym, żeby ludzie mieli po co wstać i wyjść z domu. Zanim uruchomiono Lubelski Rower Miejski uczyliśmy się razem jeździć po mieście na rowerach. Wśród moich wolontariuszy są też Latarnicy Polski Cyfrowej.
Czyli?
M.K.: – Latarnicy uczą osoby 50+ jak poruszać się w internecie i w świecie cyfrowym.
Ale życie aktywistki nie zawsze jest usłane różami?
M.K.: – Są sprawy, które nie są łatwe i przyjemne. Na przykład konsultacje w sprawie przebudowy Alei Racławickich i ulic Sowińskiego i Poniatowskiego. Pierwotnie zaproponowany projekt wiąże się z poszerzeniem jezdni i wycięciem praktycznie wszystkich drzew wzdłuż tych ulic. Mam satysfakcję, że dzięki moim staraniom mieszkańcy mogli poznać te plany, bo wydrukowaliśmy je i zawiesiliśmy w okolicy. Ludzie chcą drzew i nie chcą, żeby ulice były poszerzane kosztem chodników. Najnowszy projekt już uwzględnia zdanie mieszkańców. W ramach obchodów Roku Jana Gehla (duński architekt i urbanista - red.) w Lublinie - które współorganizuję - profesor odwiedził ostatnio nasze miasto i zwrócił uwagę na ważną rzecz, że w Kopenhadze ulice są dwujezdniowe. Mimo dużego ruchu władze nie poszerzają ulic, bo przy dzisiejszej technice szersze ulice nie są jedynym sposobem na upłynnienie ruchu samochodów. Trzeba szukać innych rozwiązań.
Stąd inicjatywa "Miasto dla ludzi"?
M.K.: – Projekt "Miasto dla ludzi. Lubelskie standardy infrastruktury pieszej" narodził się ze złości, że na Alejach Racławickich zaplanowali chodnik o szerokości półtora metra. Moja mam potrzebuje do chodzenia laski, a z drugiej strony wsparcia drugiej osoby. My nie możemy chodzić jedna za drugą, musimy iść obok siebie. To ciężkie zadanie na wąskim chodniku. Poza tym problemem są nierówności i uskoki. Na Wieniawie mieszka wiele osób starszych, które mają podobny problem. My chcemy, żeby piesi mogli bezpiecznie i wygodnie poruszać się po Lublinie.
Skąd w pani tyle pokładów aktywności?
M.K.: – Jestem chyba obciążona genetycznie. (śmiech) O moim ojcu, który był dziennikarzem, przyjaciele mówili, że jest bohaterem czynu pozadomowego. Moja mama - kiedyś harcerka z Szarych Szeregów - mimo dziewięćdziesięciu trzech lat jest nadal aktywna.
Trudno znaleźć czas na wszystkie projekty?
M.K.: – Przede wszystkim nie robię tego wszystkiego sama, choć z czasem zawsze jest problem. Wiele osób mi pomaga. Rodzina bardzo mnie wspiera i lubi moją aktywność. Czasem nawet mi się wydaje, że są ze mnie dumni. Zdarzało się, że w wakacje zabierałam wnuki na dyżur do Rady Dzielnicy. Kiedyś wychodziłam na ważne spotkanie i zapytałam wnuki, czy dobrze wyglądam. W odpowiedzi usłyszałam: "Babciu, wyglądasz jak rada dzielnicy!". (śmiech) Nie wiem co to miało znaczyć, ale zrobiło mi się miło.
Marta Kurowska: przewodnicząca Zarządu Rady Dzielnicy Wieniawa, działa w fundacji „Tu obok”, skończyła fizykę na UMCS i studia MBA, uczyła fizyki w liceum im. Staszica, była pracownikiem Politechniki Lubelskiej, specjalistą do spraw ubezpieczeń i marketingu w korporacji.
Źródło: lublin.ngo.pl
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.