Przez dziewięć lat kierowała Fundacją im. Stefana Batorego. Udało jej się zbudować stabilną pozycję organizacji, choć czasy bywały trudne. Gdy George Soros, główny donator Fundacji, znacząco obciął przekazywane środki, musiała zwolnić połowę spośród 60 pracowników. – To była trauma – wspomina Anna Rozicka.
– Bardzo lubię pracować w ziemi: sadzić, pielić, przycinać i patrzeć jak rośnie. To moja pasja. Lubię też czytać, to chyba widać, proszę spojrzeć – wskazuje na stos kilkudziesięciu książek, które leżą na stoliku w jej biurze. – To wszystko czeka w kolejce. Chyba będzie musiało zaczekać do emerytury – śmieje się Anna Rozicka.
– Mówią, że dużo pani pracuje. To prawda? – Pracuję tyle, ile trzeba, a że zadań jest dużo… – odpowiada. – Przynosi Pani pracę do domu? – dopytuję. – Niestety tak, nie da rady inaczej. Joanna Załuska, jej wieloletnia współpracowniczka, wspomina przygotowania do jednej z międzynarodowych konferencji. – To były moje początki w Fundacji Batorego – opowiada. – Nie miałam doświadczenia organizacyjnego, przygotowanie takiego przedsięwzięcia było wielkim wyczynem. Na kilka dni przed konferencją zachorowałam. Anka była tą osobą, która natychmiast, bez żadnego gadania postanowiła mi pomóc. Pamiętam, jak leżąc z gorączką w łóżku, mówiłam jej przez telefon, co trzeba zrobić. Ona po prostu to robiła. Anka to wierny towarzysz broni.
Nathalie Bolgert, przyjaciółka, potwierdza, że niczego nie robi połowicznie. – Jeśli mówi, że coś skończyła, to znaczy, że jest to przygotowane na najwyższym poziomie. Jak coś robi, to na 100%, ale nie tylko w pracy, także w życiu osobistym. Po prostu można na nią liczyć. Jest ciepła i zawsze ma zupę na niedzielę.
Drabina kariery
To była końcówka 1989 roku. W Fundacji tworzył się program Forum Europy Środkowo-Wschodniej, nastawiony na współpracę z krajami bloku wschodniego.
– Mariusz Marczewski, ówczesny szef programu szukał kogoś, kto nie boi się pracy i choć trochę zna ten region. Zarekomendował mnie Rafał Zakrzewski, pracujący wtedy w Obywatelskim Klubie Parlamentarnym (OKP). I tak się zaczęło. Najpierw byłam asystentką szefa Forum, potem sama tworzyłam i kierowałam kilkoma fundacyjnymi programami, a w 1998 roku zostałam zastępcą dyrektora Fundacji ds. programowych. W 2000 roku postanowiłam opuścić Batorego. Uznałam, że tu zrobiłam już wszystko, co mogłam, i że czas poszukać czegoś nowego. Dostałam bardzo ciekawą propozycję pracy w tworzącej się wtedy Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności – organizacji z kapitałem żelaznym. Pomyślałam sobie, że będzie można robić dużo pożytecznych rzeczy i już nie pisać wniosków o dotacje. Wszyscy, którzy pracują w sektorze, wiedzą jakie to ciężkie zajęcie.
Rok później w Fundacji Batorego pojawił się wakat głównego dyrektora. – Przekonywano mnie, że powinnam wrócić – wspomina. – Mówiono, że znam Fundację od podszewki i że warto, bym tę wiedzę spożytkowała w nowej roli. Dałam się przekonać.
Czarne chmury
W chwili, kiedy Anna Rozicka wracała na stare śmieci, Fundacja była dość dużą instytucją. Zatrudniała 60 osób, a jej roczny budżet wynosił ponad 30 mln zł. Organizację czekały jednak poważne zmiany.
– Zaraz po moim powrocie jak grom z jasnego nieba przyszła decyzja od naszego głównego donatora – Georga Sorosa, że środki przekazywane przez jego Instytut Społeczeństwa Otwartego będą znacznie mniejsze – opowiada Anna Rozicka. Fundacja musiała opracować nowy program działania i co gorsza… zwolnić połowę pracowników. – To było jedno z najbardziej traumatycznych doświadczeń w moim życiu. Musiałam zwalniać kolegów i koleżanki, z którymi pracowałam przez wiele lat. Staraliśmy się zrobić to jak najmniej boleśnie. Stworzyliśmy plan odchodzenia, by zapewnić wszystkim możliwość jak najlepszego lądowania poza Fundacją.
Organizacja dość szybko odzyskała wewnętrzną równowagę. – To, że przetrwaliśmy ten trudny moment w tak dobrej kondycji, to wielka zasługa Anki, jej intelektu, charyzmy i ciężkiej pracy – ocenia Joanna Załuska.
Fundacja obroniła pozycję jednej z największych organizacji grantodawczych w kraju. Udało jej się również zbudować kapitał żelazny, który pozwala dziś na jej stabilne funkcjonowanie. – Uważam to za swój największy sukces – mówi Anna Rozicka.
O porażkach woli nie mówić. – Na pewno było ich wiele, ale o klęskach zapominam. Ja mam taką naturę, że staram się myśleć i pamiętać tylko o dobrych rzeczach. O błędach więc nie pamiętam i nie chcę pamiętać.
Pani od grantów
Po dziewięciu latach zrezygnowała z pełnionej funkcji. Jak twierdzi, uznała, że czas zwolnić miejsce młodszym. Obecnie jest dyrektorką programową Fundacji. Odpowiada za programy dotacyjne, a więc te, które przyznają granty na działania innym organizacjom.
– Anka doskonale rozumie problemy mniejszych fundacji i stowarzyszeń. Gdy dyskutujemy nad jakimś nowym programem czy konkursem grantowym, zawsze powtarza, by procedury ograniczać do minimum, które jest wymagane przez przepisy – opowiada jej współpracowniczka. – Często mówi też, że sami powinniśmy pisać wnioski, aby lepiej rozumieć problemy NGO-sów.
– Wymyśliliśmy, moim zdaniem, dosyć skuteczny i dobry system przyznawania dotacji – mówi Anna Rozicka. – U nas najpierw składa się list intencyjny, potem wniosek, a na końcu się rozmawia. Ten ostatni element jest szczególnie ważny. Dzięki niemu możemy poznać ludzi, ich motywacje oraz dopytać o rzeczy, których nie doczytaliśmy we wniosku lub których tam po prostu zabrakło.
Wiele wysiłku wkłada w to, aby relacje Fundacji z grantobiorcami były partnerskie. – Dbamy o to, aby organizacje miały poczucie własności projektów, nie promujemy się poprzez ich działania i niczego im nie narzucamy.
Chłodna, ale tylko z pozoru
– Jestem upierdliwa. Ciągle coś poprawiam, cały czas mam wrażenie, że można lepiej. Nie umiem też chwalić ludzi. Długo próbowałam się tego nauczyć, ale wciąż nie wychodzi. Czasem powtarzam sobie w nocy: już od jutra będę tylko chwalić – żartuje.
– Faktycznie, Anka nie lubi tracić czasu na zbędne słowa. Raczej unika sformułowań, które ocieplają sytuację – zdradza Joanna Załuska. – Niektórym przez to może wydawać się chłodna i niedostępna, ale zapewniam, że to tylko pozory. W rzeczywistości jest ciepła, pomocna i pełna empatii. Aby się o tym przekonać, wystarczy ją poznać.
Źródło: inf. własna (warszawa.ngo.pl)