Z wykształcenia filozofka, z doświadczenia kobieta przedsiębiorcza, z pasji organizatorka. Krakowianka, która polubiła Warszawę. Lubi działać. Pamięta o innych. Anna Plewicka-Szymczak to rzadko spotykane połączenie trzeźwości spojrzenia, siły i ciepła.
Mufka – sklepo-kawiarnia na warszawskim Solcu jest taka jak jej nazwa. Miękka, przytulna, kolorowa. Na półkach mądre książki dla dzieci, ręcznie robione zabawki. Na wieszakach niecodzienne ubrania, biżuteria, buty dla mam. Nikomu nie przeszkadzaja dzieci raczkujące po podłodze. Mamy mogą spokojnie zająć się sobą. Bezdzietne, nastolatki, emerytki też tu wpadają. Żeby zapaść się w miękką kanapę, wypić kawę, wziąć udział warsztatach. I choć chłopcy też są mile widziani, nie znajdą tu tylu atrakcji co dziewczyny. Bo Mufka to miejsce przede wszystkim dla kobiet – dużych i małych.
Dzieci niemile widziane
To był ostatni moment na (drugie) dziecko. Ania Plewicka-Szymczak wiedziała, że albo teraz albo już nigdy. Pracowała jako rzecznik w firmie budowlanej, prezes był z niej bardzo zadowolony, ona z pracy też. W szóstym miesiącu okazało się, że albo się położy albo nie donosi ciąży. Biła się z myślami, ale w końcu poszła na zwolnienie. Dziecko było najważniejsze. – Urodziłam Mańkę dzień przed czterdziestką. A kiedy wróciłam z urlopu macierzyńskiego dostałam wypowiedzenie z przeniesieniem na dużo gorsze stanowisko. Zwalniano Anię zarzucając, że swoją nieobecnością naraziła firmę na kłopoty. – Mimo że wiedziałam, że nie mają racji, załamałam się – opowiada Ania. Depresja, psychiatra, półroczna terapia. – Nie wróciłam już do pracy, czułam się podle – wspomina Anka.
Zadzwoniła do koleżanki prawniczki. Dzięki jej wsparciu założyła sprawę w sądzie pracy. W oczekiwaniu na kolejne rozprawy (po trzech latach Ania wygrała z nieuczciwym pracodawcą w obu instancjach) spotykała się z koleżanką, która po urodzeniu dziecka też została zwolniona. Najpierw myślały o kawiarni. – Chodziłyśmy z wózkami na spacery i szukałyśmy lokalu do wynajęcia. Ale nie mogłyśmy znaleźć lokum odpowiedniego na gastronomię – opowiada Ania. Nie było wtedy w Warszawie miejsc, w których matki z małymi dziećmi były mile widziane. Nie można było wejść do sklepu z wózkiem, żeby ktoś krzywo nie spojrzał. Nie witano z entuzjazmem rodziców z dziećmi w restauracjach czy kawiarniach. – Moja wspólniczka została wyproszona z popularnego baru, bo o szóstej po południu przyszła tam z dzieckiem – wspomina Ania. Stąd pomysł na Mufkę – sklep z ładnymi i niespotykanymi rzeczami, przyjazny mamom i dzieciom. Miejsce, w którym można spędzić ciekawie czas, spotkać się z osobami, które mają podobne problemy i potrzeby.
Nie tylko zabawki
Mufka miała pełnić misję edukacyjną, ale właścicielki nie miały wątpliwości, że musi być przedsięwzięciem komercyjnym.
– Wielu osobom wydawało się, że to mężowie sprawili nam sklep, żebyśmy mogły tam leżeć i pachnieć. A to wyłącznie nasza ciężka praca. A mężów wsparcie – wyjaśnia Ania. Mimo że z wykształcenia jest filozofem, miała już doświadczenie w podobnym biznesie. Mieszkając w Krakowie, prowadziła przez cztery lata herbaciarnię. Mufka powstała na podstawie szczegółowego biznes planu, który napisały Ania i Agnieszka. Potem zajęły się wyszukiwaniem pięknie ilustrowanych, dobrze napisanych lub przetłumaczonych książek dla dzieci. Szukały kontaktów z osobami robiącymi unikatową biżuterię, torby, ubrania, zabawki.
– Te rzeczy musiały być ciekawe, dobrze wykonane i podobać się nam obu. Trzy lata temu nie było to takie proste – opowiada Ania. Dzisiaj przestrzeń Mufki jest wypełniona ciekawymi przedmiotami. Od butów dla mam (Mufka stała się jedynym w Polsce dystrybutorem butów barcelońskiej marki Vialis) po śpioszki z niespotykanymi motywami graficznymi dla najmłodszych. Wszystko na 60 metrach kwadratowych. Siłą napędową Mufki stał się też jej blog, na którym dziewczyny relacjonują życie mufkowej społeczności. Po trzech miesiącach Ania i Agnieszka przestały dokładać do interesu, po pół roku zaczęły zarabiać. Po półtora roku Agnieszka postanowiła zająć się karierą naukową, Ania odkupiła jej udziały.
Misja: pomoc
Od początku założeniem Mufki były cykliczne spotkania dla kobiet. Półtora miesiąca po otwarciu sklepo-kawiarni ruszył Klub Mam. Spotykały się raz w tygodniu, dyskutowały o tym dlaczego dzieci płaczą, czy warto być konsekwentną, jak być szczęśliwą mamą. Ania pilnie słuchała i obmyślała program zajęć i warsztatów.
– Ja mam spokojne podejście do wychowania dzieci. Nie panikuję. Ale rozumiem, że dla wielu dziewczyn fakt, że dziecko się zakrztusiło, jest poważnym problemem.
Stąd zajęcia poświęcone problemowi odzwyczajania dziecka od piersi, usypiania, pierwszej pomocy w nagłych wypadkach. Od dwóch lat Ania współpracuje z tą samą psycholog. Raz na trzy miesiące opracowują program oparty o potrzeby przychodzących do Mufki kobiet. Godziny spotkań są tak ustawione, by w ciągu dnia mogły przyjść dziewczyny zajmujące się dziećmi w domu. A po południu mamy pracujące, bezdzietne. Na sobotnie warsztaty dla dzieci przychodzą całe rodziny. Ani zależy, żeby te zajęcia były związane z porami roku, żeby opierały się o wartościowe książki, unikały płytkiej popkultury. Są zajęcia plastyczne, teatralne, muzyczne. Jest wspólne czytanie książek. Ania podpytuje czego kobiety by chciały, robi ankiety, ciągle szuka nowych pomysłów i inspiracji. Nie wszystko się udaje. Ostatnio niepowodzeniem zakończyła się próba zorganizowania zajęć dla kobiet w ciąży.
– Cały czas szukam sposobów na to, by pokazać kobietom, że mają prawo dbać o siebie i swój rozwój – mówi Ania. Zauważyłam, że matki chętniej przychodzą na zajęcia poświęcone dzieciom – wyjaśnia Ania. Dlatego staram się, tak urządzać te warsztaty, żeby korzystały na nich i dzieci i mamy.
O religii i polityce
Warsztaty są niedrogie.
– Nie zarabiam na tej działalności. Opłata za warsztaty pokrywa wynagrodzenie prowadzących, koszt materiałów na zajęcia. Chcę by były dla każdego – mówi Ania. Choć ma świadomość, że 20 zł może dla wielu kobiet być zaporową ceną. Dlatego, jeśli tylko uda się znaleźć sponsora, zajęcia są bezpłatne. Mufkowe spotkanie to nie tylko zabawa. Na warsztatach pojawiają się tematy trudne: jak rozmawiać z dziećmi o śmierci, polityce czy religii, jak radzić sobie ze stresem i negatywnymi emocjami (własnymi i dzieci). Rodzice rozmawiają o rodzicielstwie zaangażowanym, seksualności. Były zajęcia, na których mamy mogły się dowiedzieć jak pracować nad poczuciem własnej wartości i dlaczego ludzie zadowoleni z siebie są szczęśliwsi. Do Mufki przychodzą bardzo różne osoby. Głównie matki małych dzieci (od niemowlaków do trzylatków), ale i te, które mają już dzieci w przedszkolu. Zazwyczaj są to kobiety wolnych zawodów, mamy na urlopie wychowawczym. Wpadają też matki pracujące na etacie, które urywają się z pracy, żeby choć na godzinę wpaść do Mufki. – Przychodzą babcie z wnuczkami, przez długi czas bywał mężczyzna na urlopie tacierzyńskim. Wpadają też pary oczekujące dzieci, rodzice. Przychodzą sąsiedzi z ulicy, przyjeżdżają goście z odległych dzielnic. Żeby posłuchać, pogadać, spotkać się. Nawiązane tu znajomości kontynuują pozamufkowo.
Lokalność i społeczność
Kiedy ktoś wejdzie do Mufki, nieszybko z niej wychodzi. Bo jest przyjaźnie i domowo. Ania dba, by pracujący u niej ludzie byli naturalni, mieli dobry kontakt z klientami, potrafili nie tylko zareklamować towar, ale i pogadać.
– Klienci mówią czasami, że w Mufce jest bardzo krakowsko – mówi Ania. – To dla mnie największy komplement, bo Kraków kojarzy mi się z wspólnotą, więzią.
A to wartości bardzo dla Ani ważne. Przez trzy lata działalności z Mufką zaprzyjaźniło się wielu mieszkańców Powiśla. – W pierwsze dni po otwarciu wszyscy okoliczni sklepikarze przyszli coś u nas kupić. Jakiś drobiazg. Na szczęście – wspomina Ania. Mufka wrosła w Powiśle, stała się ważnym punktem na jego mapie. – Pewnie, że ludzie przychodzą też do nas po prostu po prezenty. Ale dla mnie ważniejsze jest to, że lubią tu pobyć. To jest wartość, którą dużo trudniej zbudować, niż rozhulać sklep – mówi jego właścicielka. Dlatego chętnie angażuje się we wszelkie inicjatywy budujące lokalną społeczność i społecznie zaangażowanie. W Mufce odbyły się więc podwieczorki dla Itaki, festiwal Powiślenia (pierwszy festiwal Powiśla), spotkania Fundacji św. Mikołaja, MaMa, Dzieci Niczyje. Na warsztatach Klubu Mam były nawet zajęcia poświęcone temu jak wychowywać dzieci na istoty społeczne. Skąd u Ani takie zacięcie społeczne? – Nie wiem – odpowiada Ania, która już w liceum woziła bibułę między Krakowem i Warszawą. Pewnie po rodzicach, którzy zawsze byli zaangażowani (mama pielęgniarka i szefowa podziemnych związków zawodowych w hucie im. Lenina, ojciec inżynier, działacz Solidarności), teściowej (wieloletnia szefowa Fundacji SOS Kuronia, potem Forum Inicjatyw Pozarządowych i Fundacji Siostry Chmielewskiej), mężu (zajmuje się szukaniem funduszy na naukę dla zdolnych dzieci z biednych regionów). – Od zawsze otaczałam się zaangażowanymi ludźmi. I chociaż wiem już, że nie da się zbawić całego świata, jestem przekonana, że pomoc choćby tylko kilku osobom jest ważna – wyjaśnia Ania. W grudniu po raz kolejny zorganizuje w Mufce zbiórkę rzeczy na rzecz samotnych matek. Będzie zbierała rzeczy, których naprawdę potrzebują. – Jak pomagać, to z sensem – uważa Ania. Głupio mi o tym mówić – dodaje. Wygląda jakbym się chwaliła. A dla mnie pomaganie jest naturalne.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)