Mają sprzęt, wykwalifikowanych ludzi i zapał. Chcą być wsparciem dla policji, straży pożarnej czy pogotowia. Służby zawodowe chętnie skorzystałyby z ich wsparcia, ale nie zawsze mogą. By to zmienić, organizacje ratownicze powołały Komisję ds. Ratownictwa i Ochrony Ludności.
Zaczęło się od wspólnych ćwiczeń w terenie, które zorganizowała Fundacja Wsparcia Ratownictwa RK. Ratownicy z różnych organizacji spotykali się, ćwiczyli i wymieniali się uwagami. Z czasem uświadomili sobie, że władze miasta i służby zawodowe w Warszawie nie do końca zdają sobie sprawę z tego, ile jest ratowniczych organizacji w mieście i jaki jest ich potencjał. Spotkali się więc na jednej z warszawskich uczelni, usiedli przy jednym stole i zaczęli rozmawiać. Doszli do wniosku, że najwyższy czas zamanifestować swoją obecność. Pozostało tylko pytanie: jak?
Na pomysł powołania komisji dialogu społecznego wpadł Igor Góralczuk z Grupy Ratownictwa Polskiego Czerwonego Krzyża „Warszawa”. To on wziął na siebie sprawy administracyjne. Organizacje ustaliły, że powołają Komisję przy Biurze Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego m.st. Warszawy. Pierwsze spotkanie KDS-u odbyło się na początku września w siedzibie Biura przy Młynarskiej. Wybrano trzyosobowe Prezydium, przewodniczącym został Igor Góralczuk.
– Na pierwszym spotkaniu Komisji pojawiła się silna reprezentacja Biura. Nie zabrakło samej dyrektor, Ewy Gawor, która bardzo pozytywnie wypowiadała o KDS-sie, aczkolwiek z pewną ostrożnością, czemu absolutnie się nie dziwię – mówi Igor Góralczuk. Od tamtej pory Komisja spotkała się już trzy razy. Przewodniczący jak na razie jest zadowolony ze współpracy z urzędnikami. – Spodziewałem się większego oporu – przyznaje. – Jeśli chodzi o stronę organizacyjną, współpraca wypada świetnie. Mam nadzieję, że równie dobrze będzie wyglądało wspólne rozwiązywanie realnych problemów – mówi. Frekwencja też jest zadowalająca. Na ostatnim spotkaniu było około dwudziestu osób.
Pomysły na nowy KDS
Pracownicy Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego m.st. Warszawy nie znaleźli czasu, by porozmawiać o przyszłości nowego KDS-u. Pozarządowcy rozmawiali chętnie.
– Jednym z moich celów jest to, by społeczne organizacje ratownicze zostały wpisane w plany zarządzania kryzysowego miasta – mówi Igor Góralczuk, przewodniczący Komisji. – Chodzi o to, by w sytuacji, w której Warszawę dotknie powódź albo jakiekolwiek inne nieszczęście, miasto mogło i chciało skorzystać z potencjału organizacji pozarządowych. By każdy urzędnik, który zajmuje się zarządzaniem sytuacją kryzysową, wiedział, że może wyciągnąć tabelkę z wykazem organizacji i poinformować nas, gdzie i jakiego rodzaju pomoc jest potrzebna – wyjaśnia Góralczuk.
– Mamy sprzęt, zapał i możliwości – zapewnia Jan Jaszczyński z Warszawskiej Grupy Wysokościowej S12. Jego Stowarzyszenie to ponad dwadzieścia zaangażowanych osób, z czego część to ratownicy wysokościowi. – Gdyby zdarzyła się sytuacja, w której nasza wiedza, umiejętności i sprzęt byłyby komuś potrzebne, chcielibyśmy by ktoś mógł nas wezwać i skorzystać z tego potencjału.
– Podczas ostatniego spotkania Komisji usłyszeliśmy od przedstawicieli Biura, że dziś nie ma nas w żadnej procedurze. Musimy więc wspólnie zastanowić się, co takiego trzeba zrobić, by znaleźć się w tej procedurze – mówi Igor Góralczuk. W skład Komisji wchodzi kilkanaście organizacji ratowniczych. Każda z nich dysponuje sprzętem i ludźmi gotowymi nieść pomoc innym. – Większość z nas to organizacje, które zajmują się ratownictwem od kilku albo kilkunastu lat – mówi Igor Góralczuk. – Zajmujemy się tym na poważnie i profesjonalnie. Wśród członków Komisji są organizacje, takie jak WOPR (Wodne Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe), które zajmują się ratownictwem wodnym, ale są też organizacje harcerskie, które również mogą okazać się bardzo pomocne. Kiedy przyjdzie czas, w którym trzeba będzie poroznosić żywność albo zapukać od drzwi do drzwi i poinformować ludzi o nadchodzącej fali, pomoc harcerzy okaże się nieoceniona – przekonuje.
Nie tylko w sytuacjach wyjątkowych
– Wsparcie organizacji ratowniczych przydaje się nie tylko podczas katastrof – zauważa Paweł Błasiak szef stołecznego WOPR. – Dziś to, czy ratownicy WOPR-u wesprą strażaków w akcji ratunkowej na wodzie, zależy od dobrej woli dowodzącego – mówi. Wspomina wypadek sprzed kilku lat na Jeziorze Powidzkim. Żaglówka przewróciła się, a dwie osoby zostały uwięzione w częściowo zatopionej kabinie. – Akcja ratunkowa polegała na wyciągnięciu ludzi spod wywróconej łódki – opowiada Paweł Błasiak. – Niestety była prowadzona nieumiejętnie, obie osoby utonęły. Strażacy niepotrzebnie holowali łódkę do brzegu – przekonuje. Zdaniem Błasiaka powinni postawić łódkę lub skorzystać z pomocy znajdującego się na brzegu płetwonurka WOPR. Nie skorzystali. – Dowódca odmówił udziału ratownika WOPR, ponieważ w świetle przepisów WOPR-owiec to dla strażaka cywil. Dowódca miał najprawdopodobniej złe doświadczenia w zatrudnianiu cywilów do akcji i nie chciał brać odpowiedzialności za kogoś, kogo umiejętności nie był pewien – mówi Paweł Błasiak. – Dziś sytuacja jest absurdalna! – oburza się. – Mamy w Warszawie 300 ratowników, pięć statków ratowniczych, sprzęt medyczny, wykwalifikowanych i doświadczonych ludzi i pomimo chęci współpracy Państwowej Straży Pożarnej z przyczyn proceduralnych nie zawsze możemy pomóc. Winne są złe przepisy, które należałoby udoskonalić i tu widzę główny cel działalności KDS.
Aplikacja, która uratuje życie
Jeszcze inny pomysł na Komisję ds. Ratownictwa i Ochrony Ludności ma Artur Oporski, wiceprezes Stowarzyszenia Automobilklub „Warszawski”. Namawia pozarządowców do pracy nad alarmową aplikacją na smartfony.
Stowarzyszenie Automobilklub „Warszawski” to organizacja zawiązana przy korporacji Ele Taxi. Firma w 2011 roku przeszkoliła 1300 kierowców z zakresu pierwszej pomocy. Część taksówkarzy połknęła bakcyla, chcieli czegoś więcej. Firma zorganizowała więc dodatkowe kursy KPP (Kwalifikowana Pierwsza Pomoc). Dodatkowe szkolenia przeszło 80 kierowców. Następnym krokiem było powołanie stowarzyszenia i przystąpienie do Polskiego Związku Motorowego, by ten mógł nadać taksówkarzom tytuł ratowników drogowych. By mogli realnie pomagać, firma zaopatrzyła ich w defibrylatory, butle tlenowe i rozbudowane apteczki, jakimi posługuje się straż pożarna i policja. Taksówkarze od początku istnienia systemu interweniowali kilkadziesiąt razy. Dokonali kilkunastu reanimacji. Uratowali niejedno życie.
Takich niezależnych ratowników, jak ci z Ele Taxi, w Warszawie jest więcej. Oporski chciałby wykorzystać ten potencjał. Namawia pozostałych pozarządowców do pracy nad alarmową aplikacją na smartfony. Jak miałaby działać?
– Jedna wersja aplikacji byłaby dedykowana wszelkiego rodzaju ratownikom, druga – pozostałym mieszkańcom. Potrzebujący pomocy albo świadkowie jakiegoś zdarzenia zgłaszaliby zapotrzebowanie na pomoc, a ratownicy, którzy znajdują się w pobliżu, dostawaliby alarmowe powiadomienie na komórkę – wyjaśnia. – Czasem jest tak, że człowiek upada na przed witryną sklepu, na zapleczu którego jest niczego nieświadomy ratownik. Ludzie wzywają karetkę pogotowia, czas leci, a przecież liczy się każda sekunda. Ten system mógłby stać się wizytówką Warszawy! – przekonuje Artur Oporski.
Źródło: inf. własna (warszawa.ngo.pl)