Jest pracowita jak pszczółka. Zwykle łagodna, ale jeśli ktoś postanowi skrzywdzić jej królestwo, potrafi użądlić. Jest jak ta bajkowa postać – Maja. Pewnie dlatego jej imieniem nazwała swoje stowarzyszenie. Przedstawiamy Ewę Wiśniewską.
– Kiedyś podczas mroźnej zimy zaopiekowała się bezdomnymi. Pozwoliła im wykąpać się w ośrodku, a później zdezynfekowała całą łazienkę. Nie brzydziła się – opowiada Anna Jabłońska, jej wieloletnia współpracowniczka. – Przyniosła z domu czyste ubrania, zrobiła kanapki, herbatę i jeszcze sobie przy tym ręce poparzyła. Później zadzwoniła do noclegowni, załatwiła miejsca i z własnych pieniędzy opłaciła transport.
Ewa Wiśniewska na co dzień zajmuje się osobami z niepełnosprawnością intelektualną. Jest założycielką i wieloletnią szefową Stowarzyszenia Rodzin i Przyjaciół Osób Głęboko Upośledzonych „Maja”. Organizacja prowadzi ośrodek dziennego pobytu dla osób niepełnosprawnych intelektualnie, z mózgowym porażeniem dziecięcym, chorobami somatycznymi i genetycznymi. – Opiekunowie przywożą podopiecznych o ósmej rano i odbierają po południu. Osoby niepełnosprawne mają aktywnie wypełniony czas, nie muszą nudzić się w domach, a wielu rodziców może dzięki temu pracować – mówi Ewa Wiśniewska.
Oprócz kierowania ośrodkiem i organizacją, ma jeszcze inne obowiązki: przewodniczy Dzielnicowej Komisji Dialogu Społecznego na Ursynowie, jest członkinią Warszawskiego Forum Inicjatyw na rzecz Osób z Niepełnosprawnością Intelektualną, prowadzi zajęcia wyrównawcze w podstawówce przy Wałbrzyskiej. Gdy wraca do domu, opiekuje się niepełnosprawną intelektualnie siostrą. – Dużo tego wszystkiego – przyznaje. Zdaniem Sławomira Węglewskiego, jej wieloletniego przyjaciela, za dużo. – Od rana do wieczora jest zajęta. Bierze na siebie tyle, bo lubi mieć wszystko pod kontrolą, ale moim zdaniem jest przeciążona. Ma niewiele czasu dla siebie – mówi zaniepokojony. O to, jaka jest Ewa Wiśniewska, pytamy również innych znajomych. Anna Jabłońska: – miła i serdeczna. Joanna Jodełka: – ciepła i zorganizowana.
W kwestii wad nikt nie piśnie ani słówka. Chętniej mówi o nich sama Ewa Wiśniewska. – Bywam trudna w dialogu. Gdy chodzi o sprawy ważne i kiedy jestem pewna swoich racji, trudno ze mną dyskutować – przyznaje. – Do tego jestem uparta, chociaż nie wyglądam.
Zachwyt
Za swój największy sukces Ewa Wiśniewska uważa to, że udało jej się pokazać podopiecznym kawałek Polski. Zobaczyli morze, jeziora, a nawet góry. Prawdziwym hitem była czterodniowa wycieczka do Zakopanego. Logistyczny majstersztyk. Wiśniewska dzwoniła do naczelników stacji kolejowych, żeby załatwić pomoc w przetransportowaniu wózków z peronu do pociągu i na odwrót. W Zakopanem weszli całą grupą do kolejki linowej i pojechali na Kasprowy Wierch. A dzięki życzliwości przewodników o świcie powędrowali całą bandą w Dolinę Białego. – Wiele lat już minęło, ale do dziś mam to przed oczami: jesienna aura, na drzewach złoto-brązowe liście, szum strumyków. Oni stali albo siedzieli na wózkach i patrzyli, a ja widziałam zachwyt w ich oczach i pewnie nie zapomnę go już do końca życia – mówi drżącym głosem, powstrzymując się od łez wzruszenia.
– Ona strasznie kocha te dzieciaki – mówi Anna Jabłońska. – Robi dla niech znacznie więcej niż wynika to z jej obowiązków. Stara się sprawiać im różne małe przyjemności. Pyta, czy nie chcieliby pójść do kina, teatru albo na jakiś koncert. Później staje na rzęsach, żeby im to zorganizować.
Ciasno
„Maja” mieści się w jednym z ursynowskich bloków. Kiedyś była tu piwnica, bez podłóg, z zepsutą elektrycznością. Dziś jest znacznie przytulniej, ale piekielnie ciasno. 212 metrów kwadratowych, a na nich personel i 39 podopiecznych, część osób na wózkach. Ośrodek to dwa pomieszczenia. W jednym odbywają się zajęcia rehabilitacyjne, kulinarne i artystyczne: ceramika, muzyka i malarstwo. W drugim zajęcia pedagogiczne, logopedia, spotkania terapeutyczne. Lokale nie są ze sobą połączone. Czasem, by przemieścić się z jednych zajęć na drugie, trzeba wychodzić z budynku i obchodzić go dookoła. Pal licho latem, ale zimą trzeba całą grupę ubrać, a później rozebrać.
To właśnie dlatego jednym z priorytetów Ewy Wiśniewskiej jest nowy lokal dla stowarzyszenia. Sprawa nie jest jednak prosta i ciągnie się latami. Ursynów nie ma zasobów komunalnych, a „Maja” nie może szukać siedziby w innej części miasta. – Część rodziców, którzy każdego dnia dowożą nam swoje dzieci, to już starsi ludzie. Czasem sami wymagają pomocy, dlatego muszą mieć ośrodek pod nosem – wyjaśnia.
Największe marzenie
Zdaniem Ewy Wiśniewskiej jedynym sensowym rozwiązaniem jest wybudowanie nowego budynku. Szefowa ośrodka ma nawet plan, jak to zrobić. Trzy lata temu złożyła wniosek do budżetu partycypacyjnego. Projekt zakładał wybudowanie nowego obiektu. Wygrał największą do tej pory liczbą głosów mieszkańców stolicy i budynek został wybudowany. Inwestycja zostanie uruchomiona zaraz po wybudowaniu drogi dojazdowej. Główną część obiektu będzie stanowić ośrodek dziennego pobytu dla osób z niepełnosprawnością intelektualną – znacznie większy od obecnej „Mai”. Wieczorami i w weekendy z przestrzeni będą mogły korzystać między innymi ursynowskie organizacje.
– Mogą odbywać się tam spotkania, konferencje, koncerty – mówi Ewa Wiśniewska. – W innej części budynku będą mniejsze pomieszczenia, w których będzie można organizować całodobową opiekę dla osób niepełnosprawnych na wypadek sytuacji kryzysowych, takich jak pobyt w szpitalu rodzica czy opiekuna oraz treningi samodzielności i opieki poza domem rodzinnym.
Koszt planowanej inwestycji to trzy miliony złotych.
– Nasz projekt pochłonął całość budżetu partycypacyjnego dla dzielnicy w roku 2015, ale dał przestrzeń, z której mogą korzystać i organizacje pozarządowe, i mieszkańcy, przede wszystkim dał godne warunki do terapii i rehabilitacji osobom z bardzo dużymi problemami w codziennym funkcjonowaniu – mówi. – Spełniło się wielkie marzenie mojego życia, ale jest to dopiero pierwszy etap budowania lokalnego systemu wsparcia. Widziałam, jak jedna z matek w czasie budowy pocałowała płot ogradzający teren tej budowy. Tak bardzo nam wszystkim na niej zależy. Projekt zakładał, że jest to pierwszy moduł. Powinny powstać kolejne, wyczekiwane przez kilkadziesiąt lat. Czas mija, a starsi rodzice niepełnosprawnych dzieci, sprawujący do tej pory ustawiczną opiekę nad nimi, zaczynają chorować i umierać. Trzeba zabezpieczyć tę grupę, dlatego musi powstać DOM! Mamy nadzieję, że obok ośrodka wsparcia, zostanie dodatkowo zabezpieczony teren na mały lokalny dom dla osób starszych i niepełnosprawnych, w którym znajdą w razie potrzeby miejsce nasi rodzice i ich dzieci oraz inne osoby, które nie będą już w stanie samodzielnie egzystować we własnym mieszkaniu. Dwa obiekty w pobliżu siebie będą najlepszym rozwiązaniem.
Ewa Wiśniewska zdecydowała się kandydować do Warszawskiej Rady Działalności Pożytku Publicznego na prośbę niektórych organizacji i zaznacza, że jej obecność w Radzie jest dedykowana wyłącznie NGO-som pracującym na rzecz mieszkańców, zwłaszcza tych znajdujących się w trudnej sytuacji życiowej.
– Znam wiele takich organizacji i uważam, że trzeba im ułatwiać funkcjonowanie, nie mnożyć przed nimi nowych formalności – mówi. – Mam nadzieję, że Rada będzie mogła więcej uwagi poświęcać mieszkańcom i ich sprawom, a mniej procedurom i "papierologii". W Radzie jest doskonała, niepowtarzalna w strukturze miasta okazja do dzielenia się wiedzą o życiu stolicy, doświadczeniem między wieloma środowiskami: organizacjami, Zarządem m. st. Warszawy, przedstawicielami Rady Warszawy i wysokimi urzędnikami miasta w randze dyrektorów lub naczelników. Mam nadzieję, że powstanie plan pracy Rady uwzględniający potrzeby branżowe, m. in. organizacji zajmujących się problematyką niepełnosprawności, jak też organizacji wykonujących inne działania pożytku publicznego.
O sektorze
Ceni pozarządówkę, ale przytłacza ją nadmierna biurokracja. – Rozumiem, że ma prowadzić do transparentności, ale czasem prowadzi do absurdów – mówi. – Nie może być tak, że organizacja, która powstała, by wspierać niepełnosprawnych, większość swojej energii poświęca na rubryki i statystykę – denerwuje się. Wskazuje na duże, tekturowe pudło, z którego niemal wypływają zadrukowane kartki papieru. Zaznacza jednak, że są instytucje, z którymi współpracuje jej się dobrze. Jako przykład wskazuje Urząd m.st. Warszawy. W trzecim sektorze przeszkadza jej też to, że niektóre organizacje piszą projekty pod konkretne pieniądze. – Nie mają sprecyzowanej grupy odbiorców, nie bardzo wiedzą, jak to powinno wyglądać, ale piszą. A przecież kierunek powinien być odwrotny! Wnioski powinny być pisane pod potrzeby, a nie pod wymogi – przekonuje Wiśniewska.
Emerytura
Uwielbia malować obrazy. Ma sztalugi i profesjonalne farby, brakuje tylko czasu, by z nich korzystać. – Malowanie to mój plan na emeryturę. Sprawia mi wielką przyjemność i niezwykle mnie relaksuje – mówi. Uwielbia też wyjeżdżać. Zjechała już prawie całą Europę, marzy jeszcze o Ameryce.
Źródło: inf. własna (warszawa.ngo.pl)