– Zgodnie z konstytucją, to my, naród, jesteśmy władzą i wybieramy organy do sprawowania tej władzy. Podbudową prawdziwej demokracji jest prawo do informacji – mówi Alina Czyżewska, aktorka, członkini Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska. Nadużycia urzędników, brak sprawiedliwości, logiki, a nawet „dziury” w dokumentach prawnych, to jej specjalność. Z błyskiem w oku i pasją w sercu. Wszystko po to, by chronić zwykłych obywateli.
Aktorka i duch społecznika
Otrzymała wiele aktorskich nagród, m. in. "Nos Teatralny" w 2002 roku za rolę Ofelii w Hamlecie oraz Księciu Danii w reż. Jacka Głomba i Krzysztofa Kopki. Doceniona również za monodram „Dziewictwo” według wczesnego opowiadania Witolda Gombrowicza.
Aktorstwo to jeden z jej sposobów na życie. – Wychowałam się w teatrze alternatywnym, który opierał się na ideach teatru zaangażowanego, zabierającego głos w sprawach ważnych, politycznych. To była swoista legenda w latach komunistycznych, a ponieważ ideały tego teatru były mi bliskie, traktowałam go jako środek wyrazu, impuls do obywatelskiej zmiany.
Szukała czegoś więcej niż artystycznej wspólnoty.
– Obecne czasy bardzo potrzebują osobistego zaangażowania, więc poznając środowisko organizacji pozarządowych, odnalazłam większe możliwości wpływania na rzeczywistość.
Nie rządy ludu, a demokracja
Według Aliny, jako społeczeństwo wciąż nie rozumiemy, na czym polega i czym w istocie jest demokracja.
– Nadal my jako obywatele mamy tendencję do akceptowania sytuacji, że to my jesteśmy rządzonymi, czyli poddanymi. Nie jest to oczywiście wina naszego społeczeństwa, lecz tego, że w trakcie transformacji zapomnieliśmy o wartościach obywatelskich – tłumaczy Alina. – My jako państwo, czyli obywatele i organy władzy, nie przerobiliśmy edukacji obywatelskiej. Zapomnieliśmy o solidarności, a rolę obywateli ograniczono do roli wyborcy.
Według potocznych haseł, demokracja to “rządy ludu” albo “rządy większości”. Często nauczyciele przepytują uczniów z nazwisk posłów czy liczby senatorów, kosztem tematów z zakresu praw człowieka i demokracji w praktyce.
– Nikt nam w szkole nie powiedział, w jaki sposób możemy korzystać z własnych praw – mówi. I dodaje: – Pomijam fakt, że w samej szkole często łamie się prawo. Edukacja pozostawia wiele do życzenia, jeśli spojrzy się na nią z perspektywy nauczania o wartościach i godności ludzkiej, na których przecież oparła się nasza współczesna cywilizacja. Często słyszałam w szkole, że jeśli nie będziemy się uczyli, zostaniemy “sprzątaczkami albo śmieciarzami” – czyli w domyśle ludźmi drugiej kategorii. Niby nic, niby logiczne, ale jednocześnie nasiąkaliśmy lekceważeniem czy nawet pogardą dla ludzi wykonujących pożyteczną pracę. Konsekwencją była zgoda społeczna i prawna na śmieciowe zatrudnienie za 3 zł za godzinę. Organy władzy stworzyły prawo, które nie chroniło takich pracowników, a inni, my, ich rodacy, korzystaliśmy i nadal korzystamy z zalegalizowanej formy wyzysku.
– No bo jak nie skorzystać z taniej siły roboczej dla większego zysku? Robiły to i firmy, i instytucje publiczne. Kosztem ubocznym tego są niestety głębokie zmiany społeczne, które dotykają nas rykoszetem. Alina podkreśla rolę zbiorowej odpowiedzialności społeczeństwa za zmiany prawne. Każdy z nas jest ogniwem w społecznym łańcuchu postaw i decyzji.
Nie kupisz solidarności
Kolejnym etapem zmian społeczno-politycznych stał się podział społeczeństwa na „biednych” i „bogatych”. Ci pierwsi zastanawiali się, jak przeżyć od pierwszego do pierwszego, a drudzy – co jeszcze kupić, żeby na przykład poprawić sobie humor.
– Doprowadziliśmy do tego, że niektórzy z nas pracowali za 3,50 zł na godzinę, a drudzy z tego korzystali, budując majątki – objaśnia Alina. – To prosta droga do budowania społeczeństwa nierówności, które jest nieświadome, bo zajęte przeżyciem od pierwszego do pierwszego i nie potrafiące ocenić polityków, których wybiera. A oni wtedy tworzą prawo dla siebie, nie dla ludzi. Mamy konstytucję, wedle której jesteśmy narodem, czyli władzą, ale nie znamy i nie mamy narzędzi do oceny tych, których wybieramy do sprawowania tej władzy w naszym imieniu.
Konsumpcjoniści żyją tym, co jest w danym czasie modne i co warto kupić. – Kiedy ludzie są zaangażowani w nabywanie dóbr, w śledzenie mediów nastawionych na sprzedaż, wtedy takich ludzi nie interesują sprawy społeczne – mówi.
Ważne jest to, co mogę kupić i czy mam za co kupić. Los społeczności, troska o dobro wspólne coraz mniej wtedy interesuje. Różnorodne media coraz częściej przedstawiają postprawdy zamiast faktów, a ich przekaz ulega tabloidyzacji. Coraz bardziej nie potrafimy poddać krytycznemu myśleniu napływających informacji, włączyć rozsądku i sprawdzić faktów.
– Telewizja, Internet, radio, w dużym stopniu wpływają na jakość debaty publicznej, a ta stoi na niskim poziomie – dodaje. – Rzadko widzimy ekspertów, akademików, profesjonalistów w debatach, studiach, wiadomościach – poza nielicznymi wyjątkami, o wszystkim wypowiadają się politycy.
(Nie)jawność życia publicznego
Paradoksalnie, niedemokratyczne działania rządu doprowadziły do wzrostu świadomości obywatelskiej. Na przykład media zaczęły również nagłaśniać temat Trybunału Konstytucyjnego czy tłumaczyć, czym zajmuje się Rzecznik Praw Obywatelskich.
– Kiedy w zmasowany sposób zaczęto naruszać nasze prawa, ludzie dowiedzieli się o Adamie Bodnarze i docenili jego działania.
Sieć Obywatelska Watchdog Polska jest obywatelską organizacją, która działa na rzecz jawności życia publicznego. Alina podkreśla, że ta organizacja drążyła temat zmian w ustawie o Trybunale Konstytucyjnym na długo przed wybuchem politycznej awantury. – Próbowaliśmy uzyskać dostęp do projektu zmiany ustawy, jednak odmówiono go nam i musieliśmy udać się do sądu.
I ty możesz znać wydatki władzy
Watchdog Polska zajmuje się transparentnością działań władzy na szczeblu ogólnopolskim i lokalnym. Uświadamia obywateli, że mają pełne prawo wiedzieć na przykład, dlaczego urzędy zlikwidowały szkołę lub ile kosztuje dzielnicowy festyn – i kto na przykład na tym zarobił. Chodzi o to, żeby ludzie mieli poczucie, że mogą współpracować z administracją, próbując wypracować dialog i jednocześnie dyscyplinować ją. Kiedy obywatele zapytają o konkretne działanie urzędu, muszą otrzymać odpowiedź – czytamy na stronie Watchdog Polska.
Po co pytać? Kiedy znamy magistrackie wydatki, łatwiej nam podważyć argument prezydenta pt. “nie ma pieniędzy na remont szkoły, na zajęcia dodatkowe, na remont kamienicy, na budowę skateparku, na podjazdy dla wózków, na utrzymanie czystości itp.”. Kiedy na przykład zobaczymy, że na festyn zaproszono zespół disco polo, któremu zapłacono tyle, ile potrzeba na remont dachu, to jako obywatele zaczniemy się zastanawiać, czy magistrat dobrze gospodaruje naszymi pieniędzmi, czy też może po prostu nas “kupuje” za nasze podatki “darmowymi” imprezami. Zaczniemy się zastanawiać – chcemy jednorazowego festynu czy remontu dachu w szkole albo załatania wieloletnich dziur w chodniku?
Wykorzystanie prawa do informacji publicznej przynosi niebywałe rezultaty. Alinie udało się doprowadzić do sądu sprawę niezgodnego z prawem unieważnienia konkursu na dyrektora jednego z toruńskich teatrów, anulować uchwałę o likwidacji gorzowskiej placówki dziennego wsparcia, zablokować likwidację Międzyszkolnego Ośrodka Sportowego i wiele innych.
– Alina jest wybitnie nietuzinkową postacią, upartą i niezłomnie dążącą do celu – mówi Katarzyna Batko-Tołuć, Wiceprezeska i Dyrektorka Programowa Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska. – Jest symbolem niezgody na rzeczywistość. Tu nie chodzi o stawianie jej w roli gwiazdy, ale o skuteczność, umiejętność przedstawienia naszych celów i zrobienia szumu, który zwiększy efekt działań – dodaje Katarzyna.
Nie musisz płacić podwójnie
Zwiększanie jawności życia społecznego powinno odbywać się na zasadzie pytania o informacje przydatne z punktu widzenia obywateli. Alina przekonuje, że trzeba być wyczulonym na pewne komunikaty.
– Na przykład gdy zbieramy pieniądze na schronisko, które na przykład jest prowadzone przez samorząd lokalny, mieszkańcy organizują zbiórkę, a władze miasta stopniowo wycofują finansowanie tego schroniska. Czyli dotują mniej o tyle, ile wpłaciliśmy w darowiznach, i w efekcie schronisko ma wciąż tyle samo w budżecie. Władze czują się zwolnione z obowiązku pełnego finansowania, tymczasem my jako mieszkańcy płacimy podwójnie: bezpośrednio na schronisko, i pośrednio – w podatkach – wyjaśnia.
– Zdarza się, że priorytetem staje się remont i wyposażenie gabinetu prezydenta miasta, a nie przedszkola – na wygodę i zbytek jednej osoby idzie więcej z naszych podatków niż na warunki, w których wychowują się nasze dzieci. Nikt za nas tego nie skontroluje.
Władza sama się nie ograniczy, nie zrezygnuje sama ze swoich wygód. To mieszkańcy i mieszkanki muszą mieć świadomość i interesować się tym, jak jest zarządzane nasze miasto.
Bo to my zatrudniamy prezydenta, by gospodarował naszym wspólnym dobrem. Nie wybieramy władcy – wybieramy naszego pracownika, który ma dobrze i rozsądnie gospodarować naszym wspólnym majątkiem i na rzecz naszej wspólnoty samorządowej, dlatego mamy prawo i obowiązek go sprawdzać.
– Zdaję sobie sprawę, że rzeczywistość wygląda inaczej, ale to my – obywatele odpuściliśmy pola i wciąż przed naszymi pracownikami – prezydentami, burmistrzami, radnymi, padamy na kolana. Radny to nie ktoś specjalny, to nasz przedstawiciel – mamy prawo od niego wymagać. A my się korzymy, by coś nam “załatwił” – np. o zgrozo miejsce w przedszkolu dla naszego dziecka. I ten najczęściej załatwia, bo “kupuje” w ten sposób wdzięczność i wyborcę. Ale tym samym zabiera miejsce innemu dziecku! Także mieszkańcowi. Tymczasem radny jest od tego, by uchwalono budżet, w którym są pieniądze na budowę nowego przedszkola, skoro brakuje miejsc.
Co można zrobić w takiej sytuacji? Alina podkreśla, że warto zainteresować się działaniami samorządu i administracji, ponieważ wtedy widzimy przepływ pieniędzy i możemy realnie pomóc zwierzętom, chorym dzieciom, starszym ludziom i innym grupom, które mają mniejsze możliwości działania, ale także wpływać na jakość naszego otoczenia, na drogi, parki, czystość bezpieczeństwo w mieście.
– Watchdog tworzą ludzie na różnym poziomie zaangażowania. Wielu z nich bardzo skutecznie działa w terenie, nie tylko w centrum organizacji – mówi Katarzyna Batko-Tołuć. – Nie wystarczy jednak edukować, trzeba jeszcze nagłaśniać. Alina ma również umiejętność zarażania innych swoją pasją. Potrafi wychwycić coś, czego inni nie zauważą, i od razu reagować. Jej sukcesy są podbudowane potrzebną wiedzą i doświadczeniem – dodaje.
Miej czujne oko na instytucje
Członkowie Watchdog jeżdżą po całej Polsce i prowadzą spotkania z mieszkańcami. Alina mówi, że zawsze znajdzie się grupa ludzi, która nie godzi się na obecną rzeczywistość. I właśnie te osoby często zostają „watchdogami”.
Zainteresowanie, czujne oko, pytania obywateli sprawiają, że dana instytucja znajduje się na świeczniku i trudniej jest jej zachować bezkarność. Wtedy zaczyna zmieniać swoje zachowania, zostaje dyscyplinowana.
– Alina wygrała sześć spraw w sądzie administracyjnym. Teraz organy wiedzą, że muszą uważać – uzasadnia Marta Bejnar-Bejnarowicz, Radna Rady Miasta Gorzowa Wielkopolskiego i Ludzi dla Miasta, koleżanka aktywistki ze szkolnej ławki.
– Alina jest osobą, która osiąga swoje cele, liczy się dla niej transparentność w samorządzie. Posiada swojego rodzaju „zwarcie w mózgu” – śmieje się Marta. – To rzadki dar połączenia umysłu humanistycznego i analitycznego. Dobrze pisze, szybko myśli i potrafi analizować uchwały prawne i wychwytywać nieścisłości. To ogromna wartość i szkoda, że Aliny nie ma w parlamencie, bo właśnie takich osób nam potrzeba.
Wolności nie szukaj na strzeżonym osiedlu
Alina przytacza wiele szczegółów ze swojej pracy społecznej i uzmysławia, że budowanie demokracji jest jak budowanie domu: bez fundamentów zawali się. Demokracja bez edukacji obywatelskiej i organizacji pozarządowych nie ma racji bytu.
– Jeśli słyszymy od urzędu, że nie ma pieniędzy na jakieś działanie, sprawdźmy to. Bardzo często jest tak, że te pieniądze są, ale wydaje się je na bezsensowny wyjazd “służbowy” sponsora kampanii albo urzędników z osobami towarzyszącymi (nie mogę zrozumieć, skąd się bierze bezczelność władz, by z naszych podatków opłacać wycieczki dla rodzin urzędników) zamiast na kurs językowy dla dzieci lub zatrudnienie nauczyciela drugiego języka – mówi.
– Jeśli gmina zleca organizacji pozarządowej zadanie publiczne, innymi słowy zadanie własne gminy, i dotyczy ono np. prowadzenia schroniska dla bezdomnych czy izby wytrzeźwień, i wymaga jednocześnie aż 20% wkładu własnego, w tym 10% wolontariatu, to jest to absurd.
Zbyt często włodarze gmin uważają, że organizacje zrobią coś taniej i same uzbierają pieniądze na pokrycie całości zadania. To nie jest partnerstwo ani konstytucyjna zasada subsydiarności, to jest traktowanie organizacji jako taniej siły roboczej. A to prosta droga do tego, że ludzie odejdą z organizacji, a te staną się nieprofesjonalne.
– Organizacje są bliżej ludzi i lepiej znają ich potrzeby. Pracują w nich profesjonaliści, którym wiedzy mógłby pozazdrościć niejeden urzędowy specjalista. Oczywiście trzeba uważać, ponieważ politycy i samorządowcy również zakładali organizacje pozarządowe, by dostać dotację z Unii – lecz celem ich nie jest zmiana społeczna, rozwiązanie jakiegoś problemu, ale szybka kasa. Wiele milionów europejskich na budowę społeczeństwa obywatelskiego przejedzono na nijakich szkoleniach dla znajomych i projektach, które robiono tylko dlatego, ponieważ był pieniądz z Unii. Bez efektu i bez zmiany.
Potrzebujemy edukacji obywatelskiej już od przedszkola. – Nie sposób rozmawiać tylko o liczbach i produktach, bo staniemy się robotami – mówi.
Gdy nie rozmawiamy o wartościach, o solidarności, prawach człowieka, to prędzej czy później odbije się to czkawką. – Jeśli damy się zaciągnąć w pułapkę konsumpcjonizmu, stracimy z oczu to, co ważne w budowaniu zdrowego społeczeństwa i rzeczywistej wspólnoty narodowej. Ci, którzy umieją szybko biegać, szybciej dobiegną. Kupią sobie mieszkanie, wpędzą się w kredyt na 30 lat na strzeżonym osiedlu, a ta wywalczona łokciami wolność zamknie się na osiedlu strzeżonego świata. Odgrodzimy się od tych, którzy nie nadążyli w tym biegu. A oni przyjdą pod te mury, słusznie rozgoryczeni lub wściekli – przestrzega. – Wielu z nich, póki co, poszło do urn w 2015 roku. Tych, którzy dziś – skądinąd słusznie – protestują, chciałabym zapytać: a byłeś na wyborach?
Demokracja taka, na jaką zasługujemy
Wyspecjalizowane organizacje pozarządowe dzielą się swoją wiedzą i rozprzestrzeniają ją do samorządów, dzięki czemu te mogą lepiej działać i zaspokajać potrzeby wszystkich grup społecznych. – Warto mieć na uwadze fakt, że miasto, kraj to jeden organizm. Mamy taką demokrację, na jaką zasługujemy – zaznacza.
Alina ma wiele planów na przyszłość. Wytrwale działa na rzecz zwiększania jawności życia publicznego w Polsce, które obejmuje wszystkie instytucje publiczne. Jak to robi? Pisze wnioski o dostęp do informacji, a jeśli to nie pomaga, kieruje sprawy do sądu administracyjnego*. I wiele z nich wygrywa. Uczęszcza na sesje Rady Miasta, wspiera mieszkańców, przypomina radnym o ich obowiązkach wobec obywateli, jeździ na spotkania i uczy innych, przekonując, że każdy może patrzeć władzy na ręce.
- Dokumenty, na które można powołać się, dbając o demokrację: Europejska Konwencja Praw Człowieka, Art. 61 Konstytucji RP i ustawa o dostępie do informacji publicznej.
Poznaj ludzi sektora pozarządowego, dowiedz się, kto jest kim w NGO. Odwiedź serwis ludziesektora.ngo.pl.
Źródło: informacja własna ngo.pl