– Nie mam czasu do marnowania. Wolę poświęcać go na coś, co przynosi realne efekty – mówi Aleksandra Smolińska, przewodnicząca Komisji Dialogu Społecznego ds. Lokalnych Systemów Wsparcia, prezes Stowarzyszenia Serduszko dla Dzieci oraz młoda mama. Jest uśmiechnięta, spokojna, ale i stanowcza. Od lat działa prospołecznie na rzecz dzieci i młodzieży z warszawskiej Pragi.
Spotykamy się w Centrum Młodych przy ul. Inżynierskiej. Na zewnątrz już mrok, a ciepłe światło wewnątrz przyciąga spojrzenia przechodniów, którzy zaglądają w okna i czytają wywieszony w nich harmonogram planowanych wydarzeń. Miejsce budzi duże zainteresowanie dlatego, że zostało dopiero co otwarte. Czuć jednak, że jest tu, na Pradze, mile widziane. To miejsce to wspólny projekt Urzędu m.st. Warszawy i organizacji pozarządowych. Jest efektem pracy Komisji Dialogu Społecznego ds. Lokalnego Systemu Wsparcia.
Lokalne Systemy Wsparcia – co to takiego?
Lokalne Systemy Wsparcia to działania nakierowane na pomoc rodzinom, a przede wszystkim dzieciom i młodzieży. Ich głównym celem jest wspieranie młodych ludzi w taki sposób, by osiągali lepsze wyniki edukacyjne.
Nie oznacza to jednak, że wcześniej organizacje nie kontaktowały się ze sobą. Jednak spotkania były na tyle niewiążące, że trudno było egzekwować zawarte na nich postanowienia. – A co jest wiążące? – pyta Smolińska, po czym sama sobie odpowiada: – Komisja! I stąd pomysł, by ją założyć.
Centrum Młodych
Świeżo otwarte Centrum Młodych jest świetnym na to dowodem. To główna siedziba nowatorskiego projektu "Wsparcie na starcie", skierowanego do osób w wieku 16-26 lat. Młodzi ludzie mogą tam przyjść, porozmawiać, wziąć udział w warsztatach, nauczyć się załatwiać sprawy urzędowe czy zarządzać domowym budżetem, lub po prostu skorzystać z Internetu bądź spotkać się ze znajomymi.
– Na jednym ze spotkań padł postulat, by rozszerzyć opiekę nad rodzinami i nad młodymi ludźmi, ponieważ ten wycinek czasu, w którym się nimi w tej chwili opiekujemy, czyli 6-18 lat, to jest z jednej strony dość późno, gdyż 6-latek jest już w bardzo dużym stopniu ukształtowany przez rodzinę, a im wcześniej zacznie się działania, tym ich skuteczność jest wyższa; z drugiej strony, gdy młody człowiek kończy 18 lat, jest to dla niego bardzo trudny okres. To czas wyboru, pewnego kryzysu. A my nie możemy się dalej nim zajmować, ani podtrzymywać tej relacji w takim stopniu, w jakim on tego potrzebuje. Jak nie ma wsparcia ze strony rodzica, ani ze strony wychowawcy, to zostaje sam w takim momencie, w jakim nie powinien zostać – mówi Smolińska o początkach projektu. – Gdy poruszyliśmy ten temat na spotkaniu, okazało się, że BPiPS się z tym zgadza. Ogłosiło dwa konkursy na projekty dla grup w wieku 0-6 i 16-26 lat. Daje mi to poczucie, że nie marnujemy czasu na tych spotkaniach, tylko coś się rzeczywiście dzieje – cieszy się.
Serduszko Dla Dzieci
Przygoda Smolińskiej ze stowarzyszeniem trwa już od trzynastu lat. Trafiła tam w 2003 roku, jako studentka pedagogiki, na staż. Początkowo była wolontariuszką do pomocy w biurze, później została zatrudniona. Pracowała jako opiekun na warsztatach organizowanych przez Serduszko, później została wychowawcą, następnie kierownikiem, a od dwóch lat jest prezesem.
Odwaga czy głupota?
Decyzja o przyjęciu stanowiska nie była łatwa. – Była to dla mnie trudna decyzja, bo wiedziałam, z czym to się wiąże i bałam się, że temu nie podołam – mówi o swoich obawach Smolińska. – Ale byłam też jedyną osobą, która wiedziała, w jaki sposób funkcjonuje stowarzyszenie "od zaplecza". Wiedziałam, jak się pisze, prowadzi i rozlicza projekty. Miałam też odwagę – czy może głupotę – żeby się tego podjąć. Gdy odchodził poprzedni prezes, powiedział mi wprost: albo ty to przejmiesz, albo wszystko się posypie. Koleżanki, które wówczas ze mną współpracowały miały dużo dobrych chęci i wiedziały, jak pracować z dziećmi, ale nie chciały dotykać się papierów. Stąd dość naturalnie wyszło, że to ja zostałam prezesem. Kocham Serduszko całym moim sercem, więc gdyby miało ono zakończyć działalność, to byłoby to dla mnie bardzo trudne: jest to w zasadzie całe moje życie zawodowe. Nie wiem, czy to jest zdrowe, ale tak jest – przyznaje.
Wyzwania
To jednak nie wszystkie minusy bycia prezesem stowarzyszenia. – Trudność w pracy polega też na tym, że jestem mamą – tłumaczy Smolińska. – Mam trzyletniego syna, który ponosi w tym momencie konsekwencje tego, że jestem tak bardzo zaangażowana w to, co robię. Nie jestem z nim tyle czasu, ile bym chciała i ile on by chciał. Jest to dla mnie, jako dla matki, trudne. Ale, z drugiej strony, gdybym zarzuciła to, co robię, byłabym bardzo nieszczęśliwa i dla niego byłoby gorzej, gdyby miał mamę, która jest sfrustrowana i niezadowolona – dodaje.
Poznaj ludzi sektora pozarządowego, dowiedz się, kto jest kim w NGO. Odwiedź serwis ludziesektora.ngo.pl.
W NGO jest tak, że dostosowujemy się do tego, jakie są realia. I to jest fajne, ale czasem wolałabym nie musieć być elastyczną, tylko móc po prostu pracować.
Źródło: Inf. własna [warszawa.ngo.pl]
Skorzystaj ze Stołecznego Centrum Wspierania Organizacji Pozarządowych
(22) 828 91 23