Aktywiści we władzach: Ratujmy różnorodność
WACHOWSKA-KUCHARSKA: Organizacje nie powinny przejmować się tym, jak będą wypadały, gdy wejdą do tak zwanej polityki. Nie chodzi o to, jak wypadną, ale o to, czy będą skuteczne.
Fundamentalnym założeniem działania wszelkich zorganizowanych podmiotów społecznych jest dla mnie to, że wszystko, co robimy jako społecznicy, powinno służyć przede wszystkim społeczności, a nie sektorowi – jakiemukolwiek. Sformalizowane struktury mają skłonność służenia nie temu, do czego zostały powołane, czyli sprawie i ludziom, którzy tę sprawę zgłosili. NGO-sy nie powinny przejmować się tym, jak będą wypadały, gdy wejdą do tak zwanej polityki. Nie chodzi o to, jak wypadną, ale o to, czy będą skuteczne. Skuteczne będą zaś wtedy, kiedy będą zajmowały się sprawami, do których zostały powołane. Relacje między władzą a trzecim sektorem nie powinny opierać się wyłącznie na byciu niezależnym komentatorem, ale także na braniu bezpośredniej odpowiedzialności. Bywa, co jest bardzo dotkliwe, że w samorządach lokalnych brakuje reprezentacji dla wielu ludzi i ich spraw. W takiej sytuacji nie ma się co wahać.
Bardzo ważnym argumentem za tym przemawiającym jest to, że organizacje pozarządowe, ograniczone własnym zakresem działalności, nie są uwikłane w szersze interesy polityczne, jak to dzieje się w przypadku partii. Dotyczy to nie tylko NGO-sów działających lokalnie, ale także organizacji pozarządowych działających w skali ogólnopolskiej, które do władz centralnych wnoszą inny punkt widzenia, nieoparty o interes partyjny. Demokracja przedstawicielska i partycypacyjna nie może zostać zredukowana wyłącznie do demokracji partyjnej. Im więcej podmiotów społecznych reprezentowanych jest we władzach różnego szczebla, tym ta władza jest bardziej reprezentatywna względem społeczności. Dlatego społecznicy (nie tylko ci z NGO-sów) powinni przełamywać swoją niechęć do tak zwanych działań upolitycznionych, na które warto spojrzeć jako na rzeczywistą partycypację społeczną, publiczną i polityczną. Chodzi bowiem o to, by te trzy sfery: społeczna, publiczna i polityczna, znajdowały się blisko siebie, wręcz na siebie zachodząc. Daje to większą gwarancję, że polityka nie oderwie się od ludzi, czyli od społeczeństwa i jego spraw. Udział podmiotów pozapartyjnych czy pozarządowych w działaniach publicznych i politycznych nie uszczupla ich funkcjonalności, a nawet – na wielu płaszczyznach – dobrze służy funkcjonowaniu demokracji, ratując jej różnorodność. Trzeba walczyć o to, by zachować rzeczywistą, a nie fasadową różnorodność we władzach na wszystkich szczeblach, a nie rozpatrywać udział niej różnych podmiotów w kategoriach uszczuplenia wizerunku.
Nie chodzi bezpośrednio o władzę. Chodzi o to, by służyć określonej sprawie i ludziom. Temu służy także (a nie wyłącznie, jak partiom politycznym) zdobywanie udziału we władzy, zwłaszcza wtedy, kiedy aktualnie rządzący nie stanowią odpowiedniej reprezentacji obywateli. Jeśli takiej reprezentacji brakuje, to zwyczajnie trzeba się o nią upomnieć.
Podnoszonym przez niektórych problemem jest kwestia tego, czy organizacje i aktywiści miejscy nie nadwyrężą wizerunku, przeistaczając się w graczy politycznych. Sądzę jednak, że im więcej organizacji pozarządowych będzie tworzyć ową reprezentację, tym mniejszy będzie napór struktur typu partyjnego. A co za tym idzie, także mniejsze będzie zagrożenie, że zostanie się przemodelowanym na wzór partyjny. Uważam, że warto zawalczyć o zmianę lub przemodelowanie reguł demokracji w kierunku rzeczywistej partycypacji. Partie same z siebie nie oddadzą swojego wygodnego miejsca, nie powinniśmy mieć co do tego złudzeń. Organizacje, społecznicy muszą się zatem o swoje miejsce we władzach upominać, bo tylko taka władza będzie władzą reprezentatywną.
Na koniec podam przykład praktyczny z Poznania, związany z pomysłami władzy na zabudowę części Parku Kasprowicza: na początku mieszkańcy dowiadują się, że Park ma zostać zabudowany, następnie władza organizuje konkurs urbanistyczny na jego zagospodarowanie. Wygrywa koncepcja, z której wynika, że na skraju Parku ma powstać pięć piętnastopiętrowych bloków. Mieszkańcy dzielnicy nie chcą tej zabudowy, zaczynają więc zbierać podpisy pod protestem. Powstaje nowa organizacja pozarządowa: Kolektyw Kąpielisko, młodzi ludzie organizują happeningi. Władze organizują konsultacje, a na koniec przedkładają projekt studium uwarunkowań i zagospodarowania przestrzennego miasta Poznania, z którego wynika jasno, że park i tak będzie zabudowany (nie on jeden, to niejedyny tego rodzaju przykład). W takich sytuacjach mówię: „mam dość, chcę zmienić tę władzę i partyjnych radnych. Zrobię to poprzez wygranie wyborów”.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)