Klub „Tarczyńska 11” to małe mieszkanie w przedwojennej kamienicy na Ochocie. W sumie 37 m. kw. Na tej przestrzeni mieszczą się aż dwa pokoje, łazienka i magazynek. Choć ciasno, zawsze jest tu pełno ludzi i dobrych pomysłów.
Przed wojną mieszkał tu pan Ryszard. Lubi opowiadać jak tu kiedyś wszystko wyglądało: na przykład gdzie był piec kaflowy, a gdzie na święta stała choinka. Tuż obok, również na Tarczyńskiej, jest klubokawiarnia Obroty Rzeczy. Można napić się kawy, zjeść tost, kawałek domowego ciasta albo naleśnik. To właśnie tu, podczas wspólnego czytania Mirona Białoszewskiego, pan Ryszard poznał się z Agatą Gajdą z „Tarczyńskiej 11”. (Bo właśnie na Tarczyńskiej 11, w jednym z mieszkań działał "Teatr na Tarczyńskiej", założony przez Mirona Białoszewskiego i jego przyjaciół). Potem pan Ryszard przyszedł do klubu na Dzień Sąsiada, zaglądał też na inne imprezy, w końcu – dał się namówić na kurs komputerowy dla seniorów. Właśnie w taki sposób „Tarczyńska 11” przyciąga do siebie nowych ludzi.
Agata to mózg i serce tego miejsca. Jest koordynatorką, animatorką, specjalistką od promocji, graficzką, ochroniarzem… Zawsze na posterunku. Nie jest osobą z przypadku. Jako nastolatka przez sześć lat aktywnie działała w ochockim Klubie Osiedlowym Surma jako wolontariuszka, gdzie prowadziła spotkania dla artystów-amatorów. Organizowała wernisaże, wieczory poezji, wystawy. Potem została koordynatorką wolontariatu. Sama mówi o sobie, że wychowała się w Surmie.
Opiekę nad „Tarczyńską” przejęła w 2012 roku. Klub miał być elementem szerszego projektu rewitalizacji kamienicy, prowadzonego przez Urząd Dzielnicy Ochota. Władze zdawały sobie sprawę, że nie wystarczy remont budynku i nadanie mu blasku. Trzeba też wzmocnić mieszkańców, zintegrować ich i zaktywizować. Krok po kroku dzięki klubowi udaje się realizować ten cel. Tarczyńska staje się tyglem, w którym mieszają się ludzie, pomysły i przedsięwzięcia. Ściągają tu organizacje pozarządowe i grupy nieformalne, które współtworzą ofertę klubu. Jest też kilku aktywnych wolontariuszy, no i oczywiście mieszkańcy, z myślą o których powstało to miejsce.
„Tarczyńska 11” działa podobnie jak inne warszawskie centra lokalnej aktywności: Jest otwarta dla wszystkich chętnych, a za zajęcia nie pobiera się żadnych opłat.
Od języka chińskiego do Podwórkowej Gwiazdki
Dzieją się tu rzeczy przeróżne: kurs języka chińskiego, zajęcia malarskie, warsztaty dla rodziców mających problemy z nastoletnimi dziećmi, porady obywatelskie. Zajęcia przeważne odbywają się w kameralnym gronie i na luzie. Dobry przykład to klub książki: Uczestnicy sami ustalają co chcą czytać na kolejnym spotkaniu. – Ostatnio mieliśmy dyskutować o „Dziennikach” Jerzego Pilcha, ale okazało się, że nikt nie zdążył do nich zajrzeć, więc je sobie po prostu czytaliśmy na spotkaniu – tłumaczy Agata Gajda.
Na Tarczyńskiej odbywają się też zajęcia mocno sprofilowane, jak np. grupy wsparcia dla osób cierpiących na depresję – wówczas przychodzą tu osoby z bardzo różnych miejsc. Z kolei w takich imprezach jak Dzień Sąsiada czy Podwórkowa Gwiazdka biorą udział głównie sąsiedzi. Ale często następuje fuzja: organizacja wchodzi ze swoimi zajęciami i ze swoją grupą, a do niej dołączają zainteresowani mieszkańcy z ul. Tarczyńskiej.
– Zdarza się tak, że wolontariuszem jest któryś z sąsiadów. Ale przeważają raczej drobne formy włączania się przez mieszkańców w życie klubu. Doceniam wszystkie małe gesty z ich strony. Na przykład przyniesienie własnego poczęstunku na wspólne święto albo przyjście na spotkanie organizacyjne. Oczywiście chcielibyśmy, aby włączali się bardziej, ale wszystko jest kwestią czasu. Np. w poprzednim roku nikt nie przyniósł ciasta na Gwiazdkę, a w tym zrobili to już wszyscy – mówi Agata Gajda.
Aktywni i niepokorni
Szczególną grupą mieszkańców są dzieci. Na Tarczyńskiej można zobaczyć to, co zanikło już w innych częściach miasta: maluchy biegają po podwórkach i robią fikołki na trzepakach. Są wśród nich dzieci z tzw. „dobrych” rodzin, ale też z takich, w których są problemy.
– Na samym początku mieliśmy tu prawdziwy „najazd Hunów”. Dzieci zawładnęły Tarczyńską, bo w okolicy nie ma miejsc, w których mogłyby się podziać – wspomina Agata Gajda. Bardzo chciała wyjść im naprzeciw. Organizowała dla nich zajęcia, ściągała do nich wolontariuszy. Ale adresaci tych zabiegów okazali się niepokorni. W chwili, gdy rozszerzyła się dla nich oferta… przestali przychodzić. O tym, że takie dzieci wymagają specjalnego podejścia uświadomili jej znajomi pedagodzy ulicy. To od nich dowiedziała się, że im bardziej próbuje im się narzucić jakieś zasady i schematy, tym bardziej będą się opierać. Teraz dzieci mogą po prostu zajrzeć do klubu i spędzić tu czas, kiedy mają taką potrzebę. Bez sztywnych zasad, godzin i harmonogramów.
Od czasu do czasu jest coś specjalnie dla nich, np. warsztaty graffiti, na których nie malują po ścianach, ale w swoich szkicownikach. – Okazało się, że ci nastoletni chłopcy, o których wszyscy mówili, że są niegrzeczni, siedzieli spokojnie przez dwie godziny i w skupieniu rysowali – wspomina Agata Gajda. – Ale do tego potrzebne są profesjonalne osoby, które wiedzą, jak z nimi pracować i mają odpowiednie podejście – podkreśla.
Jakie są jeszcze dobre rady dla osób, które zaczynają prowadzić klub tego rodzaju? – Większość wysiłku trzeba włożyć w poznanie sąsiadów, określenie, jakie są wspólne potrzeby i możliwości. Trzeba zaprosić mieszkańców do współpracy. Przynajmniej część z nich się włączy. Nie rób nic samemu, bo będzie bardzo ciężko. Razem, mając niewiele, można zrobić bardzo dużo – przekonuje Agata Gajda.
„Tarczyńska 11” (Centrum Samopomocy Mieszkańców „Sami Sobie”) jest jednym z kilku centrów społecznej aktywności działających na terenie Warszawy. Stworzone one zostały dla mieszkańców, a ich celem jest rozwój wspólnot i społeczności lokalnych. Oferują mieszkańcom bezpłatną przestrzeń pozwalającą na realizację różnorodnych inicjatyw. Na łamach warszawa.ngo.pl opisujemy, jak działają i co się w nich dzieje.
Źródło: inf. własna (warszawa.ngo.pl)