– Firmy zaczynają dostrzegać korzyści, jakie wynikają z działalności społecznej. I nie chodzi wyłącznie o kwestie wizerunkowe. Zaangażowanie społeczne pomaga budować zgrany i zaangażowany zespół – mówi Agnieszka Sawczuk, prezeska Fundacji dla Polski.
Jej siedmioletnia Tosia i dziewięcioletni Kajtek mają w domu trzy słoiki. Jeden z napisem „OSZCZĘDZANIE”, drugi – „PRZYJEMNOŚCI”, trzeci – „POMAGAM”. Trafia do nich kieszonkowe od rodziców i to, co dostaną od dziadków. Ostatnio słoik nr 3 został wyczyszczony do dna. Dzieciaki zostały wolontariuszami w schronisku i postanowiły kupić zwierzakom karmę.
Polak filantrop
Agnieszka Sawczuk zajmuje się popularyzacją filantropii nie tylko w domu, ale także zawodowo. Od dwunastu lat jest prezeską Fundacji dla Polski – organizacji, która zachęca Polaków do regularnego przekazywania pieniędzy na cele społeczne.
– Z polską filantropią nie jest tak źle, jak mogłoby się wydawać. Jest wiele osób, które przekazują pieniądze, ale nikomu się tym nie chwalą – przekonuje. Trochę ją to martwi, bo nic tak nie zachęca do dzielenia się pieniędzmi, jak dobry przykład. – Polacy finansują działania, które są bliskie ich sercu, albo wspierają ludzi, których spotkało podobne nieszczęście. Dla wielu to sprawa osobista, dlatego mówią o tym niechętnie.
Inaczej jest w przypadku filantropii korporacyjnej. Firmy nie mają problemu z opowiadaniem o swojej dobroczynności. – Mamy obecnie ponad sto fundacji korporacyjnych, a to naprawdę przyzwoity wyniki – mówi Agnieszka Sawczuk. – Firmy coraz częściej myślą o działalności społecznej, bo społeczeństwo wymaga od nich coraz więcej. Z drugiej strony, same zaczynają dostrzegać wynikające z tego korzyści. – I nie chodzi wyłącznie o kwestie wizerunkowe. Zaangażowanie społeczne pomaga budować zgrany i zaangażowany zespół. I coraz więcej pracodawców to rozumie – przekonuje Sawczuk.
Kariera
Z sektorem organizacji pozarządowych związała się już na studiach (nauki polityczne na UW). W 1994 roku założyła własną organizację – Międzynarodową Wymianę Młodzieży. Była wtedy na pierwszym roku studiów. Biuro organizacji mieściło się w jej rodzinnym domu. Razem z grupą znajomych wysyłała młodych Polaków do odległych krajów, takich jak Stany Zjednoczone, Chiny czy Honduras. Wyjeżdżali na rok, pracowali w szkołach, bibliotekach, muzeach. Przy okazji uczyli się języka i tolerancji.
Po studiach rozpoczęła pracę w Biurze Obsługi Ruchu Inicjatyw Społecznych BORIS. Pięć lat później przeniosła się do Europejskiego Centrum Fundacji z siedzibą główną w Brukseli. Pracowała trochę w Polsce, trochę w Belgii.
W 2004 roku znajoma zaproponowała jej pracę w Fundacji dla Polski, która przeistaczała się z organizacji grantodawczej w taką, która sama musi starać się o dotacje. Została prezeską Fundacji i przekonała resztę zespołu, że warto uczyć Polaków filantropii. W tym roku Fundacja obchodzi 25-lecie istnienia.
– Jest świetnym managerem – mówi Henryk Wujec, który koordynował w przeszłości jeden z projektów Fundacji. – Co tydzień mieliśmy spotkania zespołu, na których relacjonowaliśmy, co udało się zrobić. Agnieszka Sawczuk dopytywała o szczegóły, zwracała uwagę na pewne kwestie, a jak było trzeba, pomagała – wspomina. – Raz na jakiś czas zapraszała nas do swojego domu pod Warszawą, żeby spotkać się i pogadać na luzie. Uważała, że gwarancją sukcesu jest zgrany zespół, a nie grający na siebie pracownicy – dodaje.
Fundusz filantropijny – alternatywa dla własnej fundacji
Fundacja dla Polski była jedną z pierwszych organizacji w kraju, która umożliwiła darczyńcom zakładanie funduszy filantropijnych. – To narzędzie dla tych, którzy mają kapitał, chcą zrobić coś dla innych, ale nie zawsze wiedzą jak i nie mają infrastruktury, a więc osób, które zajmą się obsługą prawno-administracyjną, transferami pieniężnymi i rozliczeniami – wyjaśnia Sawczuk.
Fundacja prowadziła do tej pory 11 funduszy. Jednym z nich był Fundusz Pamięci Haliny Mikołajskiej, aktorki, która zrezygnowała z kariery na rzecz pracy w opozycji. Grupa jej przyjaciół zbierała pieniądze na pomnik. Zebrali w niecałe dwa lata. 4 czerwca 2012 prezydent Bronisław Komorowski odsłonił pomnik aktorki w parku Marszałka Rydza-Śmigłego na tyłach Sejmu.
Grantodawcy zamykają oczy na problem
Od lat przygląda się kondycji trzeciego sektora. Martwi ją, że fundacje i stowarzyszenia często nie doceniają swojej pracy. – Godzą się prowadzić projekty za stawki, które nie są w stanie zaspokoić ich podstawowych potrzeb. Sektor pozarządowy jest w stanie zrobić wiele rzeczy taniej, ale jest pewna granica, poniżej której nie można zejść, bo efekty pracy nie będą dobrej jakości – zauważa. Konsekwencją niskich stawek są, powszechne w trzecim sektorze, umowy śmieciowe. – Organizacje nie są w stanie zatrudnić pracowników na etat. Trudno im się dziwić i trudno je o to obwiniać – mówi Sawczuk. Uważa, że odpowiedzialność za tę sytuację po części ponoszą fundatorzy i grantodawcy, którzy zmuszają organizacje do pracy na takich warunkach.
Nieraz spotkała się z sytuacją, w której fundator rocznego projektu zakładał, że koszty jego realizacji nie przekroczą 10 proc. budżetu. – Przyjmijmy, że budżet takiego projektu wynosi 100 tys. zł. To znaczy, że na koszty jego realizacji przypada niewiele ponad 800 zł miesięcznie. To kwota, w której musi zmieścić się wynagrodzenie koordynatora, księgowej, czynsz za lokal, telefon, podróże… – wylicza Sawczuk. I podsumowuje: – Niewykonalne! – Grantodawcy powinni zastanowić się, w jaki sposób myślą o zmianie społecznej. I nie mogą zamykać oczu na koszty jej przeprowadzenia – dodaje.
Komunikacja do poprawy
Innym problemem trzeciego sektora jest to, że wiele fundacji i stowarzyszeń uzależniło się od środków publicznych. – Niewiele organizacji jest w stanie utrzymać się na przykład z darowizn – zauważa. – Wiele chciałoby, ale albo nie mają pomysłu, jak o nie zawalczyć albo kapitału, żeby ten plan zrealizować.
– Problemem jest też nieskuteczna komunikacja – przekonuje. – Chodzi o umiejętne informowanie o tym, czym zajmuje się organizacja, jaka jest jej rola i jakie reprezentuje wartości. Niby prosta rzecz, a jednak bywa problemem. Organizacje mówią do ludzi językiem, którego większość nie rozumie: „projekt”, „proces partycypacyjny”, „ewaluacja” – wylicza. – No i jeszcze ta roszczeniowa postawa… Pozarządowcy mają świadomość, że wykonują kawał dobrej roboty i wydaje im się, że wszyscy inni też o tym wiedzą, w związku z czym nie muszą na każdym kroku tego udowadniać – zauważa. I przekonuje, że jednak powinni.
Poznaj ludzi sektora pozarządowego, dowiedz się, kto jest kim w NGO. Odwiedź serwis ludziesektora.ngo.pl.
Sektor pozarządowy jest w stanie zrobić wiele rzeczy taniej, ale jest pewna granica, poniżej której nie można zejść, bo efekty pracy nie będą dobrej jakości.
Źródło: inf. własna [ludzie.ngo.pl]
Skorzystaj ze Stołecznego Centrum Wspierania Organizacji Pozarządowych
(22) 828 91 23