– Chciałam poznać, jak funkcjonują struktury, które na pierwszy rzut oka wydają się skomplikowane, a najlepiej poznaje się je od środka – mówi Agnieszka Kozłowska z Fundacji Otwarty Kod Kultury. Dlatego właśnie kandydowała do Warszawskiej Rady Pożytku - ciała, które ma ułatwiać kontakty między urzędnikami a organizacjami społecznymi. Została wybrana i jest członkinią trzeciej kadencji Rady.
Poznać struktury od środka
Nowa Warszawska Rada Pożytku trzeciej kadencji została powołana w maju. Jedną z debiutujących w niej osób jest Agnieszka Kozłowska z Fundacji Otwarty Kod Kultury. Od kilku lat mocno angażuje się w dialog pomiędzy samorządem i organizacjami pozarządowymi. Brała udział w posiedzeniach Komisji Dialogu Społecznego ds. kultury oraz Dzielnicowej Komisji Dialogu Społecznego Śródmieście, weszła też do prezydiów tych komisji.
– Chciałam poznać, jak funkcjonują struktury, które na pierwszy rzut oka wydają się skomplikowane, a najlepiej poznaje się je od środka – mówi Agnieszka Kozłowska. Po kilku latach działania w komisjach zaproponowano mi, bym wykorzystała dotychczasowe doświadczenie i zdobyła nowe w ramach WRP, by jeszcze mocniej zaangażować się w dialog urząd miasta – trzeci sektor.
Co zamierza robić w Radzie?
– Kilka pierwszych posiedzeń chciałabym poświęcić na obserwację i namysł, czyli wdrożenie w funkcjonowanie Rady – mówi Agnieszka. – Na pewno będę angażować się w kwestie związane z kulturą. Nie chcę się ograniczać do obecności na comiesięcznych spotkaniach Rady. Uczestnictwo w niej to nie tylko opiniowanie projektów uchwał, aktów prawnych czy propozycji rozwiązań, to także praca w zespołach roboczych, które powstają, by zajmować się konkretnymi zagadnieniami. Tam widzę swoje miejsce – dodaje.
– Myślę też, że Rada powinna jeszcze skuteczniej pozyskiwać uwagę organizacji pozarządowych. Większość z nich nie zdaje sobie sprawy, czym Rada zajmuje się i na co ma wpływ – dodaje. – Przekłada się to na niski udział organizacji w zgłaszaniu kandydatów do rady na kolejne kadencje, a potem w wyborach. Dobrze by było, żeby Rada reprezentowała możliwie szerokie środowisko, a nie grupę najbardziej aktywnych osób, które i tak są przekonane do słuszności jej działań – mówi działaczka.
Kulturalnie i dla innych
Do III sektora trafiła kilkanaście lat temu, szukając aktywności i działań, dzięki którym swoją energię mogłaby spożytkować na rzecz innych. Zwłaszcza w sferze kultury, z którą związana jest praktycznie od zawsze. Skończyła polonistykę oraz podyplomowe studia komunikacji społecznej i mediów w Instytucie Badań Literackich. W Fundacji Otwarty Kod Kultury znalazła się prawie dziesięć lat temu. Zaangażowała się w jej prace na tyle intensywnie, że teraz wraz z Konradem Kęderem tworzy jej zarząd.
– Zajmujemy się niszową sferą, jaką jest wspieranie krytyki i kultury artystycznej, dla których z kolei naturalnym środowiskiem są czasopisma kulturalne i dlatego to im poświęcamy naszą uwagę – tłumaczy Agnieszka Kozłowska. – Nasze działania polegają na wielopłaszczyznowym wspieraniu czasopism kulturalnych, np. przez szkolenia, akcje promocyjne, regranting. Na razie zawiesiliśmy wsparcie finansowe, ale jeśli będziemy dysponować większymi funduszami, chętnie wrócimy do ekonomicznego wzmacniania wydawców.
Organizowaliśmy też Festiwal Kultura Polskich Czasopism, który mniej był świętowaniem, a bardziej spotkaniem: redaktorów i redaktorek czasopism niskonakładowych, specjalizujących się w danej dziedzinie sztuki z kolegami i koleżankami z mediów wysokonakładowych – tłumaczy Agnieszka. – Obecnie skupiamy się na wydawaniu Katalogu Czasopism Kulturalnych oraz realizowaniu cyklu Kawa i czasopisma, podczas którego we współpracy z redakcjami organizujemy dyskusje wokół tekstów publikowanych w czasopismach kulturalnych.
– Pojawiamy się w kawiarniach, nie tylko w Warszawie, ale również w Katowicach, a także w siedzibach redakcji i innych kulturotwórczych miejscach – mówi działaczka. Otwarty Kod Kultury to nieduża organizacja, której zarząd składa się z dwóch osób. Nie zatrudnia nikogo na etat, opiera się na pracy wolontariuszy oraz współpracy projektowej z różnymi osobami czy instytucjami. – Nie realizujemy dużych, wysokobudżetowych projektów, ale chcielibyśmy działać na większą skalę – mówi Agnieszka. – Nie mamy złudzeń, że nagle wszyscy zaczną czytać czasopisma kulturalne, ale nasze obecne działania są za słabe, żeby znacząco wpływać na sytuację wydawców czasopism czy świadomość społeczną i przyzwyczajenia czytelnicze. One też przecież ewoluują, a żeby za nimi nadążyć, dobrze by było prowadzić także stałą działalność badawczą, która wymaga sporych nakładów finansowych – dodaje.
Finansowanie to wyzwanie
Z perspektywy Agnieszki Kozłowskiej, jaką daje działalność w niedużej organizacji, ale za to w dużym mieście, jednym z najważniejszych wyzwań w III sektorze jest to, jak działać systematycznie przez wiele lat. – Powstaje dużo organizacji, których założyciele na początku mają ogromny zapał i środki, ale tego zapału oraz możliwości finansowych wystarcza na rok, dwa lata, a potem trudno o kontynuację – mówi działaczka. – My też powstaliśmy dzięki grantowi przyznanemu z Fundacji Batorego, a potem pieniądze się skończyły i trzeba było radzić sobie inaczej – dodaje.
Według niej III sektor to przestrzeń, w której ludzie pożytkują swoje energetyczne naddatki na rzecz innych, a nie dla zysku, jednak trzeba pamiętać, że NGO ponoszą pewne stałe koszty, bez których nie mogą egzystować, muszą też mieć za co realizować cele, dla których zostały powołane. – Językiem pesymizmu trzeba to nazwać problemem, językiem współcześnie propagowanej przedsiębiorczości wyzwaniem, kwestia pozostaje kwestią: jak znaleźć na to środki finansowe – podsumowuje.
Niełatwą sferą jest też dialog między administracją państwową i samorządową, ale jak podkreśla Agnieszka Kozłowska, III sektor też jest za ten dialog odpowiedzialny. – W tym dialogu jest jak w relacjach partnerskich: są lepsze i gorsze dni, czasem wychodzi coś lepiej, przychodzą i załamania – mówi działaczka. – Ale kryzysy dają możliwość przemyślenia sytuacji, na pewno nie ma się co obrażać. Zawsze też trzeba pamiętać o tym, że każda relacja jest dynamiczna, ta ze stroną samorządową również. I nawet jeżeli jest dłuższy czas spokoju, dobrego funkcjonowania, to tę relację tworzą dwie strony, a każda z nich przecież się zmienia. I po stronie urzędu miasta, i po stronie organizacji pojawiają się nowe osoby, z którymi na nowo trzeba tworzyć ten dialog – mówi działaczka.
– Nie wiem, czy można tu mówić o prostej wznoszącej tego dialogu, być może większość z nas ma potrzebę poczucia wzrostu, ja bym się jednak tak nie przywiązywała do rosnących słupków. Istota współpracy leży w czym innym – dodaje. Pomimo momentów trudnych i przynoszących zwątpienie, według niej działalność w III sektorze daje ogromną satysfakcję i możliwość realizowania się zarówno indywidualnego, jak i społecznego, obywatelskiego.
– Wchodzi się w dialog i ze światem, i z innymi ludźmi. Te rozmowy i czasem nawet nieudane realizacje mimo wszystko dają poczucie bycia cały czas w ruchu i twórczej aktywności – mówi Agnieszka Kozłowska. – Nawet jeśli nachodzą mnie wątpliwości, czy faktycznie uczestniczę w zmianie świata, to jednak tworzenie instytucji i organizowanie jej pracy daje poczucie, że nie jest się biernym, że aktywnie podchodzi się do rzeczywistości – dodaje.
Gdy rzeczywistość stawia opór
Aktywność w jej rozumieniu to angażowanie się w działania, które na pierwszy rzut oka nie są widoczne, ale istotne, bo jak mówi, bez ich wspierającej i umacniającej podstawy siły, nie byłoby dużych przedsięwzięć. – Kiedy trzeba, potrafię przejąć rolę liderki, ale równie wiele można osiągnąć pracą na zapleczu, systematyczną, wytrwałą, nienastawioną na poklask. Pozycja dystansu nie jest unikiem, a szansą na nabranie innej, wzbogacającej perspektywy – mówi Agnieszka Kozłowska, choć nie ukrywa, że przydałaby się jej większa wiara we własne możliwości i większa siła przebicia.
– Chciałabym, żeby angażowanie innych w to, co robię, przychodziło mi łatwiej – dodaje. – Zdaję sobie sprawę, że moje bycie w cieniu, a też ograniczona autoekspresja dla niektórych mogą być niepokojące. Pewno trudniej mnie przez to oswoić, nie wiadomo, czego można się po mnie spodziewać. Z wiekiem przestałam się tym martwić i szukać sposobów na przełamanie wsobności. Odkrywam się tylko przed nielicznymi przyjaciółmi – podkreśla. Za swoją zaletę uważa wytrwałość i autorefleksyjność. – Jeśli coś mi nie wychodzi, staram się przemyśleć dlaczego, czy mi naprawdę na tym zależy i jeżeli tak, to co powinnam zrobić inaczej – mówi. Chociaż nie ma życiowego motta, to często towarzyszy jej zdanie: „Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”.
– Nie trzeba się irytować, kiedy rzeczywistość stawia nam opór, bo potem okazuje się, że tak miało być, że to jednak podziałało na naszą korzyść – mówi działaczka. – Czasem trzeba odpuścić, poczekać, bo być może rozwiązanie przyjdzie później i nie należy niczego zmieniać za wszelką cenę. Pośpiech, niecierpliwość, złość lepiej zamienić na uważność i spokój – podsumowuje Agnieszka Kozłowska.
Źródło: warszawa.ngo.pl