"No dobrze, to podyskutujmy na temat Przemian poważnie. Moją relacją z ostatniej kuriozalnej konferencji prasowej chciałam włożyć kij w mrowisko i tę dyskusję sprowokować. Nie ukrywam, że czekam na dalszy ciąg, czyli na Wasze merytoryczne głosy" - pisze Agnieszka Kowalska, dziennikarka "Stołka", zajmująca się kulturą.
"Przemiany" to niezwykle ważne zdarzenie i dla mieszkańców Warszawy, i dla specyficznej grupy: organizacji pozarządowych. O interesie tej pierwszej grupy piszą codzienne gazety. Ważne, choć już nie tak oczywista, jest też grupa druga. Po raz pierwszy miasto zdecydowało się aż taką kwotę przeznaczyć na jedno zdarzenie kulturalne – robione rękami NGO-sów oraz przez organizację pozarządową koordynowane i promowane za niebagatelną sumę 500 tysięcy złotych. Do tej pory organizatorem tak dużych miejskich imprez była zazwyczaj Stołeczna Estrada. Jej monopol w tej dziedzinie był zresztą przedmiotem wielu złośliwych (i bezsilnych) uwag.
Jest więc to eksperyment, w którym stawką jest nie tyle wyścig o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury, ale coś znacznie ważniejszego, co oficjalnie nazywa się rozwojem dialogu społecznego. Moim zdaniem jest to więc niezwykle ważny i bacznie obserwowany krok w demokratycznym procesie przekazywania obywatelom (lub ich zorganizowanym grupom) możliwości współudziału w gospodarowaniu publicznymi pieniędzmi.
Odkąd mówi się o Przemianach, a mijają właśnie prawie dwa lata, nie było spotkania środowiska kultury niezależnej, na którym "Przemiany" nie byłyby gorąco dyskutowanym tematem.
Z jednej strony nikt nie podważa wyjątkowości Wisły ani tego, ile uroku mogłaby ucywilizowana i ukulturalniona rzeka dodać miastu naszemu. Nie znam osoby, która byłaby przeciwnikiem pomysłu "przywracania rzeki miastu". Z drugiej sam sposób przeprowadzenia pośpiesznego konkursu; nieprzygotowanie się od strony formalnej (brak zgód na wykorzystanie terenów, z czym borykają się niektórzy realizatorzy); niewykorzystanie (ze względu na brak czasu właśnie) precedensowej pracy zatrudnionych do konkursu ekspertów; i wreszcie: sam pomysł organizacji tego zdarzenia, który zakładał, że nie ma jednej osoby czy instytucji, która, mając określony gust i wizję, merytorycznie odpowiadałaby za program Festiwalu – tego wszystkiego milczeniem pomijać nie można.
Sprawa jest grubsza - i zamiast pienić się pokątnie, wypowiedzmy się publicznie:
Zobacz na blogu Agnieszki Kowalskiej: