RUSTECKI: Zdaję sobie sprawę, że „obowiązkowy wolontariat” to oksymoron, jednak wydaje mi się, że pewien element „testowania” tej koncepcji jest nam potrzebny.
Skala zaangażowania młodzieży w wolontariat, którą budujemy m.in. np. poprzez szkolne kluby wolontariatu, jednorazowe akcje angażujące poszczególne klasy w szkole (WOŚP, Dzień Ziemi) czy poruszanie tego tematu na godzinach wychowawczych jest zdecydowanie za mała. Potrzebujemy systemowej zmiany. Dlatego też nie skupiałbym się jedynie na haśle „obowiązkowy wolontariat dla uczniów”, ale mówił raczej o konieczności zmiany myślenia o wolontariacie w szkole oraz poprawie metod pracy formacyjnej z młodymi ludzi.
Czym skorupka za młodu...
Jeśli szkoła ma być instytucją kształtującą, a nie tylko przekazującą wiedzę, to nie powinno zabraknąć w niej miejsca na wolontariat. Chodzi zatem o wprowadzenie wolontariatu do systemu kształcenia (programów edukacyjnych) i wychowania.
Wolontariat nie musi być kojarzony tylko ze stowarzyszeniami, fundacjami i harcerstwem. Harcerstwo spełnia funkcję formacyjną i bardzo dobrze, ale samo harcerstwo nie jest obowiązkowe. Szkoła jest obowiązkowa i trzeba to właściwie wykorzystać. Tam właśnie warto mówić o wolontariacie. Pytanie, czy dzięki temu młodzież przekona się do wolontariatu i zaangażuje się – zostawiam otwarte. Ale dajmy im szansę i możliwość wyboru. Działajmy w myśl przysłowia „Czym skorupka za młodu…”. Może nam się uda.
Mamy godzinę wychowawczą. Nauczyciele często nie wiedzą, co w tym czasie robić z uczniami, ponieważ nie zawsze korzystają ze skryptów dostępnych dla nich na portalach edukacyjnych. Samych skryptów, które podpowiadają, jak mówić o wolontariacie też nie jest za wiele. W najlepszym wypadku godzinę wychowawczą pożytkuje się na takie projekty, jak wycieczka edukacyjna po mieście, a z reguły godzina wychowawcza jest wykorzystywana jako dodatkowa lekcja czy okazja do odrobienia zaległych zajęć. Tymczasem ten czas można by wykorzystać na prezentację różnych form wolontariatu, np. przez zaproszenie kogoś spoza szkoły, bądź zorganizowanie wspólnej akcji. Może być to zbiórka żywności, ubrań dla potrzebujących, sprzątanie parku, opieka nad młodszymi kolegami-uczniami, pomoc osobom starszym czy wydawanie jedzenia w noclegowni dla osób bezdomnych. Być może po takich doświadczeniach uczniowie uznają, że warto się angażować, pomagać.
Albo Dzień Ziemi – super idea. Ale dlaczego przy tej okazji nie mówi się o wolontariacie? Przecież to jest wolontariat! Mówi się „chodźmy, posprzątamy”. Mówi się o ekologii. Ale nie mówi się, że można by to robić co tydzień, co miesiąc. Nie podpowiada się jak można w swoim codziennym działaniu pomóc w promowaniu eko-zachowań, jak sprawić, by śmieci ubywało, a nie przybywało.
Szkoły, jako placówki edukacyjne, skupione na edukacji formalnej zapominają o edukacji nieformalnej. Tej, która jest realizowana choćby przez domy kultury, przez harcerstwo czy inne organizacje i instytucje. A to szkoła właśnie powinna być centrum, w którym młody człowiek oprócz wiedzy, dostanie także wskazanie, jak żyć.
Więcej niż nasze 14%
Bardzo chciałbym, aby wszyscy obywatele byli nauczeni, że można dawać coś komuś bez wynagrodzenia. W dyskusji na portalu przywołano przykład Stanów Zjednoczonych, gdzie nauczanie o obywatelskości, o wolontariacie i kultywowanie tradycji społecznikowskiej jest kluczowym elementem w programach edukacji, podstawą obywatelstwa i lokalnego patriotyzmu. Tutaj pojawia się pytanie, jakie efekty przynoszą tego typu metody nauczania wolontariatu. Warto przy tym pamiętać, że nawet jeżeli wszystkich uczniów „przepuścimy” przez nowe myślenie o wolontariacie, pokażemy im, że można coś zrobić, to i tak nie wszyscy w tym zostaną. Pewnie będzie to mniej niż połowa, ale to i tak więcej niż te nasze 14,5 % (według badań stowarzyszenia Klon/Jawor 2011) zaangażowania, które mamy w Polsce obecnie. Jestem przekonany, że będzie spora grupa, która stwierdzi, że im się to podoba, że to jest dla nich coś interesującego, rozwijającego, a chociażby nawet tylko dobra forma spędzania wolnego czasu, bo taki jest właśnie wolontariat.
Przetestujmy
Podczas debaty padło kilka interesujących pomysłów. Darek Pietrowski proponuje np. wprowadzenie 30 godzin do wypracowania w ciągu roku szkolnego lub wakacji. Przetestujmy, czy 30 godzin rocznie to nie będzie za dużo? Może za mało? Nie musimy przecież od razu wprowadzać takiego rozwiązania w całej Polsce, może najpierw spróbujmy przekonać jedno czy dwa województwa do tego pomysłu.
Wiemy już, że punkty za wolontariat w gimnazjach nie są najlepszym pomysłem. Na forach dla gimnazjalistów pojawiają się pytania, gdzie mogą zdobyć zaświadczenie. Uczniowie nie pytają „gdzie mogę się zaangażować, co mogę zrobić”, ale gdzie dostać papierek. A nie o to w tym chodzi, dlatego powinniśmy szukać innego rozwiązania.
Julia Majewska napisała z kolei, że nie podoba jej się pomysł wprowadzenia obowiązkowego wolontariatu do szkół i słusznie zauważyła, że są to dwa wykluczające się słowa. Choć moim zdaniem jest i na to sposób. Bardzo duże znaczenie mają tu słowa. Dlatego skłaniałbym się nie ku obowiązkowemu wolontariatowi dla wszystkich uczniów, ale raczej ku wprowadzeniu obowiązkowego wolontariatu dla nauczycieli. Oni muszą wiedzieć, czym wolontariat jest i jak o tym mówić, bo to oni powinni do wolontariatu zachęcać. A – jak słusznie zauważyła w swojej opinii Justyna Lichwiarz – nauczyciel, który nigdy nie był wolontariuszem, nie może właściwie oddać tego, czym ten wolontariat jest. Wolontariat to nie jest przedmiot wykładowy, a postawa. Najlepiej opowie o niej ktoś, kto angażował się społecznie. Zaprośmy więc na godzinę wychowawczą taką osobę, niech ona będzie tym „dobrym przykładem”.
Wolontariat dobry, gdy dobrze przygotowany
Warto też zauważyć, że umożliwienie w szkole kontaktu z wolontariatem przygotowuje młodych ludzi na wiele sytuacji życiowych, np. uczy, jak nie dać się wykorzystać. Skupiamy się na pozytywnych aspektach wolontariatu, ale trzeba pamiętać, że wolontariat jest wtedy dobry, gdy jest dobrze przygotowany. Niezwykle istotne pozostaje więc odpowiednie przygotowanie organizacji na przyjęcie wolontariuszy. Jeśli zapewnimy wartościową ofertę, dzieciaki czy młodzież spędzą u nas dobrze czas, pomogą komuś, ale też nauczą się czegoś ważnego – to z całą pewnością powrócą do wolontariatu. Ale jeżeli trafią na nieprzygotowane, nieporadne organizacje, które nie będą miały pomysłu na to, jak entuzjazm tych młodych wykorzystać, co z nimi zrobić, jak ich zainspirować i ostatecznie faktycznie będzie to obowiązek zarówno dla jednych jak i drugich, to ewidentnie będziemy mieć problem, bo stracimy setki młodych ludzi, którzy mogli zostać wolontariuszami, ale będzie im się to jak najgorzej kojarzyło.
Dużo pracy jeszcze przed nami. Przed nami, to znaczy także przed organizacjami. Pamiętając, że kształtujemy młodych ludzi, musimy im zapewnić wartościowy wolontariat. To od nas zależy jakich wolontariuszy będziemy mieli. Pierwsze wrażenie jest bardzo ważne, bo mamy ogromną szansę zbudować „zaangażowanie od pierwszego wejrzenia”.
Wolontariat w szkole? Tak
W długofalowej polityce rozwoju wolontariatu w Polsce próbowaliśmy to w ten sposób ująć. Pierwszym priorytetem zapisanym w rozdziale „Rozwój kultury wolontariatu” jest właśnie „Kształtowanie wiedzy, umiejętności i postaw sprzyjających rozwojowi wolontariatu”. Nie ma innej drogi kształtowania tych postaw niż pokazanie, co to jest wolontariat, jak może wyglądać, ale równie istotne jest kształcenie ludzi na etapie początkowym, w szkołach.
Dlatego wolontariat w szkołach – tak, ale chodzi tutaj raczej o zmianę myślenia, podejścia do programów edukacyjnych, do dodatkowych godzin. Chociaż docelowo sam jestem za tym, aby kiedyś były jakieś godziny wolontariatu w szkole, ale nie po to, żeby je „wyrobić”, ale aby poznać wolontariat. Tak samo, jak uczeń musi nauczyć się rozwiązywania zadań matematycznych czy odmiany przez przypadki, dobrze byłoby, aby miał szansę rozwijać swoje umiejętności społeczne. Chociażby poprzez rozmowę z ludźmi „praktykującymi” wolontariat. Może nie nazywajmy tego wolontariatem, a właśnie „umiejętnościami społecznymi”. To bardzo w życiu pomaga, otwiera na ludzi, otwiera samych ludzi. Sądzę, że realizując takie zadania już na etapie edukacji w szkole, bylibyśmy zupełnie innym społeczeństwem.
Zdaję sobie sprawę, że to jest wyzwanie. Ale dlaczego tego nie zrobić etapami? Zobaczmy, jak zadziała w jednym, drugim województwie. Jednej, dwóch szkołach, poprzez wprowadzanie zmian w programach nauczania. Może uda nam się wtedy zaobserwować, gdzie jest granica ingerencji w kształtowanie postawy wolontariusza. To pozwoli nam uniknąć błędów przeszłości i nie doprowadzić do tego, że obowiązkowy wolontariat zastąpi – wspominane przez naszych rodziców i dziadków – obowiązkowe prace społeczne. Tego nie chcemy. Chcemy, aby wolontariat kojarzył się ludziom z przyjemnością, z pasją, aby się podobał, ale musimy im go pokazać.
Tym głosem kończymy debatę „Obowiązkowy wolontariat w szkole?”. Dziękujemy wszystkim za przesłane opinie i komentarze. Widać z nich, że dobro wolontariatu i jego rozwój w Polsce leży na sercu wielu naszym czytelnikom. A więc do dzieła!
Źródło: inf. własna