WASZAK: Być może warto byłoby się przyjrzeć Kodeksowi spółek handlowych i spróbować wykorzystać zawarte tam przepisy do rozbudowania katalogu podmiotów non-profit.
Na wstępie chcę zaznaczyć, że nie jest do końca prawdą, że dziś funkcjonują jedynie dwie formy stowarzyszeń – rejestrowe i zwykłe. Można bowiem założyć stowarzyszenie sportowe – zgodnie z przepisami ustawy o sporcie, lub koło gospodyń wiejskich – zgodnie z ustawą o kółkach rolniczych. To również są formy zrzeszeń osób fizycznych, choć ich ograniczeniem jest to, że można poprzez nie realizować jedynie wąski zakres celów.
Najważniejszym problemem jest to, że ustawa Prawo o stowarzyszeniach nie przystaje do dzisiejszej rzeczywistości społecznej. Dlaczego? Dlatego, że nie uwzględnia sposobów, w jaki faktycznie organizują się dziś obywatele.
Grupy nieformalne – mniej możliwości
Niezwykle popularną formą samoorganizacji są, jak wynika z moich obserwacji, grupy nieformalne, których powstawanie i działalność ustawodawca powinien wspierać. Tymczasem, po pierwsze – nie mają one żadnej zdolności prawnej, czyli możliwości działania. Jeśli grupa nieformalna – nazwijmy ją Aktywne Mamy – z mojej rodzinnej Łodzi, chce wspierać kobiety w powrocie na rynek pracy, albo też w opiece nad dziećmi, to bez rejestracji nie ma dostępu nie tylko do środków finansowych, które mogłaby np. pozyskać od sponsorów, ale nie może mieć też praktycznie żadnych nadziei na współpracę z administracją, np. wydziałem edukacji w mieście.
Po drugie, grupy nieformalne zakłada przeciętnie pięć osób, a więc znacznie poniżej liczby osób, potrzebnej do rejestracji stowarzyszenia.
Po trzecie, czasem sprawa, którą chcą załatwić ad hoc zorganizowani obywatele, trwa krócej niż procedura rejestracji stowarzyszenia w KRS. Nie opłaca się go zakładać.
Obywatelska spółka jawna
Być może można by wykorzystać formułę spółki jawnej i dostosować ją do potrzeb zrzeszających się obywateli. Jest to spółka osobowa, która ma ułomną osobowość prawną. Spółka ma własny majątek, na który składają się wkłady wniesione przez wspólników, ale także zasoby majątkowe wypracowane w czasie działania spółki. Z formuły „obywatelskiej” spółki jawnej mogłyby korzystać niewielkie grupy osób, które chcą działać wspólnie na rzecz jakiejś sprawy. Dziś osoby te albo powołują fundację (choć de facto ich działania mają cechy stowarzyszenia, np. wszystkie osoby działające w fundacji, nie tylko fundator, współdecydują o kierunkach działania) albo stowarzyszenie z założenia niepowiększające swojej bazy członkowskiej. Obywatelską spółkę non-profit mogłoby np. założyć pięć osób, działających na mocy porozumienia między sobą i rejestrujących się np. u starosty. Jeśli spółka obywatelska miałaby podobne uprawnienia i cechy do spółki jawnej, to miałaby większe uprawnienia niż dziś stowarzyszenie zwykłe – mogłaby bowiem zaciągać zobowiązania majątkowe i ponosić za nie odpowiedzialność do wysokości majątku spółki, a następnie – jeśli zobowiązań nie można pokryć z majątku spółki – do wysokości majątku osobistego „członków” spółki.
Byłoby to więc dla osób zrzeszonych w ten sposób pewne ryzyko – podobne do tego, jakie ponoszą zrzeszający się w spółce przedsiębiorcy, ale na pewno dawało więcej możliwości niż stowarzyszenie rejestrowe (mała liczba osób) i zwykłe (możliwość zaciągania zobowiązań).
Z tej perspektywy planowana nowelizacja Prawa o stowarzyszeniach jest niewystarczająca. Być może warto byłoby się przyjrzeć Kodeksowi spółek handlowych i spróbować wykorzystać zawarte tam przepisy do rozbudowania katalogu podmiotów non-profit. W wersji minimum ustawa powinna na pewno ułatwić zgłaszanie (rejestrowanie) grup nieformalnych.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)