Zakończyła się trwająca 20 miesięcy przygoda pod hasłem „COPy Warmii i Mazur”. Regionalny projekt, który postawił przede wszystkim na siedem powiatowych Centrów Organizacji Pozarządowych, czas podsumować. Najłatwiej byłoby w postaci liczb – łatwo określić kto ile godzin przepracował i gdzie, wyliczyć zdarzenia, spotkania, inicjatywy sfinansowane z pokaźnego budżetu. Dlatego tego tutaj nie zrobimy.
Sieć Centrów Organizacji Pozarządowych Województwa Warmińsko-Mazurskiego powstała jako projekt Stowarzyszenia ESWIP i Sieci Wspierania Rozwoju Lokalnego HEROLD. Tę ostatnią tworzy ok. 50 organizacji z całego województwa, ciągle się zmienia, jej członkowie kreują nowe pomysły na rozwój województwa, ale ster trzymają dziarsko, bo obrany kierunek jest tu ważny i stały – chcą, by w regionie nie brakowało miejsc, gdzie można powiedzieć, że dobrze się dzieje. Chcą znaleźć sposób na to, by w miejscach uśpionych, ale z ochoczym duchem mieszkańców, łatwo znajdowała się sposobność na pospolite obudzenie. Dlatego tak ważnym jest i z punktu widzenia HEROLDa, by Centra Organizacji Pozarządowych, jako jedne z ważnych elementów sieci, mogły być na tyle energetyczne, by kolejni ludzi w nią „uwikłani” zyskiwali siły do tkania jeszcze mocniejszych nici. Stąd i takie marzenia koordynatora regionalnego projektu. – Chciałbym, aby Sieć się ciągle rozwijała, dbała o wszystkie organizacje członkowskie, potrafiła wykorzystać tkwiący w nich potencjał, abyśmy tworzyli grupę organizacji i osób, które chcą wpływać na rozwój lokalny i regionalny – przyznał całkiem niedawno Maciej Bielawski ze Stowarzyszenia ESWIP, przewodniczący Sieci. – Chciałbym, żebyśmy zabierali głos w ważnych sprawach dotyczących organizacji, aktywności obywatelskiej, rozwoju lokalnego. Chciałbym, żebyśmy stali się ważnym partnerem dla różnych ośrodków, sieci, instytucji regionalnych, zwłaszcza dla Urzędu Marszałkowskiego. Marzę, aby Sieć była ważnym podmiotem kreującym i wspierającym rozwój lokalny w województwie, aby była rozpoznawalna, różnorodna, realizująca swoje działania w oparciu o wewnętrzne grupy tematyczne. Ważne jest dla mnie też to, by mimo tych chęci, planów i ambicji, gdzieś nie utracić tego, co mamy teraz – tych relacji, więzi między ludźmi i otwartości, chęci do współpracy i wzajemnego wsparcia.
I właśnie o tych więziach, relacjach i zmianach w ludziach słów tu będzie kilka, bo w historiach tego projektu jeszcze o tym nie pisaliśmy.
Każdemu z Centrów przypisane zostały konkretne działania. Obszar, w którym na co dzień funkcjonują wymagał od nich indywidualnego podejścia – bo a to samorząd bardziej jeżył się niż chciał podać rękę, a to mieszkańcy małym miejscowości zakładanie organizacji kojarzyli wyłącznie ze sposobem na zarabianie, który za wszelką cenę chcieli uskuteczniać. To oczywiście nie reguła w problemach powiatów, ale skrajności, które obrazują też, że różowo nie było. Wejście pracowników COP-ów w teren oznaczało zatem przede wszystkim podjęcie prób ujednolicenia tego, co zastane na to, co z początku projektu było w marzeniach i głowach wszystkich realizatorów – zwłaszcza koordynatorów poszczególnych Centrów, z koordynującym projekt na czele. Zmiany w regionie paradoksalnie wymagały zmian w pracach zespołów Centrów, czasem nowej refleksji, wiedzy czy kontaktów.
Z nowym spojrzeniem
– Do tej pory wiedzieliśmy, co dzieje się w organizacjach, które wspieraliśmy, głównie po wskaźnikach, które osiągaliśmy. Nie śledziliśmy tego, co było faktycznie. I to na szczęście się zmieniło – przyznaje Karol Paszkowki, animator z Ełckiego Centrum Organizacji Pozarządowych. – Oczywiście chyba z milion PEFS-ów za nami i wskaźników, od których się nie ucieknie, ale jest coś więcej. Projekt nauczył nas refleksji nad tym, z kim pracujemy. Jeśli masz organizację, której udzielasz wsparcia, musisz się zastanowić w jakim momencie rozwoju ona jest, do czego ta twoja praca z nią zmierza. Musisz wiedzieć, co jest czym i po co. To jeszcze bardziej ukazuje i nam samym sens tych wszystkich godzin wspólnej pracy.
Jak przyznaje Karol, możliwość pracy na obszarze całego powiatu uświadomiła też różnorodność terenu i sposobu pracy z ludźmi. – Do tej pory pracowałem głównie z organizacjami miejskimi. Nie zdawałem sobie sprawy, że jednak jest różnica między organizacją z miasta a tą z małej miejscowości. To wynika m.in. z celu, dla którego się zawiązuje. Organizacje miejskie skupiają się głównie wokół danego obszaru tematycznego, jak sztuki walki, wolontariat, wsparcie młodzieży. Są w pewnym sensie zamknięte. Z kolei organizacje wiejskie działają dla dobra wspólnego znacznej części całej swojej miejscowości. Są bardziej otwarte, bo te wszystkie obszary tematyczne w pewien sposób skupiają w ramach tej jednej organizacji.
Z relacjami pozasektorowymi
Nie wszyscy jednak z Sieci COP-ów mogli zmienić swoje już istniejące podejście do systemu pracy. Byli bowiem tacy, którzy pracę z organizacjami pozarządowymi i w organizacji pozarządowej dzięki regionalnemu projektowi dopiero rozpoczynali, jak Marta Podsiad, dziś koordynatorka Olsztyńskiego Centrum Organizacji Pozarządowych. – Pamiętam pierwsze moje spotkanie projektowe. Nie rozumiałam żadnego skrótu, którego pozarządowy używają! – wspomina dziś z uśmiechem. Ogrom pracy przyczynił się do szybkiego wdrożenia i Marty, i innych obiecujących osób, które w ten sposób rozpoczęły swoje przygody w trzecim sektorze. Zostały na dłużej, bo praca ta wciąga, zwłaszcza, gdy jej efekty są widoczne i cieszące.
To, co ceni Marta w swoim powiecie, to kontakty z pełnomocnikami, których można było poznać m.in. podczas powiatowych Forów Pełnomocników. – Projekt się skończył, a my mamy w planach dalsze spotkania z nimi – dodaje koordynatorka. Cieszy głównie to, że – jak to określiła – czuć od nich pozytywne wibracje.
Pracownicy Centrów mieli okazję – poza organizacjami pozarządowymi – zbliżyć się nie tylko do samorządu, ale również do samych mieszkańców, tych niezrzeszonych, z którymi żyją na co dzień żyją. Przygotowując chociażby Kawiarenki Obywatelskie, starali się dobierać takie tematy, które były im bliskie. I tak jak dla braniewskiego Centrum Organizacji Pozarządowych ważne były i są problemy młodzieży, tak dla gołdapskiego Centrum Wspierania Aktywności Lokalnej charakterystyczne są zagadnienia związane z ekologią i lokalnym dziedzictwem kulturowym. Z biegiem czasu spotkania te oswoiły społeczności z możliwością podjęcia publicznej dyskusji o sprawach ważnych. Ba, zyskały nawet na prestiżu! – Pamiętam, jak kiedyś jeden z uczestników olsztyńskiej kawiarenki przyznał, że przyszedł, bo szefowa mu kazała. Powiedziała, że tu nie wypada nie być… – wspomina z dumą Marta Podsiad.
Z pozytywnym odbiorem olsztyński COP spotkał się również wśród lokalnych mediów. Kluczowe okazało się podejście. Dziennikarze zostali zaproszeni tu jako uczestnicy tych ważnych debat, a nie – jak to niestety częsta praktyka pokazuje – jako ci, którzy mają przyjść, żeby zrobić materiał z tego, jak to inni sobie gawędzą. Chwyt się opłacił, bo tym samym przybyło w dyskusjach ważnych głosów, a i same debaty nabrały należytego, medialnego rozgłosu.
Z wiedzą i pomysłem na siebie
Pomysły na różne sposoby podejmowania współpracy to efekt zastrzyków wiedzy, które systematycznie były dawkowane zespołom COP-ów. Ci pracujący w terenie przeszli Szkołę Animatorów Społecznych, natomiast ci koordynujący, administrujący pracę Centrów, zarządzający zespołem przeszli – jak określa to Arkadiusz Karpiński z Centrum Organizacji Pozarządowych w Iławie – istny poligon!
Strzelać na szczęście nikt nikomu nie kazał, choć wielu postanowiło spróbować innej wojskowej formy pracy nad sobą. – Samodyscyplina i samodzielność – to podkreśla Małgorzata Prokopowicz z elbląskiego Centrum Organizacji Pozarządowych. – Sporo dowiedziałam się podczas jednego, drugiego szkolenia czy spotkania, ale tak naprawdę mam świadomość i sama już nieraz się później przekonałam, że tak naprawdę sama wypracowuję sobie swój system pracy, korzystając jedynie z dotychczasowych wskazówek.
Jak podkreśla Małgosia, dla niej było to ważne zwłaszcza w kwestii promocji COP-u. Dziś elbląski newsletter to dla odbiorców nie pozarządowy spam, ale skondensowane informacje o tym, co nowego i ważnego dzieje się w mieście i powiecie. Zresztą nie tylko w Elblągu to się powiodło. – To był hit w działaniach naszego Centrum – mówi Małgorzata Hołubiec, koordynatorka Centrum Wspierania Organizacji Pozarządowych w Ostródzie. – Na spotkaniach w gminach powiatu ostródzkiego aż 99,9% obecnych osób poinformowało, że otrzymują nasze informacje. To znaczy, że kanał dystrybucji jest OK i sprawdza się. Dlatego rozwijamy komunikację internetową w naszych kolejnych projektach – wprowadzimy moderowane forum internetowe, sondy, internetowy kalendarz imprez i wydarzeń w powiecie.
Z silnym zespołem
Poszukiwanie i znajdowanie swoich silnych koni w pędzącej maszynie zwanej COP-em spowodowało zacieśnienie więzi między członkami zespołu, nauczyło systematycznej pracy (do czego też przyzwyczaili już swoich klientów). Zrealizowanie tak wielu działań i podjęcie współpracy z nieraz trudnymi charakterami – w myśl zasady co nas nie zabije to nas wzmocni – wzmocniło zespoły, które dziś, jako jedna drużyna, startują po nowe wyzwania o wysokiej randze (bo przybyło w nich i odwagi).
Mimo różnorodności obszarów działania, mimo odrębności funkcjonowania każdego z zespołów, utworzyła się też jedna drużyna zgromadzona w Sieci Centrów. Zżyli się ze sobą i podczas prowadzonych szkół, i cyklicznych projektowych spotkań monitorująco-ewaluacyjnych. Kiedy jeden ośrodek potrzebował jakiejkolwiek pomocy od innego, nawet z drugiego końca województwa, nie było problemu, by taką uzyskać, mimo że każdy miał swój napięty harmonogram. Tym bardziej cieszy, że do grona złotej siódemki dołączyły 2 kolejne: Centrum Organizacji Pozarządowych i Wolontariatu Powiatu Nowomiejskiego oraz Centrum Organizacji Pozarządowych w Giżycku.
Z pełnymi akumulatorami
Na koniec – będzie o tej radosnej i jakże kolorowej stronie wspólnej pracy, już nie w poszczególnych powiatach, ale na skalę całego regionu. Temu już od trzech lat służy najlepsza (to nie bez kozery można przyznać) impreza pozarządowa w województwie. Dlatego też i projekt postawił na jej przygotowanie. A z pierwszych sygnałów dochodzących tuż po jej zakończeniu wynika, że warto było.
Forum Inicjatyw Lokalnych, impreza doroczna, przy okazji tego projektu była bardzo potrzebnym punktem kulminacyjnym 20-miesięcznej pracy. Choć wymagała dużego wytężenia od strony organizacyjnej (za co chwała tym, którzy jeszcze na koniec znaleźli na to siłę), cel uświęcił pot i siwe włosy. Akumulatory animatorów zostały naładowane. Jak to się robi? Ano sposobu trochę jednak poszukać trzeba, tu nie ma sztampy. Tym razem znalazł się bardzo daleko, bo aż w średniowieczu.
Wojowanie, rzemiosło i gry – to przewodziło na tegorocznym Forum. I choć nie da się uniknąć opinii patrzących z boku na paradę przebierańców, dobrze bawiących się w swoim gronie blisko 200 osób, że to strata pieniędzy na takie ‘wygłupy’, spojrzeć zaleca się na to z bliska. Inaczej – odpowiedź można znaleźć w kilku pytaniach: 1. Ile konferencji spędzonych na krześle wspominasz jako ciekawe wydarzenie? 2. Ile nowych kontaktów udało Ci się nawiązać na szkoleniach prowadzonych w tradycyjnej formule? 3. Jak często współpracowałeś z osobami, które po raz pierwszy udało Ci się poznać podczas branżowego wydarzenia (prowadzonego w formule tradycyjnej, rzecz jasna)? Dlatego właśnie Forum przygotowywane i prowadzone jest w taki sposób, aby tematyka kusiła chęcią udziału w nim, by stwarzać możliwość rozmów a nawet burzliwych dyskusji wokół wspólnych problemów i rozwiązań. Wreszcie tworzone jest z myślą o tym, by jej uczestnicy zdążyli przez dwa dni nie tylko poznać się, ale wymienić kontaktami i zbudować relacje, które w przyszłości posłużą do tworzenia wspólnych projektów (i tu mowa nie tylko o pomysłach finansowanych ze środków zewnętrznych, ale przede wszystkim o inicjatywach na małą skalę, ale realizowanych z dużym zaangażowaniem osób, którym one są bardzo bliskie).
W tym roku służyły temu zorganizowane w ramach Forum: Targi Inicjatyw Lokalnych, dyskusje wokół tematu rozwoju lokalnego, seminaria w tematyce partnerstw i zasobów lokalnych, aktywnych społeczności, integracji sąsiedzkiej, inspiracji do działania oraz modelu współpracy organizacji pozarządowych z samorządem. Relaksować się i uczyć jednocześnie można było podczas całej gamy warsztatów (m.in. z wyrobu biżuterii, tkania na bardku, łucznictwa, witrażu, gier planszowych, teatrzyku kukiełkowego, scrapbookingu i fotografii poklatkowej). A punkt kulminacyjny stanowił tu wspomniany już pochód w strojach z czasów średniowiecznych, inaugurujący bal rycerski z pokazem walk, koncertem muzyki dawnej i tańca dawnego oraz konsumpcją pieczołowicie przygotowanego tortu z okazji 10-lecia Sieci HEROLD.
To prawdziwe święto tych, którzy w naszym regionie chcą animować, czyli pracować z ludźmi, przekazywać swoją dobrą energię dalej, ku rozwojowi małych i dużych społeczności.
Epilog
To wszystko i wiele więcej zagrało dzięki systematycznej, świadczonej na wysokim poziomie, pochłaniającej wiele sił pracy zespołów z: Ełckiego Stowarzyszenia Aktywnych „STOPA”, Stowarzyszenia Elbląg Europa, Stowarzyszenia Na Rzecz Rozwoju Gminy Wilczęta (dziś już Stowarzyszenia PASARGA), Stowarzyszenia „Przystań” z Iławy, Związku Stowarzyszeń „Razem w Olsztynie”, Ostródzkiego Stowarzyszenia Kulturowego „Sasina”, Gołdapskiego Funduszu Lokalnego i Stowarzyszenia ESWIP. Oczywiście, każda orkiestra ma swojego dyrygenta. Tu słowa uznania należą się Maciejowi Bielawskiemu, który do ostatniej wypalonej żarówki był w stanie śledzić liczby i słowa wszystkich dokumentów, wyznaczać strategie pracy, planować, wdrażać, monitorować, słowem – koordynować na dużą skalę. W okresie ważnych rozliczeń projektu to on pierwszy zapalał światło w elbląskim biurze na Jaszczurczego i on ostatni je gasił. Bynajmniej nie po to, by kończyć pracę, ale przenosić ją w nowe miejsce. Bez takiego czujnego oka i gotowości do pracy z każdym i wszędzie, nie udałoby się to, co już mamy, nie byłoby tej zmiany. Słowem – dziękujemy.