Dla Swietłany i jej dzieci wywalczyli polskie obywatelstwo. Zbierają pieniądze na operacje dla poparzonej Oksany. Witalija uratowali przed śmiercią
Beacie Puchale, lekarce z Wołomina, skończył się w domu majonez.
Tuż przed Wielkanocą, więc bieda. Poszła do sklepu. - Już
zapłaciłam, gdy zauważyłam pudełko - opowiada. - Była na nim kartka
z prośbą o pomoc dla matki czwórki dzieci chorej na raka. Spytałam,
o kogo chodzi. Sprzedawczyni wzięła mnie za rękę i wyprowadziła
przed sklep. Wskazała na stragan z ubraniami i stojącą przy nim
kobietę. To była właśnie ta matka - Swietłana Jakowlewa z
Ukrainy.
A Beata Puchała działała dalej. Zaalarmowała Związek Ukraińców w Polsce. Oni też zaczęli szukać pomocy dla Swietłany. Zadzwonili m.in. do dziennikarza Kajetana Wróblewskiego, który akurat zbierał materiały do reportażu o Ukraińcach w Polsce. On też złapał za słuchawkę i zaczął obdzwaniać znajomych.
W tej historii pojawia się jeszcze starożytna Grecja i piękny obyczaj miast-państw. W każdym z nich był proksenos - obywatel, który przyjął na siebie obowiązek opieki nad przybyszem z innego miasta-państwa.
Przybyszów z Ukrainy jest nad Wisłą wielu. Ilu? - Nie wie nikt - rozkłada ręce o. Piotr Kuszka, proboszcz parafii greckokatolickiej przy ul. Miodowej.
Kajetan Wróblewski: - Od stu tysięcy do miliona.
Wiaczesław Wojnarowski, konsul generalny Ukrainy w Warszawie: - Od 60 do 320 tys. Najwięcej na Mazowszu, w Zachodniopomorskiem, na Podkarpaciu i w Lubelskiem. Większość nielegalnie. Niektórzy siedzą latami.
Swietłana siedzi już 15. rok. Za jej sprawą dwie Beaty i Kajetan poczuli się proksenosami.
Przypadek Swietłany - 350 tysięcy w trzy tygodnie
Przybysze z Ukrainy tworzą w Polsce niewidzialne miasto - te 300 tys. to jak wszyscy mieszkańcy Lublina. Mają te same problemy i sprawy co "widzialni" Polacy: pracę, utrzymanie rodzin, wykształcenie dzieci, choroby. Kajetan Wróblewski: - Ale ich problemów nikt nie rozwiązuje i nikt nie chce o nich słyszeć.
Kwiecień 2008 r. Czytelników "Gazety" i widzów TVN, TVN 24 i TVP (to skutek telefonów Kajetana do znajomych w tych redakcjach) mobilizuje zbiórka pieniędzy na leczenie 38-letniej Swietłany i dramatyczny apel: szukamy domu dla jej czwórki dzieci. Trzeba go znaleźć, bo Swietłanie nie zostało wiele czasu. W 2007 r. w Wigilię dostała krwotoku. Nie miała na lekarza. Do Centrum Onkologii trafiła dopiero w lutym. Diagnoza była okrutna: rak szyjki macicy, stadium III B. Czyli ostatnie.
Wieść o chorej Ukraince rozeszła się po Wołominie - słoiki-skarbonki stanęły w sklepikach i kioskach. Pomoc płynęła też z Polski. Po dwóch dniach znalazł się szpital, który obiecał trzy przeciwrakowe terapie. W trzy tygodnie zebrano 350 tys. zł na leczenie Swietłany - to była największa w historii Caritasu zbiórka dla jednej osoby. Zgłosiło się też prawie 70 rodzin, które chcą adoptować dzieci Swiety.
Co by się stało ze Swietłaną, gdyby w Polsce nie znalazło się tylu proksenosów? Ludzi, którzy organizowali pomoc i wpłacali pieniądze? - Swietłana już by nie żyła, a dzieci deportowaliby na Ukrainę do domu dziecka - mówi Kajetan Wróblewski.
Setki Ukraińców nie mają tyle szczęścia. Chorują i umierają w Polsce, bo nie mają na lekarza. - Ich trumny wysyłamy do kraju my - mówi konsul Wiaczesław Wojnarowski.
Każdego tygodnia tylko z Mazowsza jest ich kilka.
Przypadek Oksany - walka o sprawne ręce
Ledwie skończyła się medialna kampania w sprawie Swietłany, 20-letnią Oksanę Prots poparzył ogień po zapłonie gazu z butli. Był listopad 2008 r. Gaz wybuchł w mieszkaniu na Targówku, które wynajmowała z matką. Chciały zarobić na odbudowę zniszczonego w pożarze domu pod Lwowem. Oksana zatrudniała się u Wietnamczyków jako krawcowa.
Po wypadku przez miesiąc leżała w śpiączce farmakologicznej na oddziale intensywnej terapii szpitala na Szaserów. Ma ciężko poparzone 65 proc. powierzchni ciała - najbardziej twarz, głowę i ręce. Lekarze zajęli się nią, nie patrząc, czy ma pieniądze na leczenie. Beata Chojnacka i Kajetan Wróblewski zorganizowali zbiórkę publiczną. Udało się zgromadzić ponad 70?tys. zł. To wystarczyło na opłacenie kosztów leczenia na intensywnej terapii. Teraz Oksanę czeka kilka operacji przywracających sprawność w dłoniach. - Organizując pomoc dla Oksany, zrozumieliśmy, że trzeba działać bardziej systemowo. Pojawił się pomysł założenia fundacji - opowiada Kajetan Wróblewski, wyznawca politycznej wizji Jerzego Giedroycia [uważa, że tylko zbliżenie z niepodległą Ukrainą jest gwarancją niezależności obu krajów od Rosji]. - Pomoc obcokrajowcom - tym niechcianym, zza Buga, nielegalnym - wymaga wiele trudu. Potrzebne są upór, konsekwencja, cierpliwość. Mnóstwo wolnego czasu. Pomysły, jak wykorzystać niekorzystne przepisy z korzyścią dla nich. Na razie przyjaźń Polski z Ukrainą wygląda tak, że gdy prezydenci wymieniają uściski, urzędy deportują Ukraińców.
Beata Chojnacka: - Trzeba wymyślać karkołomne podstępy. Na
Swietłanę musieliśmy donieść Straży Granicznej. Dzięki temu w ogóle
zaistniała w urzędowych bazach danych. Do donosu dołączyliśmy
zaświadczenie o stanie jej zdrowia i o urodzonych w Polsce
dzieciach. Nie mogli ich wyrzucić, nie łamiąc umów międzynarodowych
i naszego prawa.
Straż Graniczna dostarczyła wojewodzie dokumenty niezbędne do
wydania Swietłanie zgody na tzw. pobyt tolerowany. I taką zgodę
Swietłana dostała. Donos był jedynym sposobem, by zrobić to w
zgodzie z polskim prawem.
Przypadek Witalija - lekarka chce spać spokojnie
A roboty przybywało. Właśnie okazało się, że pomoc proksenosów jest konieczna, by ocalić życie 26-letniego Witalija Snigura. Starał się o pracę kierowcy w Miejskich Zakładach Autobusowych, które wysłały go na badania kontrolne. Diagnoza: schyłkowa niewydolność nerek. Konieczna jest dializa co trzy dni. Witalij nie był ubezpieczony. Właściciel stacji dializ z Pruszkowa zapowiedział, że odetnie go od aparatury, jeśli nie zacznie płacić.
Znowu trzeba było organizować zbiórkę, alarmować media. Pomogli też lekarze, którzy odmówili odłączenia Witalija od aparatury w stacji dializ. - W nocy muszę spać spokojnie, a rano móc sobie spojrzeć w twarz w lustrze - tłumaczyła "Gazecie" dr Agnieszka Wyszyńska.
Gdy Witalija pokazały "Wiadomości" i "Sprawa dla reportera", właściciel stacji dializ obiecał, że nie przerwie jego leczenia. A dzięki publicznej zbiórce pieniędzy udało się je opłacić na kilka miesięcy naprzód.
Beata Chojnacka: - Witalij ma polskie korzenie. Można zastosować wobec niego zapisane w ustawie zasadniczej tzw. osiedlenie konstytucyjne. Mógłby wtedy zostać w Polsce na stałe.
To - według Wróblewskiego - pozwoliłoby wpisać go na listę oczekujących na przeszczep nerek.
Na drodze znów stanęły przepisy. Beata Chojnacka: - Takiego wniosku nie może złożyć osoba, która przebywa w Polsce nielegalnie. Witalij musi jechać do lwowskiego konsulatu i odstać swoje w kolejce po wizę. Problem w tym, że co 48 godziny musi poddać się dializie. Na Ukrainie nie ma na to szans: są potworne kolejki, trzeba czekać, aż ktoś umrze.
Kajetan Wróblewski: - Wymyśliliśmy, że Witalija, Oksanę i opiekującą się nią matkę zawieziemy na Ukrainę. We Lwowie złożą wnioski o polskie wizy. Wcześniej załatwimy, by były przyznane poza kolejnością. I wrócimy przed następną dializą Witalija.
Pójdziemy do każdego posła
Te historie przekonały ich, że konieczne jest założenie fundacji. Nazwę wymyślił Kajetan: Proksenos.
W akcie notarialnym figurują podpisy 14 osób. Oprócz Beaty Chojnackiej i Kajetana Wróblewskiego jest też m.in. chora na raka Swietłana Jakowlewa i lekarka Beata Puchała, bazylianin o. Piotr Kuszka, szef Związku Ukraińców w Polsce Piotr Tyma, dializująca Witalija dr Agnieszka Wyszyńska, Natalia Krawczuk - dziennikarka wydawanego w Polsce ukraińskiego tygodnika "Nasze Słowo".
4 marca fundację zarejestrował sąd. Tego samego dnia wieczorem na prywatny numer Beaty Chojnackiej zadzwoniła Polka z Nowego Jorku. Chciała przekazać pieniądze dla Swietłany, o której usłyszała w audycji Polskiego Radia. Obiecała, że będzie robić to regularnie.
Proksenosi wsiąkli w fundację. Obowiązki zawodowe zeszły na dalszy plan.
Kajetan: - Zamówione teksty piszę po nocach.
Beata: - Obiady rodzinie gotuję o 5 rano, bo potem jeździmy po urzędach i szpitalach.
Chcą pomagać wszystkim nielegalnym imigrantom. - Pomoc doraźna nie wystarcza. Chcemy wywalczyć zmianę prawa, bo obecne jest niehumanitarne - uważa Kajetan Wróblewski. - Na początek trzeba zmienić absurdalny przepis, który dobrowolnie ujawniających się nielegalnych imigrantów każe deportować z kilkuletnim zakazem wjazdu do Polski. Bez względu na ich sytuację materialną czy zdrowotną.
Beata Chojnacka: - Pójdziemy do każdego posła i urzędnika, który ma wpływ na prawo.
Jako jedyni Polacy biorą udział w projekcie IOM - międzynarodowej organizacji działającej na rzecz migrantów. Na szkoleniach uczą się, jak pomagać cudzoziemcom. Szykują się do złożenia wniosków o granty unijne.
Beata: - Pieniądze przeznaczymy na organizację pomocy prawnej dla cudzoziemców. Ten kraj traktuje imigrantów jak problem, którego trzeba się pozbyć przez deportację. My pomagamy tym ludziom przeżyć.
Fundacja Proksenos poszukuje wolontariuszy i sponsorów. Adres: ul. Kościeliska 7, 03-614 Warszawa, e-mail: proksenos@gazeta.pl. Konto: Bank Millennium 93 1160 2202 0000 0001 3427 5357
Źródło: warszawa.gazeta.pl