Co się dzieje, że przez dziesięć lat ktoś nie nauczył się żyć samodzielnie? To pytanie zadaje w Gazecie Wyborczej Michał Boni, opowiadając o wyzwaniach, jakie stają przed pomocą społeczną w Polsce.
Po 20 latach funkcjonowania polski system pomocy społecznej musi się zmienić. Ciąży mu biurokracja i takie podejście do odbiorców pomocy, które nie aktywizuje ich, lecz uzależnia od wsparcia. Jednak nie wszystko co złe da się załatwić poprawianiem ustaw.
- Jedną z najsłabszych rzeczy w polskim systemie polityki społecznej jest wiara w to, że ustawy rozwiązują realne problemy. Potrzebni są ludzie, ich umiejętności, trafność podejmowanych decyzji, umiejętność nawiązywania kontaktu - realna praca z rodziną - tłumaczy szef doradców Prezesa Rady Ministrów.
Biurokracja w pomocy społecznej to m.in. wynik nieufności do adresatów pomocy. Sprawdza się bardzo szczegółowo, według sztywnych kryteriów, czy należy im się wsparcie. Działania te z jednej strony angażują znaczną część zasobów pomocy społecznej, z drugiej utrudniają skuteczne działanie, kiedy pomoc jest naprawdę potrzebna. W takiej sytuacji o pomocy aktywizującej mało kto już myśli. Boni tłumaczy jednak, że obecnie skala wyłudzeń jest znacznie mniejsza niż na starcie systemu (na początku lat 90-tych). Dlatego budowanie (utrzymywanie) prawa pomocowego z wpisaną zasadą braku zaufania do obywatela jest dziś nieuzasadnione. Dziś pomoc społeczna ma dążyć do zmiany nawyków życiowych klienta, a nie tylko bezrefleksyjnie, choć skrupulatnie, wypłacać pieniądze.
W związku z tym, w wywiadzie pada też pytanie czy instytucjonalna pomoc społeczna (czyli samorządowe OPS-y, PCPR-y itp.) jest w stanie przestawić się na nowe sposoby pracy i myślenia o klientach. Czy rozwojowego pomagania nie należy zostawić organizacjom pozarządowym.
- Powinniśmy przestać myśleć o scentralizowanych formach pomocy, a zadania kontraktować. W takich sytuacjach zaraz w Polsce odzywają się głosy, że chcemy „sprywatyzować” jakieś usługi. Nie sprywatyzujemy, bo misja i cel nadal są publiczne, tylko realizują je na przykład organizacje pozarządowe. Może byłby to lepszy model, bo wtedy jest element konkurencji, w dobrym tego słowa znaczeniu - odpowiada Michał Boni.