KULIK-BIELIŃSKA: Traktując 1% podatku jak darowiznę Polacy coraz częściej uważają, że już spełnili obowiązek wspierania osób potrzebujących, zapominając, że dali to, co do nich nie należy i co i tak musieliby oddać państwu.
Przez ponad 20 lat nie udało się w Polsce zakorzenić postaw filantropijnych, rozumianych jako regularne wspieranie działalności organizacji pozarządowych tak przez osoby fizyczne, jak i prawne. 1% – w zamyśle twórców tego mechanizmu – miał być pomostem do rozwoju filantropii indywidualnej. Nie udało się.
Chętniej staramy się o 1% niż o darowizny
Rozwój dobroczynności hamował gorset ustawy o zbiórkach publicznych, który reglamentował i poważnie ograniczał możliwość odwoływania się do ofiarności publicznej i korzystania z niej. Dopiero Ustawa o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie dała organizacjom (fakt, że tylko tym, które maja status opp) możliwość swobodnego i nieskrępowanego apelowania o wsparcie. Tyle, że nie o przekazanie darowizny, ale o przekazanie 1% podatku…
Kampanie 1% z pewnością znakomicie zwiększyły obecność organizacji w świadomości społecznej. Dziś nieporównanie więcej ludzi wie o ich istnieniu, choć zna je głównie z apeli o wsparcie. Nie sprawdziły się natomiast nadzieje, że 1% zachęci podatników do zainteresowania się wspieraną organizacja, angażowania się w jej działania czy wspierania jej dalej darowiznami. Po wprowadzeniu mechanizmu 1% liczba darowizn gwałtownie zmalała i nie podnosi się już od kilku lat (w Fundacji Dzieciom „Zdążyć z pomocą” po wprowadzeniu możliwości przekazywania wpłat 1% , wpływy z darowizn spadły do 9%). Można powiedzieć, że 1% wyparł darowizny. Paradoksalnie stało się tak dlatego, że w powszechnej świadomości 1% jest utożsamiany z darowiznami.
1% jak darowizna
Taki system przekazywania 1% umożliwił tworzenie przez organizacje pożytku publicznego subkont dla osób prywatnych czy podmiotów nieuprawnionych do pozyskiwania 1%. Podatnik wpłacając na konto organizacji równowartość 1% mógł wpisać cel, na jaki chce, żeby ją przekazać. Nie byłoby to możliwe, gdyby środki od początku szły przez urzędy skarbowe. W efekcie największymi beneficjentami wpłat 1% stały się organizacje użyczające swojego statusu do gromadzenia na ich kontach środków na pomoc konkretnym, wskazanym z nazwiska osobom.
Najwięcej na służbę zdrowia
Stąd też – niespotykane na taką skalę w innych krajach, które wprowadziły odpisy 1% – skomasowanie przekazów na organizacje działające w sferze opieki zdrowotnej, choć powodów takiej koncentracji jest więcej. Należy ich upatrywać także w niewydolności systemu ochrony zdrowia. Niebagatelną rolę odgrywa też fakt, że większość organizacji przebijających się do mediów skupia się właśnie na takich działaniach, począwszy od Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, która co roku mobilizuje Polaków do przekazywania datków na wsparcie systemu opieki zdrowotnej.
Nie dziwi mnie, że gros środków z 1% przekazywanych jest na cele zdrowotne. We wszystkich krajach, w których wprowadzono mechanizm 1% wśród beneficjentów dominują organizacje charytatywne, zajmujące się pomocą osieroconym, chorym i niepełnosprawnym, i opieką nad zwierzętami. To, co jednak jest wyjątkowe w Polsce to możliwość przekazywania 1% na osoby prywatne, które założą sobie subkonto za pośrednictwem organizacji pożytku publicznego oraz zbieranie środków z 1% PIT przez fundacje firmowe.
To pierwsze doprowadziło do sytuacji, w której rozdział części środków z 1% podatku na osoby potrzebujące odbywa się na niejasnych zasadach, pogłębiających nierówności i rozwarstwienie społeczne. System, w którym o tym kto i w jakiej wysokości otrzyma wsparcie decyduje zaradność właściciela subkonta, jego rodziny i znajomych, premiuje osoby przedsiębiorcze i zaradne, a także osoby funkcjonujące w środowiskach lepiej zarabiających. Ktoś, kto pracuje w korporacji zbierze więcej z wpłat 1% niż osoba na zasiłku, której dziecko choruje na tę samą chorobę.
To drugie wytworzyło w Polsce nowy typ fundacji korporacyjnej, która – choć utworzona formalnie przez firmę i posługująca się jej nazwą – nie otrzymuje darowizn od firmy-matki, ale dystrybuuje środki, zbierane wśród swoich pracowników i klientów. Szczególnym przypadkiem takich fundacji są fundacje medialne, które – korzystając z bezpłatnej powierzchni reklamowej i czasu antenowego w „swoich” mediach – prowadzą kampanie, odwołujące się do ofiarności swoich odbiorców, w tym kampanie pozyskania1%.
Likwidacja 1% byłaby ciosem dla organizacji
Abstrahując od tych zastrzeżeń nie ulega wątpliwości, że 1% poważnie zwiększył możliwości finansowe wielu organizacji, również tych lokalnych, co widać chociażby w budżetach wnioskodawców ubiegających się o granty w naszej Fundacji (chociaż i tu pojawiają się niekiedy subkonta dla indywidualnych beneficjentów). Likwidacja 1% byłaby dziś poważnym ciosem dla organizacji i czymś zupełnie niezrozumiałym dla ogółu społeczeństwa, choć wciąż uważam, że należy zlikwidować możliwość przekazywania 1% na wskazane osoby.
Źródło: inf. własna