Nasza gościnność sprawiła, że tam, gdzie Ukraińcy mieszkają, potworzyły się lokalne społeczności [wywiad]
15-tysięczne Niepołomice w szczytowym momencie przyjęły dwa i pół tysiąca uchodźczyń i uchodźców z Ukrainy. W pomoc zaangażowała się cała społeczność miasteczka i gminy. Wszystko grało, jak w orkiestrze – o tym, co wydarzyło się w Niepołomicach po 24 lutego, a także o wyzwaniach, jakie stoją przed tym samorządem rozmawiamy z Adamem Twardowskim, wiceburmistrzem oraz Martą Jędrysiak-Strózik, sekretarzem Miasta i Gminy Niepołomice.
Magda Dobranowska-Wittels, portal ngo.pl: – W czasie spotkań „Nie ma, że się nie da”, organizowanych przez Fundację Stocznia opowiadali Państwo o tym, co się wydarzyło w Niepołomicach po wybuchu wojny w Ukrainie. W pomoc Ukraińcom i Ukrainkom włączyła się cała społeczność miasta: mieszkańcy, firmy, urzędnicy, organizacje pozarządowe. Dość szybko udało się te wszystkie działania skoordynować. Być może to atut mniejszej miejscowości, że łatwiej takimi sprawami zarządzić, ale wyzwanie było i jest duże. Wydaje się, że nie byłoby to jednak możliwe bez kapitału społecznego, który musiał powstać, zostać wypracowany w Niepołomicach wcześniej…
Adam Twardowski, wiceburmistrz Niepołomic: – Bez wątpienia. Kapitał społeczny jest tutaj budowany od 30 lat, od początku wolnego samorządu w Polsce. Burmistrz Stanisław Kracik nas tego uczył. Przez 19 lat burmistrzowania w Niepołomicach stworzył niesamowite zaplecze ludzi, mnóstwo instytucji, które zajmują się pomocą na różnym szczeblu. Jest dużo organizacji, które zajmują się kulturą, oświatą, jedna z nich prowadzi szkołę. Mamy świetnych strażaków.
Ale współpracujemy pozarządowo także szerzej: w ramach Metropolii Krakowskiej powstało stowarzyszenie. 14 gmin, razem z Krakowem wypracowuje strategię subregionalną, która ma odpowiedzieć na potrzeby naborów regionalnych funduszy strukturalnych. Inicjatywa założenia tego stowarzyszenia wyszła właśnie od nas, z Niepołomic. Uznaliśmy, że taka forma współpracy w atmosferze zaufania, rozmowy, dyskursu ma większy sens niż poprzez porozumienie, gdzie jest jeden większy podmiot, miasto, które zarządza wszystkim i wie lepiej.
Wracając do tematu Ukraińców – rzeczywiście aktorów było sporo, ale wydaje mi się, że bardzo ważną rolę odegrały organizacje pozarządowe, które zaopiekowały się istniejącą u nas społecznością Ukraińców jeszcze przed wojną. W Niepołomicach, które są 15-tysięcznym miasteczkiem, mamy dużą strefę przemysłową: 80 firm, 10 tysięcy miejsc pracy. Szacujemy, że około 500 osób z Ukrainy pracowało u nas przed wojną. Dla nich – poprzez dotacje dla organizacji pozarządowych – prowadziliśmy działania integracyjne. Jedną z takich organizacji jest fundacja Lepsze Niepołomice z prezesem Pawłem Pawłowskim. Oni na przykład organizowali zajęcia z języka polskiego.
Marta Jędrysiak-Strózik, Sekretarz Miasta i Gminy Niepołomice: – Podczas jednego ze spotkań z Metropolią, jeszcze przed wybuchem wojny, była poruszana sprawa edukacji i tam już pojawiła się świadomość, że jest potrzebna integracja z ukraińskimi dziećmi, z rodzinami.
Co się wydarzyło 24 lutego?
Adam Twardowski: – To był czwartek. Zupełnym zbiegiem okoliczności na ten dzień była zaplanowana sesja Rady Miasta. W czwartki odbywały się też wspomniane lekcje języka polskiego dla Ukraińców. Gdy pojawiły się informacje o wybuchu wojny, podczas spotkania Zarządu Miasta stwierdziliśmy, że nie możemy siedzieć bezczynnie. Trzeba coś w tej sytuacji zrobić. Jeden z nas poszedł pisać rezolucję Rady Miejskiej, a ja umówiłem się z Pawłem Pawłowskim, że przyjdę na tę lekcję języka polskiego, żeby zobaczyć, jakie są nastroje wśród Ukraińców, zapytać, jakie docierają do nich informacje i z czym przyjdzie się nam mierzyć w najbliższym czasie.
Niezależnie od tego mieszkańcy zorganizowali pod pomnikiem wiec poparcia, część mieszkańców też przyszła na tę lekcje polskiego i już zaczęli organizować akcje pomocy, głównie transport. Ukraińcy napisali na swojej grupie w mediach społecznościowych, że wieczorem wyjeżdża pierwszy transport po uchodźców wojennych. Miało jechać pięć samochodów, pojechało 50.
W międzyczasie w Ratuszu zorganizowaliśmy sztab kryzysowy. Ustaliliśmy, że w siedzibie Straży Miejskiej będzie punkt przyjęć dla uchodźców z Ukrainy.
Marta Jędrysiak-Strózik: – Na spotkanie sztabu kryzysowego w piątek przyszło dwóch Ukraińców i dwie Ukrainki. To był taki moment, kiedy zdecydowaliśmy „Robimy wszystko, co się da”. Było bardzo wzruszająco. Polały się łzy. To, co oni opowiadali o tym, co się dzieje na Ukrainie, wszystkich nas, urzędników, poruszyło.
Adam Twardowski: – Pierwszy transport przyjechał z piątku na sobotę. Marta była inicjatorką założenia grupy na Messengerze, która świetnie zadziałała.
Marta Jędrysiak-Strózik: – To nam bardzo ułatwiało kontakt. Na tej grupie pojawiła się właśnie informacja, że rano możemy mieć już 100 osób.
Adam Twardowski: – Porównujemy się do rządu, który nie mógł się zorganizować. Ja się nie dziwię. Nasza skala pozwalała na to. Grupa na Messengerze wystarczyła, żebyśmy mieli wszystkie informacje na bieżąco i mogliśmy reagować.
Marta Jędrysiak-Strózik: – Rzeczywiście jesteśmy małym miasteczkiem, ale gdy policzyliśmy procentowo liczbę Ukraińców przebywających u nas w stosunku do liczby mieszkańców, to mierzyliśmy się z czymś dużym. Naprawdę.
Adam Twardowski:
Byłem mocno zbudowany całą sytuacją. Mieszkam tutaj już dwudziesty rok. Jestem cały czas obcy, bo przyjechałem z Radomia. Zawsze byłem uznawany za tego „ptaka”, a nie „krzaka”. A w sytuacji kryzysowej okazało się, że ludzie potrafią się otworzyć, bardziej się do siebie uśmiechać. Potrafią się spiąć i współdziałać. To było fantastyczne. Ta sytuacja pokazała prawdę o ludziach. Gdy ktoś ma pewne kompetencje, to w momencie zagrożenia, wszystko, co ma, wykłada na stół.
Marta Jędrysiak-Strózik: – Paradoksalnie, pamiętając o koszmarze całej tej sytuacji, dużo fajnych rzeczy wtedy się wydarzyło. Budowanie relacji, poznawanie ludzi ze strony, o której wcześniej nie wiedzieliśmy, zacieśnianie więzów pozaurzędowych. Po południu każdy z nas się angażował, poznawaliśmy się.
Mnie się już inaczej pracuje w urzędzie po tych naradach. Narady jednoczyły nas wokół sprawy. Mam teraz lepszy kontakt ze współpracownikami. Wcześniej nie mieliśmy zbyt wielu wspólnych tematów. Służbowe „cześć” na korytarzu i tyle. Teraz mamy jakąś siłę w sobie.
Adam Twardowski: – Pamiętam historię z powstaniem magazynu darów. Mieliśmy tysiące telefonów od mieszkańców: „Mamy towar”, „Możemy coś przywieźć”. Entuzjazm pierwszych dni. Zapadła decyzja, że zrobimy magazyn w siedzibie Polskiego Towarzystwa Gimnastycznego Sokół, które miało wolne dwie sale. Wypełniły się rzeczami w ciągu kilku dni. Przyszedłem do Sokoła, żeby zobaczyć, na czym polega dystrybucja towarów dla uchodźców, a widzę tam szefową podatków. Byłem w szoku. „Beata, a co ty tutaj robisz?”. „Przyszłam sobie popracować”. Widzę panią, która rozlicza fundusze unijne: „Też przyszłam pomóc”.
Marta Jędrysiak-Strózik: – W czwartek wybuchła wojna, a w weekend już się mnóstwo działo w tym magazynie. Panie miały tam wszystko zorganizowane, posegregowane rozmiarami, opisane karteczkami. Jeden z pokoi zrobił na mnie szczególne wrażenie, ponieważ dosłownie od podłogi do sufitu wypchany był paczkami z pampersami. Pomieszczenie 12 metrów kwadratowych.
Adam Twardowski: – W ludzi wstąpiło coś, czego nie mogliśmy zahamować.
Marta Jędrysiak-Strózik: – Opowiem o kanapkach. To była trzecia doba wojny, niedziela rano. Miałam zaplanowany obiad rodzinny. Już miałam gości zaproszonych, a wiedziałam, że jestem potrzebna w punkcie recepcyjnym. Byłam zła, że muszę zostać w domu. Nie mogłam się skupić na gotowaniu, bo cały czas zaglądałam na grupę. W nocy pomyślałam, że jakoś tych ludzi trzeba przywitać, coś im dać po tej koszmarnej podróży, herbatę, kanapki. Napisałam na grupie „Pomóżcie. Nie jestem stąd, dopiero rok tutaj pracuję. Do kogo się zwrócić?”. Drugi zastępca burmistrza się zaoferował z pomocą, gdzieś ogłosił, że są potrzebne kanapki. Gospodynie Miejskie, jedna z naszych organizacji pozarządowych, zrobiły 300 kanapek. Jedzenie przynosiły też po prostu mieszkanki.
Adam Twardowski: – Mieliśmy 300 kanapek, a przyjechało 50 osób.
Marta Jędrysiak-Strózik: – Śmiali się ze mnie, ale uważam, że było warto. Teraz często wracam na grupie do tego, co się działo, czując tamtą siłę.
Adam Twardowski: – Zadzwoniło do mnie kilku szefów naszych firm: „Wiemy, że macie gorący czas, ale jakby było coś potrzeba, to dawajcie znać”. Przemyśleliśmy, przedyskutowaliśmy w zespole, oddzwaniam: „Potrzebny jest nam kawałek magazynu, bo jedzie do nas tir, który zbiera żywność w Holandii i Niemczech”. „Udostępnimy magazyn na dwa, trzy tygodnie. Nie ma problemu”. Dalej już przejęły zarządzanie tym magazynem Lepsze Niepołomice.
W czasie tych wszystkich wydarzeń fantastycznie było widać zmianę.
Na początku, podczas narad, widziałem, że każdy siedział po swojej stronie. Urzędnicy po jednej. Organizacje po drugiej. Każdy patrzył na tę drugą stronę z pewnym podejrzeniem: „Z jaką intencją tu przyszli? Kiedy nas wygryzą?”. Takie czułem fale. Natomiast potem, gdy się okazało, że my przejmujemy te rzeczy administracyjne, PESEL-e czy grubsze tematy związane z rynkiem pracy, a oni – czyli organizacje – sprawy drobniejsze może, ale równie ważne, związane z bezpośrednią pomocą ludziom – to wszystko zaczęło grać, jak w orkiestrze.
Marta Jędrysiak-Strózik: – Osobiście mam takie wrażenie, że podczas całej tej sytuacji nie było podziału na „my” i „wy”. Samorząd i organizacje pozarządowe. Wymienialiśmy się informacjami. Wszyscy zrozumieli, że gramy do jednej bramki. Pomagamy tym ludziom. I to się działo. Nie było podziału. Myśmy się uczyli razem, jak to robić. W pierwszy weekend mieliśmy bazę 300 rodzin, które oferowały pomoc, najróżniejszą: jeśli nie pieniądze, to ręce do pracy, albo wózek dla dziecka. Później dopiero się czytało w mediach, że to się dzieje wszędzie, ale na początku byłam poruszona oferowaną przez mieszkańców pomocą.
Adam Twardowski: – Administracja nie zawsze ma możliwość płynnego działania, bo przepisy czasem ograniczają. Chociaż staraliśmy się nie piętrzyć trudności administracyjnych, to jednak z tyłu głowy mieliśmy tę specustawę, nad którą trwały prace. Dzięki Metropolii zresztą mieliśmy na bieżąco raportowane, co się dzieje, jak się toczą te prace, ponieważ przedstawiciel stowarzyszenia uczestniczył w spotkaniach Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego dotyczących tej ustawy.
Wiadomo, że wtedy każdy działał intuicyjnie i każdy czekał na jakieś wytyczne, ale też nie mogliśmy sobie pozwolić na bezczynność.
W czasie spotkania powiedział Pan, że wojna paradoksalnie pomogła wyjść z pandemicznego marazmu.
Adam Twardowski: – Tak mi się wydaje. Patrzę na siebie i na współpracę w urzędzie. Popadliśmy w taką nudę trochę. Fundujemy mieszkańcom „przyjemności”, a oni są coraz bardziej roszczeniowi. A w tym czasie ludzie zaczęli przejmować inicjatywę.
Marta Jędrysiak-Strózik: – Do tej pory wszystko było on-line, w maseczkach. A tutaj spotkania, spotkania, narady. Jeździliśmy do tych punktów, w których Ukraińcy spali, żeby zobaczyć, jak im się wiedzie, czego im potrzeba. Nie do końca udało się uniknąć „urzędniczego” wizerunku. Chociaż się starałam, to jednak, gdy gdzieś się pojawiałam, to wiadomo było: „O, sekretarz przyjechała! Kontrola”. Ale wiele znajomości udało się nawiązać. Teraz, gdy idę przez miasto załatwiać jakąś sprawę, to często mnie poznają. I Ukraińcy, i mieszkańcy Niepołomic.
Takim zwieńczeniem była Wielkanoc. Ukraińcy zaprosili nas na swoje przyjęcie. Poczułam się bardzo wyróżniona, że tam mogę być.
Adam Twardowski: – To było cudowne spotkanie. Miałem okazję siedzieć naprzeciwko matki siedmiorga dzieci z Zaporoża, niedaleko Mariupola. Słuchałem ich opowieści. To nie były opowieści smutne, z płaczem. To były radosne historie o tym, że mają teraz gdzie mieszkać, są bezpieczni. Dzieci cieszą się, że chodzą do szkoły w wiosce niedaleko Niepołomic. Serce rosło.
Jaka jest teraz sytuacja w Niepołomicach? W szczytowym momencie przyjęliście 2,5 tys. uchodźców. Na 30 tys. mieszkańców w gminie. Ile z tych osób zostało u Was? Jak wygląda ich integracja?
Adam Twardowski: – To jest bardzo różnie. Prowadzimy statystykę w naszych obiektach, których mamy sześć, z czego wygaszamy działanie jednego. Patrząc po liczbach, to w szczytowych momentach w tych wszystkich obiektach mieszkało 230 uchodźców. Teraz mamy 130.
Marta Jędrysiak-Strózik: – Trudno nam jest policzyć te osoby, które mieszkają u mieszkańców.
Adam Twardowski: – Z tego, co słyszę i widzę niektórzy już się usamodzielniają, pracują, wynajmują jakieś lokum. Około 300 dzieci mamy w szkołach i przedszkolach. Natomiast z rozmów codziennych wynika, że chcą wracać. Jak tylko będzie tam bezpiecznie, to wrócą.
Marta Jędrysiak-Strózik: – Mieliśmy ofertę wyjazdową do Belgii. Z trudem ten jeden autokar wypełniliśmy, ponieważ oni się bali deklarować cokolwiek.
Adam Twardowski: – Są i tacy, którzy nie wiedzą, co mają dalej zrobić i oczekują dalszego wsparcia, aby np. znaleźć im pracę. Są mało samodzielni, aby napisać CV, czy pójść do Urzędu Pracy.
Marta Jędrysiak-Strózik: – Nasza gościnność sprawiła, że tam, gdzie Ukraińcy mieszkają, potworzyły się lokalne społeczności. Oni się tam doskonale mają. Żyją, jak w jednej wielkiej rodzinie i ciężko im się rozstawać. Gdy podejmowaliśmy próby, aby ich przelokować, bo gdzieś jest więcej miejsc, to był opór.
Adam Twardowski: – Są różne sytuacje. Mamy na przykład Olenę, która psychologicznie opiekuję się osobami mieszkającymi w jednym z naszych obiektów. Olena jest stomatolożką, która ma także wykształcenie psychologiczne. Ma męża, Tatara krymskiego. W 2014 roku musieli się ewakuować pod Kijów, a teraz tutaj. Mąż został na Ukrainie. Syn świetnie się odnalazł w szkole u nas, w ósmej klasie. Wygrywa olimpiady matematyczne. Jest piłkarzem Dynama Kijów, znalazł miejsce u nas w Puszczy Niepołomice i gra. I chcą zostać.
Poprosiliśmy przedsiębiorców o to, aby w ten trudny czas, jakoś specjalnie potraktowali przybywające do nas osoby i spróbowali dla nich znaleźć miejsca pracy, nawet dorywcze. Niektórzy na to odpowiedzieli. W Młodzieżowym Centrum Karier powstało miejsce, gdzie łączyliśmy oferty pracy z poszukującymi zajęcia. Jest to część Ochotniczego Hufca Pracy. Instytucja, która służy młodzieży, ale akurat na ten czas się zaangażowali, aby łączyć oferty pracy pracodawców ze strefy z potrzebami Ukraińców.
Marta Jędrysiak-Strózik: – Mieliśmy spotkanie z szefem HR jednej z naszych dużych firm. Jego propozycja nas powaliła. Powiedział, że z powodu wojny wygaszają produkcję, ponieważ zerwany został łańcuch dostaw i nie mają właściwie miejsc pracy, ale ponieważ czują, że trzeba pomagać, to wymyślą tymczasowe stanowiska i będą zatrudniać. Chociażby do prac porządkowych.
Adam Twardowski: – Duże firmy przekazały nam olbrzymią dotację, którą wspieramy lokalne ngo’sy, ponieważ tak jest najbardziej transparentnie. Finansujemy z tego część edukacji, która nie jest subwencjonowana.
Wspominali Państwo, że pewne działania integracyjne były podejmowane już przed wojną. Czy to jest kontynuowane? Na ile trzeba było je zmodyfikować?
Adam Twardowski: – Są kontynuowane i wzmacniane. Biblioteka cały czas prowadzi lekcje języka polskiego dla Ukraińców w ośmiu grupach w ciągu tygodnia. Są to lekcje finansowane przez nasze partnerskie miasto z Francji, które też się zgłosiło z ofertą pomocy.
Przygotowujemy się teraz do wakacji. Chcemy w pewien sposób zorganizować wejście w nowy rok szkolny dla tych dzieci, którzy są w klasach niezintegrowanych.
Niektóre dzieci dostały się do klas polskich. Przede wszystkim decydowały tutaj umiejętności komunikacyjne w języku polskim. One bardzo dobrze weszły w interakcje z rówieśnikami.
Stworzyliśmy też siedem klas ukraińskich. I tam się potworzyły zamknięte grupy, widać, że tam tej integracji nie ma. Trzymają się sami. Dobrze by było ich wpuścić jednak między dzieci polskie. Stąd narodził się pomysł, aby w czasie wakacji dzieci polskie wzięły „pod opiekę” dzieci ukraińskie.
Chcemy w ten sposób też odpowiedzieć na zarzuty naszych mieszkańców, że pomagamy tylko Ukraińcom, że nigdy nie daliśmy naszym dzieciom nic za darmo, zawsze trzeba dopłacać. Dziecko polskie będzie mogło skorzystać z tej wakacyjnej oferty pod warunkiem jednak, że zobowiąże się zaopiekować rówieśnikiem z Ukrainy. Teraz szacujemy to finansowo, pytamy przedsiębiorców, czy będą chętni wesprzeć takie działanie i szukamy chętnych, którzy by to poprowadzili.
Marta Jędrysiak-Strózik:
Z integracją trzeba delikatnie postępować. Ukraińcy stanowią odrębną kulturę, naród. Oni to pielęgnują i trzeba do tego podejść z dużym szacunkiem. Nie można na siłę. Trzeba popatrzeć, czego potrzebują i na to reagować, bo nasze pomysły nie zawsze mogą dobrze zadziałać.
Adam Twardowski: – Pomoc trzeba mądrze dystrybuować. Widzę, że spośród naszych sześciu ośrodków, tylko w jednym uchodźcy otrzymują wszystko bez wysiłku z ich strony. W pozostałych miejscach mają jakieś zobowiązania: muszą posprzątać po sobie, ugotować coś dla reszty. I to są grupy, które zdecydowanie najlepiej funkcjonują. W tym jednym ośrodku już zaczyna się pewna roszczeniowość. Przez te ponad trzy miesiące ludzie przyzwyczaili się do innych zwyczajów niż w pozostałych ośrodkach. Trzeba z uwagą i ostrożnością im komunikować, na co mogą liczyć.
Znakomita większość uchodźców rozumie, że mają pomoc od nas, ale nie bez zwrotu, chociażby w postaci zaangażowania z ich strony. Nie mówię o wdzięczności, tylko o świadomości, że nie fundujemy im jakiejś przyjemności, nie jesteśmy usługą prywatną i mogą na wszystko liczyć. Oczekujemy jakiejś formy zaangażowania z ich strony, chociażby poprzez rozejrzenie się za pracą. Chociażby podjęcia starań, aby objąć dziecko edukacją. W niektórych przypadkach stosujemy takie same wymagania, jak wobec naszych stałych mieszkańców. Na przykład: mamy problem, aby zapewnić miejsca w przedszkolach, nawet dla naszych dzieci, dlatego jeśli ukraińska mama chce umieścić dziecko w przedszkolu, musi pracować na terenie naszej gminy.
Odchodząc od tematu ukraińskiego, chciałam zapytać, w jakim stanie Niepołomice jako samorząd, jako gmina wychodzą po okresie pandemicznym? Wiadomo, że ta sytuacja dość istotnie wpłynęła na kondycję budżetową wielu samorządów, do tego dochodzą zmiany w przepisach centralnych wprowadzane np. przez Polski Ład. Jak to wygląda w Niepołomicach?
Adam Twardowski: – Nie wiemy, na czym stoimy, jeśli chodzi o decyzje centralne. Z jednej strony Krajowy Plan Odbudowy jest zawieszony, a my jesteśmy częściowo przynajmniej przygotowani do zmaterializowania tych pieniędzy. Z drugiej strony transfer pieniądza w Polskim Ładzie nie jest uzależniony od jasnych kryteriów dla samorządów czy poziomu przygotowania gmin. Dużo w tym przydziale emocjonalnej przypadkowości.
Po pandemii jesteśmy przygotowani do oddania mieszkańcom dwóch projektów związanych z zielenią, z parkami. Otwieramy niedługo Błonia, nowy duży park miejski. Na miesiąc przed otwarciem już widzimy, że ludzie nie mogą się doczekać, wchodzą na teren zamknięty budowy, podziwiają. Nie dają tej trawie urosnąć. Mam nadzieję, że uda nam się to jednak doszczelnić i z pompą 5 czerwca Błonia otworzyć.
Z budżetu obywatelskiego, ale nie tylko, robimy nowe place zabaw, w tym jeden duży.
Chcemy też uruchomić nowe kierunki działań w ośrodkach, które zajmują się młodzieżą i seniorami. Dwa lata temu otwarliśmy nową Izbę Regionalną, ale przyszła pandemia i Izba jeszcze nie zdążyła ruszyć ze swoimi działaniami. Być może uda się nawiązać współpracę z Żyrardowem i tamtejszym Ośrodkiem Wsparcia Seniora, chcielibyśmy się wymienić doświadczeniami i pomysłami, w jaki sposób można naszych seniorów w Niepołomicach aktywizować.
Budujemy Piekarnię Sztuki. To jest druga część naszego Centrum Dźwięku i Słowa. Przewidujemy, że będzie się tam odbywała nauka sztuk plastycznych i wizualnych. To jest wyciągnięcie ręki w stronę młodzieży.
Myślimy też o jakimś projekcie, który by „zagospodarował” młodzież uliczną. Widzimy, że nie dzieje się dobrze. W mojej ocenie jest to najsłabiej zaopiekowana grupa w Niepołomicach. Młodzież w wieku licealnym i ciut starsza, która przesiaduje w różnych miejscach w przestrzeni publicznej i nie do końca szanuje tę przestrzeń. Nic byśmy przeciwko nim nie mieli, gdyby pozostawiali te miejsca po sobie w miarę schludnie. I nie straszyli innych. To nie są jakieś rzezimieszki czy bandyci, natomiast niekoniecznie rozumieją, że człowiek czuje się dobrze, gdy druga strona się jakoś przyzwoicie zachowuje. Szukamy pomysłu, programu, który pomoże naszym strażnikom miejskim i policjantom w odpowiednich słowach się z młodzieżą porozumieć.
A nie jest to dobre pole do współpracy z organizacjami pozarządowymi, aby one zajęły się tymi młodymi ludźmi na zlecenie samorządu?
Adam Twardowski: – Tak, ale organizacje pozarządowe to też ludzie. Rozmawiamy z Małgorzatą Juszczyk – jedną z naszych radnych, świetną nauczycielką, która się zajmuje młodzieżą z pasją. Rozmawiamy też z tymi placówkami, które pracują z młodymi ludźmi. To duża trudność, żeby znaleźć dziś właściwych, wpływających na młodzież ludzi.
Marta Jędrysiak-Strózik: – Jest grupa młodzieży świadoma siebie, dobrze ucząca się i uczestnicząca w tym, co im oferujemy. Bo mamy dość szeroką ofertę dla nich. Ale naszą uwagę skupiamy właśnie na tej młodzieży nudzącej się. Próbujemy wymyślać, jak do nich podejść, ale musimy to bardzo dobrze przemyśleć, ponieważ to jest delikatny temat.
Adam Twardowski: – Niezależnie od tego organizacje pozarządowe pracują u nas w wielu dziedzinach. Jak ktoś chce, to znajdzie w Niepołomicach zajęcie dla siebie, bo jest tych propozycji mnóstwo. Natomiast stwarzają problemy ci, którzy są niechętni, albo widzą swoje wartości gdzieś indziej.
Marta Jędrysiak-Strózik – Bliskość do Krakowa jest atutem Niepołomic. Ale to też działa w drugą stronę: młodzież ucieka do Krakowa, bo tam jest więcej uczelni, jest dla nich większa oferta. Ta bardziej świadoma młodzież wyjeżdża stąd, dlatego musimy myśleć, co z tym zrobić, co im zaoferować by tu zostali.
Ile jest w ogóle organizacji pozarządowych w Niepołomicach?
Adam Twardowski: – 96, z tego co pamiętam.
A jaki jest budżet przeznaczany na realizację zadań przez nie?
Adam Twardowski: – Jeśli patrzymy na całościowy budżet, to w sumie około 3 mln zł w 200-milionowym budżecie jest przeznaczanych na współpracę z organizacjami. W tym jest mniej więcej milion złotych na projekty z Budżetu obywatelskiego. Taki budżet od kilku lat jest stabilny, a nawet ma tendencję wzrostową.
To pocieszające, bo nierzadko, gdy jest kryzys to pierwsze do cięcia idą wydatki właśnie na takie zadania, które są zlecane organizacjom…
Adam Twardowski: – Nie przypominam sobie, abyśmy tam cokolwiek w ostatnim czasie cięli. To są pieniądze mocno monitorowane przez tych aktywnych i nie pozwolili by sobie odebrać czegokolwiek bez awantury. A awantury ostatnio nie słyszałem.
Oprócz kwestii ukraińskich, jakie jeszcze najważniejsze wyzwania stoją przed Niepołomicami?
Adam Twardowski: – Zafundowano nam nową linię kolejową do Niepołomic, która dojedzie w pobliże dworca autobusowego. Zastanawiamy się, jak stamtąd teraz wyprowadzić pieszych, jak zminimalizować niebezpieczeństwo wynikające ze zbyt dużego ruchu samochodowego. Jak zmienić centrum miasta w bardziej przyjazne? Jest pomysł na konkurs architektoniczny, który pozwoli nam zaopatrzyć miasto w różne ciekawe, nowe formy. Ale też uporządkować bezpieczeństwo, małą architekturę, posadzki, oświetlenie. Może staniemy się bardziej smart?
Nie jesteśmy dużym miastem, ale bardzo byśmy chcieli być sprytnym miastem. Jesteśmy w metropolii krakowskiej, ale wyczuwa się tutaj atmosferę małego, galicyjskiego miasteczka. To byśmy chcieli zachować, ale dać ludziom także możliwość korzystania z nowoczesnych technologii.
Marta Jędrysiak-Strózik: – Dla mnie wyzwaniem jest cały czas podnoszenie poprzeczki jeśli chodzi o jakość obsługi mieszkańców w urzędzie. Kładę na to duży nacisk. Chętnie zapytam mieszkańców, czego oczekują, z czego są zadowoleni, z czego są niezadowoleni. Przymierzam się powoli do takiego badania. Ważne jest dla mnie budowanie świadomości urzędników: po co tu są, że są dla mieszkańców, że mają ich miło obsługiwać. Jest dobrze, bo nie ma skarg, ale dla mnie to jest mało. Wydaje się, że zawsze można lepiej.
Adam Twardowski: – Jesteśmy po różnych perturbacjach prawnych, ponieważ z burmistrzem Ptakiem zostaliśmy przetrzymani bez pracy przez 10 miesięcy. Czekamy cały czas na wyrok sądowy. Miastem próbował zarządzać obcy dla społeczności nominat.
Trochę to wpłynęło na sytuację organizacji pozarządowych w Niepołomicach. Niektórych osłabiło, innym dało do myślenia. Rozeszły się pewnie nici połączeń, porozumień. Niektórzy zrezygnowali z prowadzenia stowarzyszeń. Weszły na ich miejsce nowe osoby, które zaczynają z trochę inną energią i innym pomysłem swoje działania. Ale też z ostrożnością: co, jeśli po raz drugi wydarzy się coś takiego. Ta historia uczy.
Widzę, że organizacje cały czas potrzebują wzmocnienia. W piwnicach biblioteki mamy Laboratorium Aktywności Społecznej. Każdy, kto ma pomysł, potencjał i energię może tam przyjść i działać. W takich małych środowiskach jak nasze to są przestrzenie trochę zawłaszczane, w dobrym sensie. Ktoś już się przyzwyczaił do tego miejsca, dużo czasu tam spędza i nie do końca zauważa, że inni też by chcieli z tego skorzystać. Każdy chciałby działać w swojej, neutralnej przestrzeni, mieć kluczyk do drzwi i swoje szafy. A my stworzyliśmy właśnie przestrzeń do dzielenia się. Jest szafa z mniejszymi zamykanymi boksami i każdy może dostać swoją część. Widzę, że jest tam jakiś tygiel, potencjał na rozmowę, na wymianę doświadczeń. Niestety przez tę naszą sytuację i generalnie przez trudności z pozyskaniem dofinansowania centralnego dla organizacji, to nie rośnie, nie rozwija się wystarczająco do potrzeb, czeka na lepszy czas.
Adam Twardowski – zastępca burmistrza Miasta i Gminy Niepołomice, ur. w 1976 roku. Ukończył Wydział Architektury i Urbanistyki na Politechnice Krakowskiej, jednocześnie uzyskując dyplom RIBA (Royal Institute of British Architects). Od 2002 roku pracuje w Urzędzie Miasta i Gminy w Niepołomicach.
Marta Jędrysiak-Strózik – od 2021 r. Sekretarz Miasta i Gminy Niepołomice. Urodziła się w 1970 roku w Krakowie. Studiowała na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz na Akademii Ekonomicznej. Doświadczenie zawodowe zdobywała m.in. w ING Banku Śląskim S.A. oraz spółce Małopolskie Parki Przemysłowe sp. z o.o. Przez siedemnaście lat sprawowała społecznie funkcję Przewodniczącego Rady Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko”.
Źródło: informacja własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.