Musi być piękna, równa, gęsta, pachnąca. Czasami jednak zaczynamy się zastanawiać, czy aby przez nasz naturalny popęd nie przyczyniamy się do zagłady natury. Myślimy – szkoda lasu, może lepiej kupować „choinki ekologiczne”, to znaczy „plastikowe”.
Na ich korzyść przemawia to, że wystarczają na wiele lat, mają co roku ten sam, wybrany w sklepie kształt, nie sypią się i są praktyczne. Nie bez znaczenia są także koszty. Taka choinka z „plastiku” jest zwyczajnie tańsza. Możemy sobie także poradzić z leśnym zapachem, kupując taki w sprayu. Może i pewna naturalna nutka znika, ale przecież „chronimy lasy”, które dają nam tlen oraz pochłaniają nadmierne ilości CO2 odpowiedzialne za zwiększenie efektu cieplarnianego.
Przed wyruszeniem na łowy warto przyjrzeć się z bliska źródłom pochodzenia świątecznych drzewek. Dawniej do sprzedaży trafiało sporo naturalnych choinek ukradzionych z lasu. Zatem nasza ostrożność jest cały czas wskazana. Przy zakupie naturalnych drzewek zawsze możemy zapytać sprzedawcę o ich pochodzenie. Choinki ze specjalnych plantacji mają certyfikaty np. z Lasów Państwowych.
A co z choinkami wielokrotnego użytku? Jakie jest ich źródło pochodzenia? Przyjmijmy jednak optymistycznie, że nie posiadają szkodliwych substancji i nie zostały złożone rączkami dzieci w dusznej hali pod Pekinem. Zobaczmy jednak z czego są zrobione i co się z nimi stanie, jak się już popsują. Choinki plastikowe są wytwarzane w fabrykach z różnego rodzaju tworzyw (większość to PVC). Naukowcy wciąż spierają się, jaki jest stopień szkodliwości samych produktów z PVC, a recykling tych produktów, w każdym razie w Polsce, jest zerowy, a rozkładalność dość abstrakcyjna – okres rozkładu to około 400 lat.
Co się natomiast dzieje z choinkami naturalnymi? Czy to wyrzucone po świętach, czy niesprzedane, nie stanowią zagrożenia ekologicznego, ponieważ rozkładają się szybko, a do tego są chętnie wykorzystywane – stare drzewka jako opał, a niesprzedane jako karma dla zwierząt, np. w ogrodach zoologicznych. A jak wygląda produkcja choinek naturalnych? Często drzewka uprawia się pod liniami wysokiego napięcia, gdzie tak czy siak muszą zostać wycięte.
Jeżeli ktoś zamierza zrobić interes w tej branży, przede wszystkim musi posiadać wiele hektarów do swobodnego użytkowania. Ziemia powinna nadawać się pod plantację bez konieczności ponoszenia zbytnich nakładów, z czego wnioskujemy, że nie rośnie tam las. Następnie nasz plantator sadzi tam sadzonki, najlepiej takich odmian, które rosną szybko, wyglądają pięknie i pachną lasem iglastym, ponieważ to zapewni mu największy zysk. Oznacza to w praktyce, że kierując się wyłącznie zamiarem zarobku, rolnik powinien zalesić teren, na którym wcześniej lasu nie było. Przy takiej uprawie z pewnością problemem mogą być nawozy, z których plantatorzy zapewne korzystają, ponieważ zależy im na szybkim wzroście sadzonek. W sumie jednak więcej mamy korzyści niż szkód. Drzewka rosną przez kilka lat, na połaciach ziemi, często na nieużytkach. Utrzymują wodę w ziemi – czyli chronią przed powodziami, są domem dla ptaków, filtrują powietrze, tłumią hałas. Potem są ścinane, a ponieważ chętnie je kupujemy, zatem na ich miejsce plantator od razu sadzi następne iglaki, które przez kolejne kilka lat będą nam zapewniały tlen.
Plantator sadzi drzewka, których by tam nigdy nie było, gdybyśmy kupili sztuczną choinkę doprawiwszy ją sztucznym zapachem w sprayu ;-) .
Ps. Jeszcze jedna uwaga. Nie dajmy się nabrać na tzw. „żywą żywą”. Czasami choinki sprzedawane są w doniczkach. Niestety duża ich część to zwyczajnie wykopane drzewka z ziemi z bardzo przyciętymi korzonkami i wsadzone do doniczek. Takie choinki nie nadają się do przesadzenia. Uschną z pewnością. Tylko choinki, które w donicach są hodowane, można później posadzić. I takie polecam.
Wesołych i Zielonych Świąt życzymy.
Źródło: Dominik Dobrowolski