Pomimo propagowanego przez Kościół i większość kobiecych czasopism porządku świata, w którym miejsce kobiety było w domu przy dzieciach, do 1900 roku jedna na pięć amerykańskich kobiet żyła z pracy własnych rąk. Kobiety stanowiły 20% siły roboczej w Stanach Zjednoczonych. Przy społecznej akceptacji czy bez niej, od początku historii amerykańskiej kobiety pracowały i to pracowały ciężko.
W XIX wieku
domowa, nieodpłatna praca kobiet osiągała poważne rozmiary. Rodziny
były duże a dostępność gotowych produktów ograniczona. Większość z
artykułów potrzebnych w domu i rodzinie musiała być wyprodukowana
przez same gospodynie domowe. Wiele z nich zmuszonych było także do
zdobywania środków finansowych, kiedy dochody ich mężów lub ojców
okazywały się niewystarczające. Pracowały więc w rolnictwie,
pralniach, szwalniach, kuchniach. Oprócz tego prowadziły dom i
dbały o rodzinę.
Wraz z
rozwojem przemysłu znajdowały zatrudnienie w powstających
fabrykach. Do 1831 roku w przędzalniach bawełny w Nowej Anglii 80%
pracowników stanowiły kobiety. Do połowy wieku jeden na czterech
pracowników przemysłu był kobietą. I choć pracowały tyle samo co
mężczyźni - po 12 godzin dziennie przez 6 dni w tygodniu – męska
część pracowników traktowała je tak, jak zatrudnionych imigrantów
czy przedstawicieli społeczności murzyńskiej – jako konkurencję na
rynku pracy. Jednym z czynników była wysokość wynagrodzenia
wypłacanego kobietom – znacznie niższa niż dla mężczyzn.
Przekonanie męskiej części pracowników, że fabryka to nie miejsce
dla kobiet było tak silne, że w swojej ewentualnej walce o lepsze
warunki pracy nie mogły liczyć ani na sympatię, ani na jakiekolwiek
wsparcie. Nawet wtedy, gdy osiągnięte rezultaty byłyby korzystne
także dla nich.
Faktem jest,
że w pierwszym okresie industrializacji wiedza o prawach
pracowniczych i umiejętność organizowania się na terenie zakładu
pracy były – zarówno wśród mężczyzn jak i kobiet - bardzo
niewielkie. Sytuację kobiet pogarszała ich pasywność, będąca
skutkiem wychowania i nastawienia społecznego, zgodnie z którym
kobieta miała być posłuszna i pokorna. Wiele z pracujących kobiet w
sumie podzielało to przekonanie, traktując pracę zawodową jako
wyższą konieczność a nie pożądany stan rzeczy. Z czasem jednak
zaczęło się to powoli zmieniać. Potworne warunki, niekończący się
dzień pracy i marne wynagrodzenie zmuszały nawet te bierne kobiety
do podejmowania działań. Zaczęły się organizować – choć trudno
byłoby te formy organizacyjne nazwać kobiecymi związkami
zawodowymi. Małe, słabe, lekceważone przez pracodawców i
współpracowników te organizacje nie osiągały spektakularnych
sukcesów. Stanowiły jednak niezbędny etap w zrozumieniu technik
negocjacji i walki o swoje. Mało kto wie, że pierwszy kobiecy
strajk, którego celem było zmiana regulaminu pracowniczego miał
miejsce już w 1828 roku w przędzalniach w Dover. Ten strajk trwał
tylko kilka dni i nie zakończył się sukcesem. Sześć lat później już
800 kobiet w tym samym miejscu znowu upomniało się o swoje prawa,
kiedy właściciele przędzalni zapowiedzieli 15% obniżkę
wynagrodzenia. Rezultatów znowu nie było. Przywódczynie strajku nie
zostały ponownie zatrudnione, a pozostałe kobiety zaakceptowały
nowe warunki płacowe. Brak efektów akcji protestacyjnych i
strajkowych na pewno nie służył rozkwitowi ruchu pracowniczego
kobiet, ale też nie zniechęcał ich skutecznie do walki o bardziej
godziwe warunki pracy. W 1844 roku 5 z nich założyło organizację,
której celem było zagwarantowanie 10-cio godzinnego dnia pracy. W
ciągu roku przyłączyło się do nich ponad 500 kobiet, a w innych
miastach zaczęły powstawać lokalne oddziały Kobiecego
Stowarzyszenia na rzecz Reform. I choć udało im się zainteresować
problemem władze stanowe i doprowadzić do pierwszej rządowej
kontroli warunków pracy w przędzalniach, ich postulaty i tak
zostały odrzucone. Tam, gdzie władze stanowe uznały ich racje,
zwycięstwo okazało się pyrrusowe: właściciele zatrudnili tylko te
kobiety, które zgodziły się pracować 12 godzin, pozostałe
wyrzucając na bruk. To dopiero spowodowało wściekłość i falę
protestów. W ich wyniku część protestujących została aresztowana i
skazana. Po 2 miesiącach wprowadzono co prawda 10-cio godzinny
dzień pracy, ale za cenę obniżonego wynagrodzenia, mającego
zrównoważyć straty przedsiębiorców. Tak kończyła się większość
strajków i protestów pracowniczych podejmowanych przez
kobiety.
Dopiero Wojna
Secesyjna zmieniła trochę sytuację na rynku pracy. Brak mężczyzn i
męskich rąk do pracy zmuszał pracodawców do zatrudniania kobiet na
stanowiskach dotychczas dla nich niedostępnych lub takich, do
których dostęp był bardzo ograniczony. Przed wojną
kobiety-nauczycielki stanowiły ¼ pracowników oświaty, podczas gdy
już w 1880 było to już 60%. Pozycja kobiet zatrudnionych do prac
fizycznych też ulegała zmianie – często stanowiły przecież jedyną
dostępną dla przedsiębiorcy siłę roboczą. Nie miało to niestety
wpływu na wysokość wynagrodzenia a zwłaszcza na dysproporcję między
wynagrodzeniem osiąganym przez kobiety i mężczyzn. Za tę samą pracę
średnie wynagrodzenie mężczyzny wynosiło 14 dolarów tygodniowo a
kobiety … 5. Ogólnie – a mówimy o XIX wieku - kobiety zarabiały 53%
tego, co mężczyźni na takim samym stanowisku.
I choć ruch na
rzecz praw pracowniczych wszedł w tym okresie w fazę szybkiego
rozwoju i powstało ponad 30 związków zawodowych, działających w
skali całego kraju, tylko dwa z nich dopuszczały członkostwo
kobiet. W takiej sytuacji kobiety nadal zmuszone były do
organizowania się na własną rękę, zakładając raczej stowarzyszenia
samopomocowe niż prawdziwe związki zawodowe. Takie stowarzyszenia,
oprócz podejmowania starań o lepsze warunki pracy, oferowały także
pośrednictwo pracy i pomoc prawną. W ciągu 15 lat działalności
nowojorskie Stowarzyszenie Ochrony Pracujących Kobiet skierowało do
sądu 6 tysięcy spraw o oszustwo przy wypłacie wynagrodzenia. I
nawet przy tego rodzaju działaniach kobiety nie mogły liczyć na
wsparcie „męskich” związków zawodowych – radzących sobie coraz
lepiej. Organizacje pracujących kobiet powstawały i upadały, nie
mogąc nabrać impetu i osiągnąć takiej masy krytycznej, która
zapewniłaby im siłę i znaczenie. W dużym stopniu wynikało to z
faktu, że większość kobiet pracujących w najgorszych warunkach była
niewykształcona lub słabo wykształcona a wykonywana praca stanowiła
dla nich jedyną szansę na zarobienie pieniędzy dla siebie i
rodziny. Niechętnie więc włączały się w działania, które –jak
pokazywało doświadczenie ich poprzedniczek – mogło narazić je na
ryzyko utraty środków do życia. Proces tworzenia i przystępowania
do związków zawodowych był więc stosunkowo powolny. Nawet już w
1914 roku 98% zatrudnionych kobiet pozostawało poza związkami
zawodowymi, choć warunki ich pracy ciągle pozostawiały wiele do
życzenia. Bez praw wyborczych, bez praw pracowniczych, z
ograniczonymi prawami do decydowania o sobie – tak kończył się dla
kobiet XIX wiek. W XX przyszło im stoczyć jeszcze niejedną
walkę.