Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
Publicystyka
Zdrada misji? - Zagrożenia wynikające z komercjalizacji organizacji pozarządowych
Agnieszka Rymsza
W październiku zamieściliśmy w portalu rozmowę z prof. Ewą Leś ‘Organizacje muszą się profesjonalizować’. Dziś publikujemy tekst Agnieszki Rymszy, który powstał jako reakcja na ten wywiad.
W czwartek, 6 listopada 2003, w Senacie odbyło się ostateczne głosowanie nad poprawkami w ustawach podatkowych. Dla organizacji pozarządowych ich wynik oznacza przede wszystkim, iż z jednej strony na organizacje nie zostanie nałożony 19% podatek dochodowy, oraz, że zostanie zachowany 10% limitu odpisu darowizn dla przedsiębiorstw na rzecz organizacji działających w sferze pożytku publicznego (a zatem nie tylko organizacji posiadających status organizacji pożytku publicznego), z drugiej zaś ograniczenie do 350zl czy 10%. wielkości dochodu, który przeznaczony na darowizny, mógłby być zwolniony od podatku. Ostateczne głosowanie w Sejmie ma odbyć się 12 listopada 2003. (od red. tekst powstał 10 listopada 2003).
Przyjmując nawet optymistyczną dla organizacji pozarządowych wersje wydarzeń w której wszystkie organizacje pozarządowe utrzymają zwolnienie od podatków, a jedynym ciosem w ich stronę będzie ograniczenie do 10% czy 350 zł (w zależności od wariantu) zwolnionej od podatku darowizny na ich rzecz, to i tak oznacza to kolejny legislacyjny nacisk (obok nacisków innej natury), po Ustawie o Organizacjach Pożytku Publicznego i Wolontariacie sprzed kilku miesięcy (maj 2003), wymuszający na organizacjach komercjalizowanie się.
Przez komercjalizację rozumiem wzrost zależności od sprzedaży usług, zarówno klientom (dawniej – podopiecznych organizacji), jak i rządowi, w ramach kontraktów, czemu towarzyszy rywalizacja z innymi podmiotami społecznymi, i inne zachowania właściwe jak dotąd firmom z sektora for profit.
W sytuacji, w której trudności finansowe są głównym problemem większości organizacji pozarządowych w Polsce, ograniczanie wielkości darowizn od instytucji oraz osób prywatnych, wprowadzenie najbardziej niekorzystnego i zniechęcającego do darowizn, rozwiązania odliczania 1% dochodów na rzecz organizacji pozarządowych wymusza na organizacjach, jeśli chcą one przetrwać, albo zaangażowanie się w prowadzenie własnej działalności gospodarczej, tudzież rywalizację o granty rządowe, o które zresztą będą mogły się starać wyłącznie organizacje o statusie organizacji pożytku publicznego, co nie obejmuje bynajmniej wszystkich i wyłącznie organizacji rzeczywistego pożytku publicznego, a raczej organizacje o określonym poziomie finansowym i profesjonalnym (zatrudniające określoną kadrę, np. księgową). To wszystko prowadzi do komercjalizacji oraz towarzyszącej jej profesjonalizacji trzeciego sektora. I tak jak profesjonalizacja kojarzy się raczej pozytywnie, to komercjalizacja już mniej.
Warto więc zastanowić się nad niebezpieczeństwami związanymi z komercjalizowaniem się trzeciego sektora. Niniejsza refleksja mogłaby służyć jako przeciwwaga dla argumentów za profesjonalizacją sektora przedstawionych w wywiadzie z prof Ewą Leś (21.10.2003). Kilka zagrożeń, które opiszę poniżej, nie wynikają z teoretycznego „gdybania”, tylko z konkretnych amerykańskich doświadczeń, gdzie komercjalizacja sektora pozarządowego (zwanym tu częściej, paradoksalnie, sektorem nonprofit) stała się faktem. Bazując więc na sytuacji Stanów Zjednoczonych, gdzie obecnie mam okazję przebywać i zajmować się właśnie badaniem amerykańskiego sektora pozarządowego, chciałabym wskazać na kilka negatywnych zjawisk, które mogą towarzyszyć komercjalizacji sektora pozarządowego.
Komercjalizacja w Polsce III sektora może nastąpić w Polsce jeszcze szybciej niż w Stanach Zjednoczonych, ponieważ nie ma u nas (jeszcze?) kultury filantropii, polskie społeczeństwo nie jest społeczeństwem bogatym, a w dodatku, w odróżnieniu od USA, gdzie nie ma żadnych limitów, polski rząd chce wprowadzić limit na wysokość darowizny, która może być odliczona od podatku. Proces może być dodatkowo jeszcze o tyle przyspieszony, że wiele środków wspomagających zostaje wycofanych z Polski, a o granty z Unii Europejskiej polskie organizacje będą musiały konkurować dodatkowo z organizacjami zagranicznymi.
Jakie wiec negatywne procesy mogą towarzyszyć komercjalizacji sektora pozarządowego?
Fundamentalną kwestią jest to, że sektor może stracić te cechy, które określały jego tożsamość i wyróżniały jego rolę i wartość dla społeczeństwa. Mam na myśli jego definicyjną pozarządowość, jak i jego status non-profit, czyli działalność nienastawioną na zysk, i wszystko, co się z nimi wiąże. Pozarządowość miała oznaczać, iż organizacje miały pełnić funkcje kontroli rządu, bezpośredniej krytyki jego posunięć, także przykuwania uwagi rządu na pominięte w ich programach grupy społeczne, jak i w formie bardziej pośredniej, nastawienie na dostarczanie usług, których tenże zaniechał. W sytuacji uzależnienia od grantów rządowych, obie z tych funkcji muszą zanikać. Organizacje będę naginać swoje programy do tego, na co mogą otrzymać pieniądze od rządu, a także by nie stracić szansy ich dostania, będą ze zrozumiałych względów ograniczać krytykę w stosunku do rządowych posunięć.
Zależność od rządowych konkursów, to tym samym zależność od kryteriów rozdzielania grantów. Kryteria zaś mają tendencję do bycia kryteriami ilościowymi, nagradzającymi organizacje o łatwo widzialnych i mierzalnych skutkach działalności, efektach osiągniętych relatywnie niskim kosztem. To zachęca organizacje do koncentrowania się na działalności o łatwo widzialnych, powierzchownych, krótkofalowych rezultatach, do porzucania holistycznej, indywidualnej pomocy na rzecz pomocy zestandaryzowanej, niejako masowej, która jest tańsza i łatwiej zauważalna. Większe szanse na zdobycie grantów mają także większe organizacje. Toteż organizacje łączą się, tym samym odrywając się od swoich lokalnych wspólnot i stają się bardziej bezosobowe, dostarczające zgodnie z efektem skali bardziej zestandaryzowanych usług, tracąc swój lokalny charakter. A przecież znajomość lokalnych potrzeb i dostosowywanie do nich usług, jak i sam kontakt z lokalnymi wspólnotami to cechy, które miały budować tożsamość sektora.
Podobnie negatywne tendencje zachowania wymusza zależność od opłat za usługi od osób indywidualnych, jako źródła dochodów organizacji. Pierwszy skutek jest oczywisty, zależność od opłat za usługi oznacza porzucanie misji sektora, którą było dostarczanie usług, których ani rynek ani rząd nie dostarczał (co w literaturze anglojęzycznej określa się „market and government falitures”), a także dostarczania usług tym, którzy za nie nie mogą zapłacić, a kierowanie się na tych, co zapłacić za nie mogą, i w dodatku mogą zapłacić najwięcej. To oznacza także wybór dostarczania usług najbardziej rentownych. To zaprzecza funkcji sektora, jako dostarczania prywatnymi środkami dóbr publicznych, zwłaszcza do osób zmarginalizowanych.
Komercjalizacja oraz profesjonalizacja organizacji, i związane z nimi podwyższenie wysokości zarobków pracowników, to także odejście od funkcji sektora, która miała polegać na wychowywaniu społeczeństwa do zaangażowania w sprawy publiczne, lokalne, i pomoc innym. Bo jaką siłę oddziaływania, jaką moc przykładotwórczą mogą mieć organizacje, które namawiają do bezinteresownej pomocy i bezinteresownego zaangażowania, kiedy jednocześnie wszyscy wiedzą, jak „bezinteresowna i altruistyczna” jest praca tych, którzy to głoszą? Wysokie pensje pracowników mogą też zniechęcać od współpracy potencjalnych wolontariuszy, bo niby dlaczego mają robić za darmo coś, za co ktoś inny dostaje ogromne pieniądze?
Zresztą wymóg komercjalizacji, to wymóg także profesjonalizacji, czyli odpowiednio przeszkolonej kadry. Już mamy w Polsce pierwsze instytucje (np. Podyplomowe Studium Zarządzania Organizacjami Pozarządowymi w Collegium Civitas PAN) kształcące przyszłych menadżerów organizacji pozarządowych. Z chwilą jednak, gdy organizacje pozarządowe staną się profesjonalnymi firmami, tym samym przestaną być organizacjami tworzonymi przez społeczników, ludzi dobrej woli, o altruistycznych motywach, poświęcających swój czas, by pomoc innym. Staną się quasi rynkowymi instytucjami, które trudno będzie odróżnić od wielu innych rynkowych firm. Jeśli wprowadzi się opłaty za usługi, to kryterium pożytku publicznego i interesu grup korzystających z usług jest niejasne. Przecież także wiele prywatnych firm zajmuje się dostarczaniem użytecznych usług, i jest to obecnie tym częstsze, iż obecnie, tworzenie wizerunku przedsiębiorstwa jako zajmującego się wieloma społecznie użytecznymi przedsięwzięciami (co musi być pokryte jakąś działalnością tego typu) jest dominującą strategią działania wielu prywatnych firm. Granica oddzielająca sektor nonproft od forprofit stanie się coraz bardziej niejasna, gdyż jak to ktoś zauważył trafnie w internetowym komentarzu kilka dni temu, czy supermarkety nie mogą być traktowane jako organizacje dostarczające po tańszych cenach żywność potrzebującym?
Komercjalizacja trzeciego sektora może także oznaczać spadek zaufania do sektora jako całości, co może się odbić nie tylko na wspomnianym już powyżej mniejszym zaangażowaniu na rzecz jego działalności, ale także na zniechęcaniu do darowizn na jego rzecz ze strony zwykłych obywateli. Bo kto o niskim, bądź przeciętnym wynagrodzeniu będzie chciał przyczyniać się do wyższego wynagrodzenia innych, tych wyprofesjonalizowanych „społeczników” trzeciego sektora? Poza tym spadek zaufania do sektora będzie oznaczać wymóg coraz dokładniejszego rozliczania się z otrzymanych pieniędzy, co wprowadzi kolejną biurokratyzacje i konieczność przeznaczania na nią czasu, który mógłby być przeznaczony na inną, pożyteczniejszą działalność.
Komercjalizacja sektora, w którym praca w organizacji pozarządowej będzie dla większości zwykłą, zarobkową pracą jak każda inna, to także stopniowe oddalanie się od roli trzeciego sektora w budowaniu społeczeństwa obywatelskiego, które dla wielu oznacza wolontarystyczne stowarzyszanie się w imię pracy dla dobra wspólnego, pomocy potrzebującym i zmarginalizowanym, budowania więzi i partycypacji poza (definicja Marka Rosenmana) rodziną, miejscem pracy, rynkiem i elektoralną polityką. Ale też amerykański przypadek tej ostatniej (elektoralnej polityki) pokazał, jak profesjonalizacja i komercjalizacja wyborów, tworząca przepaść miedzy sprofesjonalizowana kadra a zwykłymi obywatelami, przyczyniła się do zmniejszenia zaangażowania obywateli zarówno w proces kampanii, jak i same wybory. To samo może stać się z zaangażowaniem w działalność trzeciego sektora.
Powyższy opis możliwego kształtu trzeciego sektora w Polsce jest oczywiście jednostronny i pomijający zapewne wiele organizacji, które zapewne zrobią wszystko, by oprzeć się tendencjom komercjalizacyjnym. Także opisując najważniejsze zagrożenia wynikające z komercjalizacji organizacji pozarządowych nie chciałam powiedzieć, ze owa komercjalizacja ma tylko ma tylko negatywne strony. Możemy wiele zyskać, ale też niewątpliwie wiele stracić. Toteż doświadczenia krajów zachodnich, w których komercjalizacja sektora okazała się mieć wiele negatywnych skutków związanych z częściową utratą tożsamości sektora nie mogą być pominięte w dyskusji towarzyszącej procesowi zmian legislacyjnych w Polsce. Bazując na doświadczeniach innych krajów, jak i wstępnych własnych, musimy sobie odpowiedzieć na pytanie czego tak naprawdę oczekujemy od trzeciego sektora w Polsce i jaką cenę jesteśmy w stanie zapłacić za jego taką a nie inną formę. Przede wszystkim głosując nad rozwiązaniami prawnymi zachęcającymi do komercjalizacji sektora musimy sobie odpowiedzieć na pytanie czy, patrząc bardziej długofalowo niż na łatanie dzisiejszej dziury budżetowej, stać nas na duszenie filantropijnego i woluntarystycznego charakteru wielu organizacji. Bowiem żadne rozwiązania prawne nie pozostaną bez wpływu. Taka zresztą ich rola.
**************
Agnieszka Rymsza ar277@georgetown.edu
Instytut Socjologii, Uniwersytet Warszawski
obecnie (rok akademicki 2003/2004) - Fulbright Visiting Researcher
Georgetown University,
Waszyngton, DC, USA
Przyjmując nawet optymistyczną dla organizacji pozarządowych wersje wydarzeń w której wszystkie organizacje pozarządowe utrzymają zwolnienie od podatków, a jedynym ciosem w ich stronę będzie ograniczenie do 10% czy 350 zł (w zależności od wariantu) zwolnionej od podatku darowizny na ich rzecz, to i tak oznacza to kolejny legislacyjny nacisk (obok nacisków innej natury), po Ustawie o Organizacjach Pożytku Publicznego i Wolontariacie sprzed kilku miesięcy (maj 2003), wymuszający na organizacjach komercjalizowanie się.
Przez komercjalizację rozumiem wzrost zależności od sprzedaży usług, zarówno klientom (dawniej – podopiecznych organizacji), jak i rządowi, w ramach kontraktów, czemu towarzyszy rywalizacja z innymi podmiotami społecznymi, i inne zachowania właściwe jak dotąd firmom z sektora for profit.
W sytuacji, w której trudności finansowe są głównym problemem większości organizacji pozarządowych w Polsce, ograniczanie wielkości darowizn od instytucji oraz osób prywatnych, wprowadzenie najbardziej niekorzystnego i zniechęcającego do darowizn, rozwiązania odliczania 1% dochodów na rzecz organizacji pozarządowych wymusza na organizacjach, jeśli chcą one przetrwać, albo zaangażowanie się w prowadzenie własnej działalności gospodarczej, tudzież rywalizację o granty rządowe, o które zresztą będą mogły się starać wyłącznie organizacje o statusie organizacji pożytku publicznego, co nie obejmuje bynajmniej wszystkich i wyłącznie organizacji rzeczywistego pożytku publicznego, a raczej organizacje o określonym poziomie finansowym i profesjonalnym (zatrudniające określoną kadrę, np. księgową). To wszystko prowadzi do komercjalizacji oraz towarzyszącej jej profesjonalizacji trzeciego sektora. I tak jak profesjonalizacja kojarzy się raczej pozytywnie, to komercjalizacja już mniej.
Warto więc zastanowić się nad niebezpieczeństwami związanymi z komercjalizowaniem się trzeciego sektora. Niniejsza refleksja mogłaby służyć jako przeciwwaga dla argumentów za profesjonalizacją sektora przedstawionych w wywiadzie z prof Ewą Leś (21.10.2003). Kilka zagrożeń, które opiszę poniżej, nie wynikają z teoretycznego „gdybania”, tylko z konkretnych amerykańskich doświadczeń, gdzie komercjalizacja sektora pozarządowego (zwanym tu częściej, paradoksalnie, sektorem nonprofit) stała się faktem. Bazując więc na sytuacji Stanów Zjednoczonych, gdzie obecnie mam okazję przebywać i zajmować się właśnie badaniem amerykańskiego sektora pozarządowego, chciałabym wskazać na kilka negatywnych zjawisk, które mogą towarzyszyć komercjalizacji sektora pozarządowego.
Komercjalizacja w Polsce III sektora może nastąpić w Polsce jeszcze szybciej niż w Stanach Zjednoczonych, ponieważ nie ma u nas (jeszcze?) kultury filantropii, polskie społeczeństwo nie jest społeczeństwem bogatym, a w dodatku, w odróżnieniu od USA, gdzie nie ma żadnych limitów, polski rząd chce wprowadzić limit na wysokość darowizny, która może być odliczona od podatku. Proces może być dodatkowo jeszcze o tyle przyspieszony, że wiele środków wspomagających zostaje wycofanych z Polski, a o granty z Unii Europejskiej polskie organizacje będą musiały konkurować dodatkowo z organizacjami zagranicznymi.
Jakie wiec negatywne procesy mogą towarzyszyć komercjalizacji sektora pozarządowego?
Fundamentalną kwestią jest to, że sektor może stracić te cechy, które określały jego tożsamość i wyróżniały jego rolę i wartość dla społeczeństwa. Mam na myśli jego definicyjną pozarządowość, jak i jego status non-profit, czyli działalność nienastawioną na zysk, i wszystko, co się z nimi wiąże. Pozarządowość miała oznaczać, iż organizacje miały pełnić funkcje kontroli rządu, bezpośredniej krytyki jego posunięć, także przykuwania uwagi rządu na pominięte w ich programach grupy społeczne, jak i w formie bardziej pośredniej, nastawienie na dostarczanie usług, których tenże zaniechał. W sytuacji uzależnienia od grantów rządowych, obie z tych funkcji muszą zanikać. Organizacje będę naginać swoje programy do tego, na co mogą otrzymać pieniądze od rządu, a także by nie stracić szansy ich dostania, będą ze zrozumiałych względów ograniczać krytykę w stosunku do rządowych posunięć.
Zależność od rządowych konkursów, to tym samym zależność od kryteriów rozdzielania grantów. Kryteria zaś mają tendencję do bycia kryteriami ilościowymi, nagradzającymi organizacje o łatwo widzialnych i mierzalnych skutkach działalności, efektach osiągniętych relatywnie niskim kosztem. To zachęca organizacje do koncentrowania się na działalności o łatwo widzialnych, powierzchownych, krótkofalowych rezultatach, do porzucania holistycznej, indywidualnej pomocy na rzecz pomocy zestandaryzowanej, niejako masowej, która jest tańsza i łatwiej zauważalna. Większe szanse na zdobycie grantów mają także większe organizacje. Toteż organizacje łączą się, tym samym odrywając się od swoich lokalnych wspólnot i stają się bardziej bezosobowe, dostarczające zgodnie z efektem skali bardziej zestandaryzowanych usług, tracąc swój lokalny charakter. A przecież znajomość lokalnych potrzeb i dostosowywanie do nich usług, jak i sam kontakt z lokalnymi wspólnotami to cechy, które miały budować tożsamość sektora.
Podobnie negatywne tendencje zachowania wymusza zależność od opłat za usługi od osób indywidualnych, jako źródła dochodów organizacji. Pierwszy skutek jest oczywisty, zależność od opłat za usługi oznacza porzucanie misji sektora, którą było dostarczanie usług, których ani rynek ani rząd nie dostarczał (co w literaturze anglojęzycznej określa się „market and government falitures”), a także dostarczania usług tym, którzy za nie nie mogą zapłacić, a kierowanie się na tych, co zapłacić za nie mogą, i w dodatku mogą zapłacić najwięcej. To oznacza także wybór dostarczania usług najbardziej rentownych. To zaprzecza funkcji sektora, jako dostarczania prywatnymi środkami dóbr publicznych, zwłaszcza do osób zmarginalizowanych.
Komercjalizacja oraz profesjonalizacja organizacji, i związane z nimi podwyższenie wysokości zarobków pracowników, to także odejście od funkcji sektora, która miała polegać na wychowywaniu społeczeństwa do zaangażowania w sprawy publiczne, lokalne, i pomoc innym. Bo jaką siłę oddziaływania, jaką moc przykładotwórczą mogą mieć organizacje, które namawiają do bezinteresownej pomocy i bezinteresownego zaangażowania, kiedy jednocześnie wszyscy wiedzą, jak „bezinteresowna i altruistyczna” jest praca tych, którzy to głoszą? Wysokie pensje pracowników mogą też zniechęcać od współpracy potencjalnych wolontariuszy, bo niby dlaczego mają robić za darmo coś, za co ktoś inny dostaje ogromne pieniądze?
Zresztą wymóg komercjalizacji, to wymóg także profesjonalizacji, czyli odpowiednio przeszkolonej kadry. Już mamy w Polsce pierwsze instytucje (np. Podyplomowe Studium Zarządzania Organizacjami Pozarządowymi w Collegium Civitas PAN) kształcące przyszłych menadżerów organizacji pozarządowych. Z chwilą jednak, gdy organizacje pozarządowe staną się profesjonalnymi firmami, tym samym przestaną być organizacjami tworzonymi przez społeczników, ludzi dobrej woli, o altruistycznych motywach, poświęcających swój czas, by pomoc innym. Staną się quasi rynkowymi instytucjami, które trudno będzie odróżnić od wielu innych rynkowych firm. Jeśli wprowadzi się opłaty za usługi, to kryterium pożytku publicznego i interesu grup korzystających z usług jest niejasne. Przecież także wiele prywatnych firm zajmuje się dostarczaniem użytecznych usług, i jest to obecnie tym częstsze, iż obecnie, tworzenie wizerunku przedsiębiorstwa jako zajmującego się wieloma społecznie użytecznymi przedsięwzięciami (co musi być pokryte jakąś działalnością tego typu) jest dominującą strategią działania wielu prywatnych firm. Granica oddzielająca sektor nonproft od forprofit stanie się coraz bardziej niejasna, gdyż jak to ktoś zauważył trafnie w internetowym komentarzu kilka dni temu, czy supermarkety nie mogą być traktowane jako organizacje dostarczające po tańszych cenach żywność potrzebującym?
Komercjalizacja trzeciego sektora może także oznaczać spadek zaufania do sektora jako całości, co może się odbić nie tylko na wspomnianym już powyżej mniejszym zaangażowaniu na rzecz jego działalności, ale także na zniechęcaniu do darowizn na jego rzecz ze strony zwykłych obywateli. Bo kto o niskim, bądź przeciętnym wynagrodzeniu będzie chciał przyczyniać się do wyższego wynagrodzenia innych, tych wyprofesjonalizowanych „społeczników” trzeciego sektora? Poza tym spadek zaufania do sektora będzie oznaczać wymóg coraz dokładniejszego rozliczania się z otrzymanych pieniędzy, co wprowadzi kolejną biurokratyzacje i konieczność przeznaczania na nią czasu, który mógłby być przeznaczony na inną, pożyteczniejszą działalność.
Komercjalizacja sektora, w którym praca w organizacji pozarządowej będzie dla większości zwykłą, zarobkową pracą jak każda inna, to także stopniowe oddalanie się od roli trzeciego sektora w budowaniu społeczeństwa obywatelskiego, które dla wielu oznacza wolontarystyczne stowarzyszanie się w imię pracy dla dobra wspólnego, pomocy potrzebującym i zmarginalizowanym, budowania więzi i partycypacji poza (definicja Marka Rosenmana) rodziną, miejscem pracy, rynkiem i elektoralną polityką. Ale też amerykański przypadek tej ostatniej (elektoralnej polityki) pokazał, jak profesjonalizacja i komercjalizacja wyborów, tworząca przepaść miedzy sprofesjonalizowana kadra a zwykłymi obywatelami, przyczyniła się do zmniejszenia zaangażowania obywateli zarówno w proces kampanii, jak i same wybory. To samo może stać się z zaangażowaniem w działalność trzeciego sektora.
Powyższy opis możliwego kształtu trzeciego sektora w Polsce jest oczywiście jednostronny i pomijający zapewne wiele organizacji, które zapewne zrobią wszystko, by oprzeć się tendencjom komercjalizacyjnym. Także opisując najważniejsze zagrożenia wynikające z komercjalizacji organizacji pozarządowych nie chciałam powiedzieć, ze owa komercjalizacja ma tylko ma tylko negatywne strony. Możemy wiele zyskać, ale też niewątpliwie wiele stracić. Toteż doświadczenia krajów zachodnich, w których komercjalizacja sektora okazała się mieć wiele negatywnych skutków związanych z częściową utratą tożsamości sektora nie mogą być pominięte w dyskusji towarzyszącej procesowi zmian legislacyjnych w Polsce. Bazując na doświadczeniach innych krajów, jak i wstępnych własnych, musimy sobie odpowiedzieć na pytanie czego tak naprawdę oczekujemy od trzeciego sektora w Polsce i jaką cenę jesteśmy w stanie zapłacić za jego taką a nie inną formę. Przede wszystkim głosując nad rozwiązaniami prawnymi zachęcającymi do komercjalizacji sektora musimy sobie odpowiedzieć na pytanie czy, patrząc bardziej długofalowo niż na łatanie dzisiejszej dziury budżetowej, stać nas na duszenie filantropijnego i woluntarystycznego charakteru wielu organizacji. Bowiem żadne rozwiązania prawne nie pozostaną bez wpływu. Taka zresztą ich rola.
**************
Agnieszka Rymsza ar277@georgetown.edu
Instytut Socjologii, Uniwersytet Warszawski
obecnie (rok akademicki 2003/2004) - Fulbright Visiting Researcher
Georgetown University,
Waszyngton, DC, USA
Źródło: Agnieszka Rymsza
Przedruk, kopiowanie, skracanie, wykorzystanie tekstów (lub ich fragmentów) publikowanych w portalu www.ngo.pl w innych mediach lub w innych serwisach internetowych wymaga zgody Redakcji portalu.
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.