BRUDZYNSKI: Tam gdzie prawo nie jest potrzebne, tam go nie powinno być. Najważniejszą instancją nadzorującą zbiórki publiczne powinien być sam obywatel.
Gratuluję Ministerstwu Administracji i Cyfryzacji odwagi we wniesieniu pomysłu zupełnej deregulacji zbiórek publicznych – myślę, że to bardzo dobry kierunek. Tam gdzie prawo nie jest potrzebne, tam go nie powinno być. Najważniejszą instancją nadzorującą zbiórki publiczne powinien być sam obywatel. W związku z czym to od obywatela powinno zależeć, czy żebrakowi na ulicy da, czy nie da, czy wesprze organizację lokalną, czy jej nie wesprze. Organizacja, która chce otrzymywać środki publiczne stale, a nie jeden raz – będzie się z otrzymanych pieniędzy rozliczać. Ta, która nie będzie się z nich rozliczać, zniknie z życia publicznego. Wówczas takie skandale, jak w Kidprotect.pl, nie będą nikogo dziwić, bo takie rzeczy się po prostu zdarzają. Nie zmienimy tego żadną zmianą w prawie, ponieważ żaden alarm nie uchroni samochodu przed kradzieżą. Od kradzieży chroni tylko brak czegoś, co może zostać ukradzione.
Organizacje same zadbają o swój wizerunek
Argument dotyczący tego, że będzie można podszywać się pod jakąś organizację, by zbierać, mnie niepokoi. Jeśli w Sopocie pojawiłby się ktoś zbierać pieniądze w imieniu mojego hufca – byłbym przekonany, że byłoby to nieskuteczne. Rozumiem, że w liberalnych warunkach trudniej miałyby dopiero co założone organizacje, które nie mają żadnego materialnego dowodu na poparcie swojej uczciwości. Ale takie organizacje zaczynają (i powinny zacząć) od kręgu swoich własnych znajomych, co jest – z punktu widzenia budowania społecznego zaplecza organizacji – świetnym rozwiązaniem.
Nie widzę też problemu z możliwością zbierania pieniędzy na partie polityczne. Partie patrzą sobie na ręce wystarczająco skutecznie – potrafią rozliczyć partię sobie przeciwną z liczby rozwieszonych w kampanii wyborczej plakatów. Poza tym – jak zaznaczył Piotr Masłowski na spotkaniu w Kancelarii Prezydenta – Kodeks wyborczy mówi wyraźnie, jakie kwoty na kampanię wyborczą mogą wpłynąć od jednej osoby. Wszystkie wpływy na kampanię muszą być udokumentowane przelewem na konto. Są na to zatem – jak na większość – odrębne przepisy, do których moglibyśmy się odwołać w razie wątpliwości, czy liberalizacja zbiorek niesie ze sobą ryzyko przekrętów.
Największym błędem byłoby odwlec w czasie to, co uzgodnione
Kwestią, która utrudnia konsultowanie pomysłu zupełnej deregulacji, jest to, że Ministerstwo dało mało informacji dotyczącej tego, jak ona miałaby przebiegać (czy ma to wyglądać, jak „nagłe wyłączenie światła”?) oraz jaki jest status tego pomysłu. Dla mojego zaangażowania w ponowne konsultacje ważne jest bowiem to, czy Ministerstwo ma faktyczną wolę poparcia dla całkowitej deregulacji. Jeśli bowiem okaże się, że jedynie 40% organizacji popiera krok w tę stronę i w związku z tym zarzucamy ten pomysł, to będziemy krok do tyłu w przeprowadzaniu już uzgodnionych, niezwykle potrzebnych zmian w istniejącej ustawie. Największym błędem byłoby stracić to, co już wypracowaliśmy – a nawet rozłożyć to w czasie.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)