Już niedługo nie będziemy musieli nic robić, by zmniejszyć skalę przemocy wobec kobiet. Problem rozwiąże się sam.
Feminoteka wydała właśnie krytyczny raport na temat realizacji
ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Wynika z niego
niezbicie, że problem przemocy wobec kobiet nie spędza snu z powiek
posłankom i posłom, a ustawa, która miała zagwarantować ochronę
osobom doświadczającym przemocy (poprzez możliwość orzeczenia
zakazu zbliżania się sprawcy do ofiary oraz opuszczenia mieszkania
przez sprawcę przemocy) nie spełnia swojej roli. Ofiary przemocy
nadal muszą uciekać z własnych domów, ponieważ zapisy ustawy są
stosowane bardzo rzadko, znacznie rzadziej niż wskazywałyby na to
potrzeby osób doświadczających przemocy.
„Znikające” kobiety
Autorki krytycznego raportu zdecydowały się podkreślić w nim aspekt
płci, ponieważ zaniepokojone były pojawiającą się od pewnego czasu
w Polsce tendencją do umieszczania problemów kobiet (w tym
przemocy) w kontekście rodziny. „Na kwestię <> kobiet w
polskiej polityce, która jest określana dziś mianem prorodzinnej,
nie zaś równościowej, zwracają uwagę zagraniczni eksperci; ich
niepokój budzi przede wszystkim postrzeganie przemocy domowej jako
problemu neutralnego płciowo, o czym w styczniu 2007 roku wspomniał
Komitet ds. Likwidacji Dyskryminacji Kobiet ONZ” – czytamy w
raporcie.
Dzieci poruszą sumienie każdego
Komitet w swoich uwagach pisał m.in. o problemie braku danych,
dotyczących wszelkich przejawów przemocy wobec kobiet. A przecież
to właśnie kobiety i dzieci najczęściej doświadczają przemocy ze
strony członków rodziny i to do nich właśnie powinna być kierowana
pomoc oraz specjalistyczne programy, co podkreśla się we wszystkich
unijnych i międzynarodowych programach, raportach, wytycznych,
dyrektywach i innych dokumentach dotyczących przemocy. Wszędzie
tylko nie w Polsce. Przyczynę tego zjawiska odkryła minister Joanna
Kluzik-Rostkowska, w swoim przemówieniu podczas konferencji „Płot
to nie mur. Budowanie koalicji antyprzemocowych na wsi”
zorganizowanej przez OPTĘ i Feminotekę. Mówiła na niej m.in.
właśnie o niechęci poprzedniej ekipy do zajmowania się problemem
przemocy wobec kobiet w rodzinie. Odchodzący gabinet zajmował się
problemem przemocy wobec dzieci, jako łatwiejszym do zniesienia.
Tak, łatwiej mówić o bitych dzieciach i do nich kierować pomoc,
organizować konferencje i kampanie świadomościowe. Dzieci poruszą
sumienie każdego. A kobiety? Okazuje się, że kobiety budzą
kontrowersje. Nawet te (a może zwłaszcza te), które są bite i
gwałcone. Nawet te, które z kilkorgiem dzieci muszą uciekać z
własnego domu. Nawet te, które z powodu przemocy w rodzinie
umierają. Nie chcemy o nich słuchać, nie chcemy o nich czytać ani
rozmawiać. Pochylamy się nad dziećmi (nie mówię, że niesłusznie),
ale nad kobietami już nie. Ale nie rozwiążemy problemu przemocy
wobec dzieci bez rozwiązania tego samego problemu wobec kobiet –
ich matek i opiekunek.
Bezradność czy pogarda?
Gdy we Francji ukazała się „Czarna księga kobiet” – zbiór reportaży
na temat przemocy wobec kobiet na całym świecie – stała się tam
bestsellerem, zmobilizowała opinię francuską do dyskusji na temat
przemocy i działań skierowanych do kobiet jej doświadczających. W
Polsce odbyły się dwa czy trzy spotkania na temat tej książki i
cały szum się skończył. Żadna większa debata się nie odbyła. Czy to
jakaś typowa polska przypadłość? Dlaczego z tak wielką niechęcią
podchodzimy do tematyki przemocy wobec kobiet? Dlaczego media
sięgają po ten temat tylko przy specjalnej okazji, skoro wiadomo,
że skala tego problemu jest ogromna? Nie musimy nawet znać
statystyk, by o tym wiedzieć.
Wiele osób uważa, że problem z pisaniem czy mówieniem o przemocy
wobec kobiet polega na tym, że tak naprawdę prócz osób, które tą
problematyką się zajmują profesjonalnie, zwykli ludzie nie chcą o
tym czytać ani słuchać, bo czują bezradność. Nie wiedzą jak pomóc,
a często nie czują się na siłach, by coś z tym zrobić. Pewnie też,
ale ja uważam, że to pogarda wobec kobiet jest główną przyczyną
tego milczenia
Brak empatii wobec połowy ludzkości
Agnieszka Graff, autorka „Świata bez kobiet”, włączając się w
dyskusję o przemocy, napisała na blogu „Bez jaj” (założonym przez
16 czołowych feministek): „Żeby się zaczęła społeczna debata o
przemocy wobec kobiet, musi się odbyć szersza debata o równości
płci, przegadanie (nie tylko w kobiecym gronie) istoty mizoginii.
Statystykami nic tu się nie zdziała. Pamiętam jak kampania
społeczna przeciw przemocy – ta o zupie – została obśmiana (ktoś
strasznie się starał, były nawet pocztówki z pobitym facetem i
napis „Bo futro było za tanie”). Wyobrażacie sobie podobne dowcipy
o bitych dzieciach? Albo o rannych żołnierzach? Albo powiedzonko na
dowolny inny temat o takim bezmiarze okrucieństwa jak „Gdy chłop
baby nie bije, to jej wątroba gnije"? Wiem, wiem, jesteśmy
ideologiczne, ale to właśnie jest spadek setek lat patriarchatu. To
przekonanie, że kobiece ciało jest obrzydliwe, a ona sama niczym.
Brak empatii wobec połowy ludzkości”.
Zasłaniamy oczy, żeby przemocy wobec kobiet nie widzieć, zasłaniamy
uszy, by o niej nie słuchać. Zasłońmy jeszcze kobietom usta, by o
przemocy nie mogły krzyczeć. Wtedy problem przemocy wobec kobiet
rozwiążę się sam. Przestanie istnieć. Jesteśmy na dobrej drodze do
tego.
Źródło: inf. własna