Z początkiem 2011 r. weszła w życie ustawa z dnia 3 grudnia 2010 r. o wdrożeniu niektórych przepisów Unii Europejskiej w zakresie równego traktowania. Od momentu jej uchwalenia organizacje zrzeszone w Koalicji na rzecz Równych Szans zwracają uwagę na konieczność diametralnych zmian jej przepisów, co de facto jest równoznaczne z koniecznością napisania ustawy od nowa. Czy równość wciąż pozostaje tematem kontrowersyjnym?
Dla kogo równość?
– Po pierwsze należy powiedzieć, że nie jest to ustawa równościowa, a ustawa o wdrożeniu niektórych przepisów Unii Europejskiej w zakresie równego traktowania. Tak brzmi jej pełna nazwa. Została uchwalona dlatego, że przeciwko Polsce złożono skargę do Trybunału w Luksemburgu o niewdrożenie części dyrektyw unijnych – tzw. kobiecych i rasowych. W związku z tym, aby uniknąć kar finansowych, rząd szybko przygotował ustawę, która wdraża niektóre przepisy dokumentów UE – wyjaśnia Witold Klaus, prezes Stowarzyszenia Interwencji Prawnej.
– Sama nazwa ustawy już świadczy o tym że celem ustawodawcy nie było wprowadzenie prawa antydyskryminacyjnego, rozwiązanie konkretnych problemów, a wyłącznie spełnienie minimum wymaganego przez Unię. Jeśli zatem chodzi o przepisy unijne, to je wypełniamy. Jeśli zaś o sytuację grup mniejszościowych, to sytuacja ciągle pozostawia wiele do życzenia – podobnie twierdzi Karolina Kędziora, wiceprezeska zarządu Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego PTPA.
Przedstawiciele organizacji zrzeszonych w Koalicji zwracają uwagę przede wszystkim na to, iż ustawa różnicuje poziom ochrony przed dyskryminacją w zależności od przesłanki (cechy objętej ochroną prawną), co jest sprzeczne z zapisami konstytucji i zasadą równości w prawie. Oznacza to, że nie wszystkie osoby, których dotyczy ustawa, mają w jej świetle równe uprawnienia we wszystkich dziedzinach życia. I tak ustawa narusza prawa do pełnego uczestniczenia w kulturze, ochrony zdrowa, prawa do sądu, zatrudnienia. Poza tym, w jej świetle można ubiegać się o odszkodowanie, co wiąże się z wykazaniem strat materialnych, jednak już nie o zadośćuczynienie, gdzie w grę wchodzą straty moralne – często kluczowe w przypadkach nierównego traktowania.
Nadto katalog przesłanek antydyskryminacyjnych zwarty w omawianym akcie prawnym jest zamknięty (ogranicza się do płci, rasy, pochodzenia etnicznego, narodowości, religii, wyznania, światopoglądu, niepełnosprawności, wieku i orientacji seksualnej). Tymczasem zapisy konstytucji RP są dużo szersze, mowa jest w nich o równości wobec prawa i zakazie dyskryminacji ze względu na jakąkolwiek przyczynę (art. 32 ust. 1): „Wszyscy są wobec prawa równi. Wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne” oraz (art. 32 ust. 2): „Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny”.
Ustawą znieść nierówność?
Skoro tzw. ustawa równościowa nie przeciwdziała dyskryminacji, powstaje pytanie, czy w ogóle jest potrzebna. Może rzeczywiście wystarczy ograniczyć się do koniecznych zapisów na papierze, jedynie po to, aby uniknąć kar nakładanych przez Unię?
–Po paru latach obowiązywania ustawy wystosowaliśmy apel do Rzecznika Praw Obywatelskich. Postępowań z ustawy wytoczono siedem w ciągu pięciu lat. Czy jesteśmy zatem rajem pod względem równego traktowania? Rzeczywistość, jak poświadczają wyniki badań, przedstawia się inaczej. Przypadki dyskryminacji osób należących do grup mniejszościowych nie są rzadkością. W Koalicji uznaliśmy, że nie ma już czasu na sprawdzanie, czy ustawa działa czy nie. Zaapelowaliśmy do Rzecznika, aby wystąpił do Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zbadania zgodności przepisów ustawy z konstytucją – mówi Krzysztof Śmiszek, prezes PTPA.
Przykłady dyskryminacji? Tych, zdaniem przedstawicieli PTPA nie brakuje. Niedawno głośna była sprawa Janiny Ochojskiej, która, ze względu na swą niepełnosprawność, nie mogła dostać się do pendolino. Gdyby ustawa była dobra, Ochojska mogłaby dochodzić swojego prawa do korzystania z usługi przewozowej. Inny przypadek: organizacja LGTB dostaje odmowę od drukarni, w której chce wydrukować informację o organizowanym przez siebie wydarzeniu. Przyczyną odmowy jest najwyraźniej niezgodność poglądów prowadzących drukarnię z tymi reprezentowanymi przez organizację”.
Oczywiście możliwe jest dochodzenie w takich przypadkach swych praw z powództwa cywilnego, co jednak jest dużo trudniejsze, gdyż nie ma tu – jak w ustawie równościowej – przeniesionego ciężaru dowodu. Rozwiązanie, o którym mowa stosowane jest także w Kodeksie pracy, a jego zadaniem jest ochrona osób będących na słabszej pozycji. Zgodnie z tą regulacją ten, kto zarzuca naruszenie zasady równego traktowania, powinien uprawdopodobnić fakt jej naruszenia. Wówczas strona, której zarzucono dyskryminację, jest obowiązana wykazać, że się jej nie dopuściła.
Jak podkreśla Karolina Kędziora, to rozwiązanie ma także ogromne znaczenie prewencyjne. Gdy rzeczywiście działa i jego konsekwencją jest wypłata odszkodowania, stanowi czytelny sygnał i ostrzeżenie dla innych firm i instytucji.
Bez kosztów, bez efektów
Zgodnie z ustawą, organami odpowiedzialnymi za wykonywanie zadań dotyczących realizacji zasady równego traktowania są Pełnomocnik Rządu ds. Równego Traktowania i Rzecznik Praw Obywatelskich. Obok odpowiednich obowiązków określonych w ustawie o RPO, Rzecznik pozostaje organem właściwym do rozpatrywania skarg w sprawach indywidualnych i podejmowania odpowiednich czynności. Pełnomocnik Rządu może przekazać RPO każdą skargę pochodzącą od osoby indywidualnej lub organizacji w sprawach dotyczących dyskryminacji, co jednak – jak informuje Anna Kabulska z Wydziału Komunikacji Społecznej RP – w nie jest praktyce stosowane.
– Pełnomocnik Rządu ds. Równego Traktowania, jako organ odpowiedzialny za realizowanie polityki rządu w zakresie równego traktowania, jest niezwykle istotnym adresatem wystąpień Rzecznika. Rzecznik, przedstawiając określony problem dotyczący dyskryminacji, zwraca się do Pełnomocnika bezpośrednio lub przesyła mu do wiadomości swoje wystąpienie skierowane do innego organu. Rzecznik, jako niezależny organ ds. równego traktowania, oczekuje bowiem propagowania przez Pełnomocnika określonych, proponowanych przez niego rozwiązań, a także prezentowanych raportów i zaleceń w ramach struktur rządowych w celu ich wdrożenia – definiuje pole do współpracy Anna Kabulska.
Pełnomocnik zaś, realizujący politykę rządu w zakresie równego traktowania w sposób szczególny odpowiedzialny jest za realizację Krajowego Programu Działań na Rzecz Równego Traktowania na lata 2013-2016, który wyznacza średniookresowe cele i instrumenty polityki rządu na rzecz równego traktowania. Odpowiedzialność za wdrażanie i monitorowanie realizacji zasady równego traktowania jest więc rozproszona, i jeśli komunikacja między oboma wymienionymi organami zawodzi, może być prowadzona w części aspektów niezależnie: przez RPO i rząd w osobie Pełnomocnika.
Stąd też przekonanie Koalicji, że dla efektywnego wdrażania rozwiązań równościowych potrzebny jest nowy, odrębny urząd. Nawet tak daleka od doskonałości ustawa oznacza wiele obowiązków dla osób nadzorujących jej wdrażanie.
– Rzecznik Praw Obywatelskich, któremu je przyznano, od początku podkreśla, iż nie chce się tym zajmować. I rzeczywiście, można to zrozumieć, jako że monitorowanie wdrażania przepisów ustawy to nowe kompetencje i bardzo obszerna tematyka. Powołanie nowego urzędu wiązałoby się, rzecz jasna, z większymi nakładami finansowymi. Tych od początku wejścia w życie ustawy chciano uniknąć. Miała być ona wdrażana bezkosztowo. Tymczasem tak po prostu się nie da – przekonuje Karolina Kędziora. – Obarczenie RPO odpowiedzialnością za monitorowanie przestrzegania przepisów ustawy jest niekorzystne jeszcze także z innego powodu. Ta informacja w społeczeństwie ginie. Ludzie nie wiedzą, że skargi związane z nierównym traktowaniem powinny być kierowane właśnie do Rzecznika – dodaje.
Równość – temat kontrowersyjny?
W skład Koalicji na rzecz Równych Szans wchodzą 63 organizacje, reprezentujące różne grupy dyskryminowane. Współpraca między tymi podmiotami przebiega z poszanowaniem praw, światopoglądów, interesów i potrzeb reprezentowanych grup.
– My jako koalicja nie różnicujemy poszczególnych mniejszości, a politycy nie widzą dla nich tego wspólnego mianownika. Oni boją się, że w ustawie przemycamy to, co, jak twierdzą, zagraża tradycyjnemu modelowi rodziny i naszemu narodowi, a na przykład niepełnosprawność, o której m.in. mowa w tym akcie prawnym, jest tylko „przykrywką” dla ochrony praw innych grup społecznych, które wzbudzają kontrowersje w debacie publicznej – zestawia atmosferę w Koalicji z podejściem polityków Karolina Kędziora.
– W sejmie od dwóch lat jest dyskutowany projekt nowelizacji opracowany przez organizacje pozarządowe. Zajmująca się tym podkomisja sejmowa nie wykazuje żadnej woli pracy. Przewodnicząca podkomisji, Ligia Krajewska, blokuje prace, organizując spotkania raz na rok – kontynuuje Krzysztof Śmiszek.
Przynajmniej w pewnym zakresie opór, jaki budzi ustawa, jest więc kwestią polityczną. Okazuje się, że pojęcie równości budzi wiele emocji, uruchamia często – uświadomione bądź nie – obawy. Jak podkreśla Karolina Kędziora, tak jest od początku wejścia Polski do Unii Europejskiej. – Na obecną, niedobrą, zapewniającą nierówną ochronę różnym grupom tylko w niektórych dziedzinach życia ustawę i tak czekaliśmy od 2004 r. Ograniczono się tylko do minimum, co świadczy o tym, iż za ustawą nie stoi chęć zmiany na lepsze – ubolewa.
Co ciekawe, dużo dalej idące rozwiązania w tym zakresie stosowane są już w takich krajach jak Czechy, Litwa, Chorwacja, Węgry, Bułgaria i Rumunia. Kiedy u nas zostaną wprowadzone podobne rozwiązania, o co zabiegają organizacje pozarządowe zrzeszone w Koalicji? Dyskusja jest trudna, lub nie ma jej w ogóle, jako że zarówno zwolennicy wdrażania rozwiązań równościowych, jak i ich przeciwnicy pewni są swoich racji, traktują się z nieufnością bądź wyższością. Jest to kolejne zagadnienie, w którym rozwiązania praktyczne ściśle przeplatają się z przesłankami ideologicznymi, z wyznawanymi wartościami.
Patrząc jednak na sposób, w jaki dotychczas rząd pracuje nad rozwiązaniami równościowymi, warto spytać nie o czas, kiedy zostaną one wprowadzone w życie, ale o szczerość intencji. Obecnie bowiem wybrano bubel prawny jako ucieczkę z jednej strony od unijnych kar, a z drugiej – od niewygodnych dyskusji. W takiej sytuacji nie tylko zwolennicy ustawy równościowej (w takim czy innym jej kształcie), ale i jej przeciwnicy traktowani są niepoważnie, a szanse na rzeczową debatę i znalezienie prawdziwego rozwiązania – zaprzepaszczane.
W sejmie od dwóch lat jest dyskutowany projekt nowelizacji opracowany przez organizacje pozarządowe. Zajmująca się tym podkomisja sejmowa nie wykazuje żadnej woli pracy.