Z kim walczy PiS: z bandytami drogowymi czy aktywistami?
W listopadzie 2019 roku Premier Mateusz Morawiecki w swoim expose zapowiedział: „bezpieczeństwo na drogach będzie jednym z naszych priorytetów”. Od tego czasu na polskich drogach zginęło ponad 4 tys. osób.
Chociaż rząd wprowadził pierwszeństwo dla pieszych na przejściu i wyrównał limit prędkości do 50 km/h w dzień i w nocy, czyli zrealizował dwa postulaty z naszej kampanii społecznej „Chodzi o życie”, to wciąż stawka najwyższego mandatu za wykroczenie drogowe to zaledwie 500 zł. Tymczasem policja zamiast ścigać bandytów drogowych prowadzi przeciw naszemu stowarzyszeniu dwa postępowania za zorganizowanie happeningu z pomiarem prędkości.
Dlatego dziś pytamy: czy rządzące od 2015 roku Prawo i Sprawiedliwość walczy z bandytami drogowymi, czy z mieszkańcami Warszawy, społecznikami, którzy od lat walczą o bezpieczeństwo na drogach w ramach kampanii „Chodzi o życie”?
– Toczą się przeciwko nam dwa postępowania. Po naszym happeningu z fotoradarem radny PiS, Marek Borkowski, złożył na na nas donos na policję. Okazało się, że policja potraktowała tę sprawę poważnie! W poniedziałek byłem przesłuchiwany - na razie w charakterze świadka – dowiedziałem się, że znaleziono dwa paragrafy pod które podpada nasz czyn: zajęcie pasa drogowego oraz użycie urządzenia elektronicznego bez zgody UKE. Jak widać, nagłośnienie tego, jak jeżdżą bandyci drogowi jest w państwie PiS traktowane jako groźniejsze wykroczenie niż jazda z zabójczą prędkością!
Za happening z fotoradarem grozi nam mandat 1500 zł – trzy razy wyższy niż maksymalny mandat za wykroczenie drogowe!
Kilka dni temu ukazał się raport ZDM o stanie bezpieczeństwa drogowego w Warszawie. Kierowcy przyspieszyli! Pomiary prędkości przeprowadzone przed ZDM pokazują zatrważające dane. Na sprawdzonych w ubiegłym roku w czasie pomiarów 1,37 mln pojazdów aż 62 % kierowców przekroczyło prędkość! Efekt? Wzrost ofiar śmiertelnych. W Warszawie w wypadkach w 2020 zginęły roku 44 osoby. Połowę tych ofiar stanowili piesi.
– Nie trzeba mieć jednak fotoradaru, żeby wiedzieć, jak kierowcy pędzą po Warszawie. Codziennie, nocami mieszkańcy słyszą ścigające się pod oknami samochody. – mówi Kamila Gołdyka, aktywistka MJN.
Na polskich drogach nic się nie zmieni, dopóki rząd nie zbierze się na odwagę i nie zwaloryzuje stawek mandatów za wykroczenia drogowe i nie zadba o ich bezwzględną egzekucję.
– Skala ofiar wypadków drogowych w Polsce jest ogromna. To nie tylko ofiary śmiertelne, ale też ciężko ranni. A to blisko 40 000 osób rocznie. Sprawiedliwe i sprawne państwo musi dbać o zdrowie i bezpieczeństwo swoich obywateli. – mówi Kuba Czajkowski, aktywista MJN.
Dlatego jako stowarzyszenie Miasto Jest nasze mamy 3 proste postulaty, które rząd Mateusza Morawieckiego musi wdrożyć jak najszybciej, by skończyć z tą tragiczną sytuacją na polskich drogach:
1. Zwaloryzowanie mandatów drogowych.
Mandaty nie były waloryzowane od ćwierć wieku. Wg badań 82% Polaków jest za podwyższeniem stawek za mandaty drogowe. Powinny być waloryzowane, co roku wraz z płacą minimalną. Dość pobłażania dla drogowego bandytyzmu. Gdyby maksymalny mandat za wykroczenia drogowe był waloryzowany wynosiłby dziś ok. 3551 zł., Postulujemy jednak, aby się na tym nie zatrzymywać. Maksymalny mandat powinien wynosić co najmniej 5000 zł. i być co roku waloryzowany. Dla recydywistów w tym osób powodujących wypadki po odebraniu prawa jazdy należy wprowadzić konfiskatę pojazdy. Działa to już w wielu innych krajach na świecie.
2. Zapewnienie prawdziwej egzekucji przepisów
Nie liczy się tylko wysokość kary – która musi być oczywiście zwaloryzowana – ale również jej nieuchronność. Dziś, choć kary są śmiesznie niskie nie płaci ich blisko połowa kierowców, a skarb państwa traci 100 milionów złotych rocznie.
Dlaczego? Bo ich egzekucja jest prowadzona w na podstawie archaicznego Kodeksu wykroczeń sprzed 50 lat! Egzekucja wszystkich mandatów za wykroczenia drogowe powinna być prowadzona przez KAS w uproszczonym postępowaniu administracyjnym.
3. Udział towarzystw ubezpieczeniowych
Wypadki drogowe kosztują nas - jako społeczeństwo - aż 57 mld. złotych rocznie. Aż 58% (33 mld. zł.) kosztów wypadków i kolizji drogowych jest związanych z ofiarami ciężko rannymi. Dlatego też postulujemy by wdrożyć pomysł Profesora Zbigniewa Religi z 2006 roku, by 12% obowiązkowej składki OC było przekazywane do NFZ, by pokryć koszty ratownictwa medycznego, leczenia oraz rehabilitacji ofiar wypadków drogowych. Obowiązkowa składka na rzecz NFZ w ramach OC będzie bardzo silnym bodźcem motywującym dla towarzystw ubezpieczeniowych, by wymagały od swoich klientów bezpiecznej jazdy.
Na koniec musimy podkreślić jedno - wszyscy mówią o bezpieczeństwie na drodze w kontekście ostatniego strasznego wypadku w Stalowej Woli, gdzie bandyta drogowy zabił rodziców trójki dzieci. W Polsce problem z pijanymi kierowcami dotyczy jednak tylko 7,9% wypadków - ponad 92 % wypadków powodują trzeźwi kierowcy a najczęstszą przyczyną wypadków w których są ofiary jest prędkość.
– Media w relacjach podają czy ”kierowca był trzeźwy” lub nie, ale nie czy jechał z dozwoloną prędkością – czas to zmienić. Postulujemy, żeby podobnie jak informację o tym, czy kierowca był trzeźwy policja była zobowiązana również do podawania informacji, czy sprawca jechał zgodnie z limitami prędkości, czy też nie. Tu #Chodzi o życie, życie kilkudziesięciu tysięcy Polek i Polaków, którzy co roku są ofiarami wypadków drogowych w na polskich drogach – podkreśla Jan Mencwel.
Źródło: Stowarzyszenie Miasto Jest Nasze