VIII Ogólnopolskie Spotkania Ekonomii Społecznej zostały podsumowane w sesji plenarnej, zamykającej drugi i ostatni dzień tego wydarzenia. Była to okazja do syntezy tego wszystkiego co prelegenci, paneliści i słuchacze zabierający głos w czasie dyskusji powiedzieli opisując, oceniając i prognozując przyszłość ekonomii społecznej w Polsce.
Sesję, którą z lekkim poślizgiem w stosunku do pierwotnych planów rozpoczęła się w Sali Marmurowej Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie 24 października o godzinie 12:30, otworzył Krzysztof Cibor, redaktor portalu Ekonomiaspoleczna.pl i ekspert Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych. Przedstawił on m.in. kompozycję szans, jakie mogą być napędem dla dalszego rozwoju sektora ekonomii społecznej: zmiany demograficzne (starzenie się społeczeństwa może otworzyć pole do działania dla szeregu podmiotów, które działające jako zgodnie z zasadami ekonomii społecznej człowieka stawiają na pierwszym miejscu), zmiany w konsumpcji (stajemy się zamożniejsi, więc możemy już się zastanowić, jaki podmiot wesprzemy dokonując w nim zakupu lub kupujące jego produkty/usługi), zmiany prawne (niekiedy narzucone przez Unię Europejską, zmuszającą nas czasem do określonych standardów). Warto też zauważyć, że zmienia się poziom wiedzy decydentów, a i sami Polacy zaczynają rozumieć jak działa ekonomia społeczna. Ekonomiści, a za nimi politycy i coraz większa część społeczeństwa zaczyna szerzej rozumieć pojęcie „rozwoju” i „postępu”, dostrzegając ich rozmaite koszty oraz korzyści, które czasem mogą nam umykać, bo nie mieszczą się w PKB. Dodatkowo, zaczynamy działać jak nowe plemiona, odradza się idea wspólnot – czasem lokalnych, czasem cyfrowych, szukających poczucia działania w grupie i tęskniących za pogubionymi w neoliberalnym, konsumpcyjnym świecie wartościami.
Dalszą część dyskusji prowadził i moderował Tomasz Schimanek z Instytutu Spraw Publicznych, członek Stałej Konferencji Ekonomii Społecznej. Zwrócił uwagę, że ćwierćwiecze rozwoju ekonomii społecznej można opisać w imponujących liczbach powstałych Zakładów Aktywności Zawodowej, Centrów Integracji Społecznej, Warsztatów Terapii Zajęciowej, Spółdzielni Socjalnych i tak dalej – już samo wymienianie instytucji będących podmiotami tej ekonomii lub je wspierającymi tworzy imponujący wachlarz. Jednak największą wartość będzie miało wskazanie największych wyzwań, jakie stoją przed tym sektorem – wyzwań, które czają się na tak wielu poziomach. – Mamy już ponad tysiąc zarejestrowanych spółdzielni socjalnych, ale tylko połowa z nich działa. Może największym wyzwaniem byłoby doprowadzenie do tego, by działało 3/4 z nich? – zapytał siedzących obok dyskutantów.
Joanna Wardzińska, wiceprezes Towarzystwa Inwestycji Społeczno-Ekonomicznych SA, wskazała kilka czołowych problemów. – Wyzwanie chyba najważniejsze to rozhermetyzowanie środowiska ekonomii społecznej – wskazała. Jej zdaniem środowisko to jest zamknięte „we własnym sosie” tych samych ludzi zarówno ze strony administracji, jak i pełnych pasji ludzi działających w sektorze. – To można zmienić tylko za sprawą promocji i edukacji – dodała. Wśród wyzwań wymieniła też wyjście z poziomu krajowego na międzynarodowy – zarówno w poszukiwaniu inspiracji, jak i działaniu podmiotów ES, zapewnienie trwałości tego, co w ES powstaje – przede wszystkim miejsc pracy, choć także i sprawdzonych narzędzi czy rozwiązań, które czasem wymagają jedynie drobnej przebudowy. – Walka o dodatkowe 35 tys. miejsc pracy, jakie w nadchodzących latach ma stworzyć ES, jest nie mniej ważna jak ta o utrzymanie tych miejsc, które mamy dziś – postulowała.
Jej wskazania uzupełnił Krzysztof Więckiewicz, dyrektor Departamentu Pożytku Publicznego Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. Podkreślał on rolę uczenia się – zarówno po stronie urzędników administracji zapewniającej wsparcie sektorowi czy współpracującej z nim, jak i po stronie przedstawicieli sektora. – To nie wszystko. Państwo powinno być inwestorem społecznym, dlatego powinno stawiać mocniej na rezultaty, niż procedury. Kluczem oceny danego działania powinny być jego efekty, inaczej pomniki odnoszonych zwycięstw będziemy wznosić większe, niż te zwycięstwa – skwitował, dodając, że z jego punktu widzenia trzecim kluczowym wyzwaniem będzie działanie w bardziej horyzontalnym, zsieciowanym układzie. Punktowe, rozproszone działania nie tworzą bowiem tak wysokiej wartości dodanej, tak dużej synergii, jak by mogły – to potencjał, który warto wykorzystać.
Wtórowała mu Dorota Wróblewska, szefowa Regionalnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Toruniu, która do horyzontalności działań dorzuciła kwestię koordynacji – na poziomie regionalnym i ogólnokrajowym – oraz obniżenie niektórych poprzeczek techniczno-organizacyjnych, takich jak np. minimalna liczba osób w zarządzie spółdzielni socjalnej. Wśród wyzwań wskazała także konieczność myślenia możliwie szeroko o ekonomii społecznej – tak, by nie zawężać jej do kwestii rynku pracy. W wielu przypadkach podmioty napędzało co innego – siła wspólnoty, wartości, niespożytkowany dotąd zapał jednostek czy lokalny patriotyzm. – Na ekonomię społeczną musimy zawsze patrzeć możliwie jak najszerzej – dla jej dobra – zachęcała.
Ryszard Praszkier z Ośrodka Badań Układów Złożonych Instytutu Studiów Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego na wyzwania spojrzał najbardziej systemowo – jak przystało na socjologa. – Wiele badań pokazuje, że niezależnie od charakteru zmiany wprowadzanej do grupy, społeczeństwa, organizacji, tylko 20% z nich przetrwa dłuższy okres, reszta się nie utrzyma. Warto więc wiedzieć, jak sprawić, by jak najwięcej korzystnych zmian udawało się wprowadzić na stałe. Do tego niezbędna jest wiedza jaki charakter powinna mieć zmiana – wewnętrzna (endogenna) czy zewnętrzna (egzogenna). Często okazuje się, że działamy od złej strony i np. lepiej dać ludziom na dole moc działania, a nie narzucać im projektu z góry – wskazywał. Zwracał też uwagę na to, że od samego pomysłu na zmianę dużo ważniejsza może być konsekwencja jej wdrażania. A wychodząc z mechanizmów społecznych i filozofii zmiany podkreślał, że być może największym wyzwaniem jest zaprzęgnięcie do działania ludzi z wariackimi pomysłami (metoda positive deviance), bo to często oni mają najskuteczniejsze koncepcje rozwiązywanie czasem kilku nierozwiązywalnych pomysłów na raz – trzeba tylko nauczyć się ich słuchać i patrzyć perspektywą skutków, a nie biurokracji.
Prowadzący, zamykając debatę, dodał jeszcze jedno. – Najtrudniejszym wyzwaniem może być to, by w działaniach z niczego i nikogo nie rezygnować. Nie poddawać się dyktatowi krótkiej kołdry, która oznacza uwiąd tam, gdzie jej zabraknie. Bo szkoda tego, co już przez te ćwierćwiecze zbudowaliśmy – podsumował Schimanek.
Źródło: Portal Ekonomiaspoleczna.pl