Należało się spodziewać, że wysłuchanie publiczne prezydenckiego projektu ustawy o współdziałaniu w samorządzie terytorialnym na rzecz rozwoju lokalnego i regionalnego zostanie zdominowane przez temat referendów. Można jednak żałować, że rzeczywiście tak niewiele zostało powiedziane o innych elementach wspierania aktywności mieszkańców.
Innym, mało optymistycznym aspektem owego spotkania był fakt, że jedynie trzech posłów z sejmowej, liczącej prawie trzydzieści osób komisji samorządu terytorialnego i polityki regionalnej postanowiło wysłuchać głosu obywateli, przedstawicieli organizacji pozarządowych, a także samorządowców.
Między dwiema ostatnimi grupami szybko zarysowała się zresztą wyraźna linia podziału. Spór dotyczył przede wszystkim kwestii referendalnych. Rozwiązania proponowanego przez prezydenta, by próg frekwencji potrzebnej do odwołania przedstawiciela władzy samorządowej zrównać z frekwencją z wyborów, nie poparł ani jeden przedstawiciel organizacji pozarządowych. Jedynie Filip Pazderski z Instytutu Spraw Publicznych, pozostając jednak na dużym poziomie ogólności, stwierdził, że aby współpraca organizacji pozarządowych i władz samorządowych była dobra i efektywna, obie strony muszą być równie silne: – Żeby samorząd był otwarty na dialog z mieszkańcami, musi czuć się pewnie. Jego większe osłabienie nie będzie temu sprzyjało – argumentował.
Na razie jednak to władze samorządowe są znacznie silniejszą stroną dialogu z mieszkańcami i organizacjami. Stąd wiele mówiono również o kwestii referendów merytorycznych, postulując między innymi zniesienie progu frekwencji potrzebnej do ich ważności.
Nie tylko referenda
Uczestnicy wysłuchania niewiele czasu poświęcili innym niż referenda narzędziom aktywności obywateli. Jest to zasmucające o tyle, że projekt prezydencki, jak zauważył Łukasz Domagała z Regionalnego Centrum Wspierania Inicjatyw Pozarządowych, zawiera szerokie podstawy prawne do aktywizowania obywateli. – Sprawy związane z referendum nie powinny przysłaniać innych instrumentów pozwalających angażować społeczność – przekonywał. Co więcej, instrumenty te również wymagają oceny i dyskusji.
Szczególnie mocno zwróciło na nie uwagę jedynie kilku występujących. Jednym z nich był Jakub Wygnański z Pracowni Badań i Innowacji Społecznych „Stocznia”, który przekonywał, że w projekcie ustawy brakuje między innymi silniejszego oparcia dla reguł prowadzenia konsultacji społecznych. Postulował, by „siedem zasad konsultacji” (do których należy między innymi „powszechność”, „przejrzystość” czy „responsywność”), przyjęte na poziomie rządowym, obowiązywały również samorządy. – Przejrzystsze zasady – przekonywał – powinny dotyczyć przede wszystkim terminów, a więc tego, ile czasu mają obywatele na zgłaszanie swoich uwag do projektu oraz ile czasu mają władze na odpowiedź.
W tym kontekście przykrym doświadczeniem zarówno „Stoczni”, jak i organizacji miejskich, w imieniu których występowała Agnieszka Ziółkowska, jest fakt, że Kancelaria Prezydenta nie udzieliła odpowiedzi na zgłaszane przez te środowiska uwagi do omawianego projektu. Ziółkowska zwracała również uwagę na to, że o ile prawo do uczestnictwa w konsultacjach powinni mieć wszyscy zainteresowani, o tyle ankietę podsumowującą wypełniać powinni jedynie mieszkańcy.
Andrzej Kosztowniak ze Związku Miast Polskich przekonywał jednak, że konsultacje społeczne są formą doradztwa i wsparcia, ale nie mogą mieć mocy wiążącej, gdyż podjęcie decyzji wiąże się wprost z odpowiedzialnością za jej skutki. Nie zgodził się z nim Wygnański, zwracając uwagę na różne formy konsultacji, spośród których jedne są bardziej, a inne mniej wiążące, a także Joanna Załuska z Fundacji Batorego, która przekonywała, że konsultacje są najprostszym sposobem udziału obywateli w podejmowaniu decyzji.
Inicjatywa uchwałodawcza na marginesie
Innym narzędziem proponowanym przez prezydenta i niezbyt obszernie omówionym podczas wysłuchania jest inicjatywa uchwałodawcza. Przedstawiciele organizacji pozarządowych zgodnie postulowali zmniejszenie progu liczby podpisów potrzebnych do jej zgłoszenia. Załuska zwracała uwagę na absurdalną sytuację, gdy w konkretnej gminie wystarczy zdobyć dwadzieścia głosów, by uzyskać mandat radnego, zaś by zgłosić inicjatywę uchwałodawczą, zebrać należałoby aż 500 podpisów.
Pewne wątpliwości budziły również konkretne zapisy dotyczące możliwości powoływania Stowarzyszenia Aktywności Lokalnej, między innymi te zakładające majątkową odpowiedzialność wszystkich jego członków. Przedstawiciele organizacji pozarządowych postulowali również znaczące zwiększenie zakresu, w jakim wykorzystywana powinna być instytucja wysłuchania publicznego na poziomie lokalnym.
Jak zwrócił jednak uwagę Filip Pazderski, odwołując się do dotychczasowych doświadczeń związanych choćby z obowiązkiem uchwalania programów rozwiązywania problemów społecznych, same regulacje prawne nie wystarczą. Tomasz Potkański, aktywista z Podkowy Leśnej, zwracał uwagę na bardzo dobrą współpracę miejscowego samorządu z samorządami sąsiednimi. Cieszył się z wprowadzenia możliwości sformalizowania podobnej kooperacji, dodając jednocześnie: – Włączajmy w działania również przedsiębiorców i organizacje pozarządowe, zwiększając zakres współpracy międzysektorowej. Warto do tego projektu dołączyć zapisy dające zespołowi współpracy terytorialnej upoważnienie do konsultowania swoich programów działania z organizacjami pozarządowymi.
Dużo jednak zależy od tego, jak owa współpraca miałaby wyglądać. Omawiane wysłuchanie publiczne, które stało się areną sporu między organizacjami pozarządowymi a przedstawicielami samorządowej władzy wykonawczej, nie nastraja optymistycznie w tym względzie. Marek Miros ze Związku Miast Polskich przekonywał: – Ten projekt ustawy jest balansowaniem między interesami samorządów i organizacji pozarządowych. I jedni, i drudzy robią ogromnie dużo dla Polski. Nie traktujcie nas jak przeciwników, ale jak partnerów w działaniu na rzecz obywateli.
Pytanie, czy współpracy międzysektorowej będzie towarzyszył podobny duch z obu stron, pozostaje nieustająco otwarte.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)