– Ludzie zapamiętali strach. Tymczasem dziś z HIV można żyć naprawdę normalnie. Ludzie zakładają rodziny i myślą o przyszłości, nie o śmierci – mówi w rozmowie z ngo.pl Dominika Soćko ze Społecznego Komitetu ds. AIDS.
Dorota Suwalska: – Jak to się stało, że zajęłaś się problemami dzieci z HIV?
Na początku opiekowałam się półroczną dziewczynką, która czekała na rodzinę zastępczą w szpitalu i domu dziecka. Pracownicy placówek nie mogą cały czas przebywać z tak małym dzieckiem, więc starałam się przekazać jej choć namiastkę bliskości. Potem odwiedzałam też inne hospitalizowane dzieci i zaczęłam wyjeżdżać jako wychowawczyni na turnusy i warsztaty organizowane przez stowarzyszenie.
W 2009 roku zostałam wiceprzewodniczącą Małego Księcia, pomagałam w przygotowaniu i koordynowaniu wyjazdów. Zaczęliśmy organizować też oddzielne warsztaty dla młodzieży m. in. wyjazdy na spotkania za granicą.
Ponieważ Krysia Sokołowska zmarła w październiku ubiegłego roku, zmieniła się struktura organizacyjna stowarzyszenia. Teraz działania Małego Księcia kontynuuje Społeczny Komitet ds. AIDS pod nazwą projekt „Mały Książę”. W sierpniu 2014 po rocznej przerwie odbędzie się turnus rehabilitacyjno-edukacyjny dla dzieci i warsztaty dla młodzieży i osób pełnoletnich, które były naszymi podopiecznymi.
Jesienią planujemy warsztaty dla rodziców i młodych dziewcząt. Jestem koordynatorką tych projektów.
Co przez te wszystkie lata zmieniło się w sytuacji dzieci z HIV/AIDS oraz ich rodzin?
Życie z tajemnicą to trudna psychologicznie sytuacja.
Z drugiej strony obawa przed reakcją otoczenia wydaje się całkiem uzasadniona – wiem, że zdarzały się problemy z przyjęciem do przedszkoli, wydzielanie i podpisywanie zabawek w placówce...
Ludzie wciąż żyją budzącymi grozę stereotypami z początku epidemii. Zwłaszcza że zainteresowanie mediów ustało, gdy minęło największe zagrożenie.
Jak byś podsumowała psychologiczną i społeczną sytuację dzieci z HIV/AIDS?
To, jak dziecko zaakceptuje swoją sytuację, zależy w dużej mierze od tego, jak zostanie wprowadzone w temat, czy ma wystarczający zasób informacji i pozytywny obraz życia z HIV. Czasami dziecko widzi, że rodzic nie bierze leków, nie dba o siebie. Jeśli nastolatek zastanawia się, czy umrze młodo, bo nie jest do końca pewien, jak to z tym HIV jest, a boi się zapytać kogokolwiek wprost, to jest ciężko.
W niektórych przypadkach rodziny borykają się też z problemem uzależnienia od substancji psychoaktywnych lub/i przemocą, to oczywiście ogromne obciążenie. Opiekę w takich sytuacjach czasami przejmuje np. babcia, której jest bardzo trudno. Czasami trudna jest też sytuacja materialna. Niektórzy rodzice są niestety w złym stanie zdrowia i dzieci też to przeżywają.
Część naszych podopiecznych wychowuje się w rodzinach zastępczych, ośrodkach opiekuńczych, rodzinnych domach dziecka. Czy mają odpowiednie wsparcie? Zależy, na jakich trafią opiekunów. Czasem są to rodziny z powołania, ale niestety, mieliśmy już kilkoro dzieci, które wracały do ośrodków z rodziny zastępczej przed ukończeniem pełnoletności.
Zdarzają się przypadki, że biologiczni rodzice mając poczucie winy, przesadnie rozpieszczają dziecko, aby mu wynagrodzić to, że jest chore i nie zauważają, że więcej mu tym szkodzą.
Z samym wirusem dzieci radzą sobie zazwyczaj dobrze, nie mają takich tendencji do zamartwiania się, jak dorośli.
Nastolatki same mają wewnętrzną potrzebę podzielenia się tym z bliskimi przyjaciółmi, najczęściej znajdują akceptację, ich życie niewiele się różni od życia ich rówieśników. W tym okresie dużym problemem jest utrzymanie adherencji (dokładne przyjmowanie leków – przyp. red). To nie jest wiek, w którym łatwo przystosowujemy się do narzuconych, mało przyjemnych obowiązków. Młody człowiek nie myśli, co będzie za 20-30 lat, ważne jest tu i teraz. Typowa dla tego wieku zmiana trybu życia (więcej zajęć, większa aktywność towarzyska) też nie sprzyja stałym porom brania leków. A nieprzyjmowanie lub nieregularność terapii ARV prowadzi do pogorszenia stanu zdrowia, lekooporności.
Obecnie największym problemem jest stygmatyzacja społeczna. Dorośli szczególnie boją się kontaktu swoich zdrowych dzieci z dziećmi zakażonymi. Bo dzieci się bawią, są ruchliwe, łatwiej może dojść do zranienia. Ale na szczęście nie jest tak łatwo zakazić się HIV. Skóra w pełni chroni przed zakażeniem. Musiałaby być świeża rana i widoczna ilość krwi wniknąć do organizmu.
Jaki widzisz wpływ waszych działań na sytuację dzieci z HIV?
Bardzo dobrze oceniają też nasze działania lekarze oddziału dziecięcego Szpitala Zakaźnego w Warszawie. Rodziny, które były otwarte na współpracę ze Małym Księciem np. wcześniej informowały dzieci o ich chorobie.
Nie da się pomagać dziecku nie włączając w to całej rodziny, zresztą dorośli też mają swoje trudności, więc warsztaty organizowane dla nich spotykały się z dużym zainteresowaniem. Oprócz edukacji robiliśmy też mikołajki, dzień dziecka, rozdawaliśmy prezenty. Na wyjazdach zachęcamy dzieci do rozwijania zainteresowań. Kiedyś byliśmy w ośrodku posiadającym stadninę koni. Niektóre dzieciaki pierwszy raz miały kontakt z jazdą konną. Od tamtej pory dwie osoby jeżdżą regularnie. Pomagamy też spełniać marzenia. Dziesiątkę nastolatków zabraliśmy na tydzień do Paryża, byliśmy w Disneylandzie. Nie każdą rodzinę stać na takie wycieczki, dzieciaki długo to wspominały.
Co, twoim zdaniem, można jeszcze zrobić?
Ważne jest poruszanie tematu w dyskusji publicznej, aby ten wirus zaczął być postrzegany jak każda inna choroba.
Organizacje pozarządowe prowadzą edukację w szkołach na temat HIV/AIDS, bo często w programach oświatowych jest za mało godzin albo zajęcia nie są profesjonalnie prowadzone. Tu pojawia się wciąż dyskusyjny w naszym społeczeństwie temat edukacji seksualnej, która jest nieodzowna, aby prowadzić profilaktykę HIV wśród młodzieży.
Co każdy z nas może zrobić? Edukację można zacząć od własnego podwórka. Jeśli mamy świadomość na temat HIV/AIDS, zapytajmy koleżankę w ciąży czy zrobiła test. Porozmawiajmy na ten temat ze swoimi dziećmi. Nauczmy je prostych zasad higieny, np. że nie można dotykać krwi.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)