Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
Uregulować można prawie wszystko. Odgórnym nakazem wymusić identyczny kształt domów, kolor dachówki, wielkość okien. Odpowiednią regulacją wprowadzić w szkole jednakową długość spódniczek dla dziewczynek i szerokość krawatów dla chłopców. Stosowną ustawą zarządzić ruch jednokierunkowy na czteropasmowej jezdni i zakaz jazdy rowerów w centrum miasta. Mając odpowiednią władzę, dysponując większością w parlamencie czy radzie, możliwości są praktycznie nieograniczone. Uregulować można prawie wszystko. Pytanie tylko po co?
Środowisko pozarządowe
poruszone jest od paru tygodni rządową propozycją nowelizacji
ustawy o fundacjach. Swoje opinie przedstawiło już Forum
Darczyńców, Ogólnopolska Federacja Organizacji Pozarządowych,
Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Rada Działalności Pożytku
Publicznego, choć pominięta w procesie konsultacji, też pewnie
wkrótce sformułuje swoje uwagi.
Na forum portalu ngo.pl pojawiły
się także komentarze czytelników – osób prywatnych i
przedstawicieli organizacji pozarządowych. Przyznać trzeba, że
wśród dotychczas zgłoszonych uwag środowiska pozarządowego
praktycznie nie ma pozytywnych opinii. Gorzej, w bardziej lub mniej
zawoalowanej formie, na proponowanej ustawie nie zostaje sucha
nitka. Zupełnie inaczej niż w komentarzach zgłoszonych przez
poszczególne ministerstwa w ramach konsultacji międzyresortowych.
Tu przeważają opinie pochlebne. A nawet, jak w wypadku Ministerstwa
Pracy i Polityki Społecznej, zaostrzające rygory wprowadzone w
projekcie noweli.
Dyskusja trwa i
prawdopodobnie będzie jeszcze trwała. Z jakim rezultatem? Po
ostatnich zmianach w ordynacji wyborczej do samorządów, to pytanie
lepiej jest zostawić bez odpowiedzi. Co nie znaczy, że nie ma sensu
komentować, krytykować, proponować nowych zapisów. To wszystko
niezbędnie trzeba robić, licząc, choćby nadzieja miała okazać się
płonna, że uda się uniknąć wprowadzenia niechcianych przez
środowisko pozarządowe zmian. Zmian, które jak pisze Helsińska
Fundacja Praw Człowieka „stanowią zamach na autonomię i
samodzielność fundacji”.
Być może ustawa o
fundacjach wymagała korekt. Jak pisze projektodawca w uzasadnieniu:
„Projekt wprowadza regulacje dotyczące działania fundacji, których
fundatorami były przedsiębiorstwa państwowe, następnie
przekształcone lub zlikwidowane. Brak tych regulacji utrudniał do
tej pory fundacjom sprawne działanie, a także stawiał pod znakiem
zapytania legalność i celowość ich istnienia wobec ustania bytu
prawnego ich pierwotnych fundatorów”. Być może więc trzeba było to
zmienić. Być może trzeba było doprecyzować możliwości działania
ministra właściwego do spraw Skarbu Państwa w zakresie wykonywania
zadań i kompetencji przewidzianych dla fundatora w statutach
fundacji utworzonych przez Skarb Państwa.
Ale czy idąc za ciosem trzeba było także zaproponować zmiany i obostrzenia niczym nie uzasadnione? Bo nie ma się co oszukiwać, że wyjaśnienie dotyczące obowiązku przekazywania wszystkich uchwał zarządu właściwemu ministrowi, jako umożliwiające mu wykonywanie zadań, nie jest żadnym uzasadnieniem. W każdym razie w odniesieniu do fundacji powstałych ze środków prywatnych i działających ze środków prywatnych. Być może ten wymóg ma znaczenie w wykonywaniu obowiązków ministra związanych z fundacjami Skarbu Państwa, ale to jednak są zupełnie inne podmioty! Podobnie wprowadzenie obowiązku informowania przez fundacje ministra o wszelkich zmianach podlegających wpisowi do Krajowego Rejestru Sądowego. Po cóż informować o tym ministra? Krajowy Rejestr Sądowy jest jawny, jeśli ktoś chce (potrzebuje) może stosowne informacje łatwo z niego uzyskać. Być może dobrze jest wprowadzić obowiązek wysyłania właściwym ministrom w określonym terminie sprawozdań z rocznej działalności fundacji, bo z dostępnych danych wynika, że wcale nie wszyscy to robią. Tyle tylko, że jeśli pojawia się konieczność zajrzenia do tychże sprawozdań, zgromadzonych w odpowiednim ministerstwie, to i tak okazuje się, że łatwiej jest zażądać ich ponownie od samej … fundacji. Taka sytuacja ma na przykład miejsce w wypadku Fundacji CASE, kiedy to przewodniczący tzw. bankowej komisji śledczej uważa, że uzyskanie ich przez Komisję bezpośrednio od Fundacji CASE wpłynie znacząco na przyśpieszenie tempa prac komisji oraz zwolni samą komisję… z konieczności występowania o nie do właściwego ministra.
Ale czy idąc za ciosem trzeba było także zaproponować zmiany i obostrzenia niczym nie uzasadnione? Bo nie ma się co oszukiwać, że wyjaśnienie dotyczące obowiązku przekazywania wszystkich uchwał zarządu właściwemu ministrowi, jako umożliwiające mu wykonywanie zadań, nie jest żadnym uzasadnieniem. W każdym razie w odniesieniu do fundacji powstałych ze środków prywatnych i działających ze środków prywatnych. Być może ten wymóg ma znaczenie w wykonywaniu obowiązków ministra związanych z fundacjami Skarbu Państwa, ale to jednak są zupełnie inne podmioty! Podobnie wprowadzenie obowiązku informowania przez fundacje ministra o wszelkich zmianach podlegających wpisowi do Krajowego Rejestru Sądowego. Po cóż informować o tym ministra? Krajowy Rejestr Sądowy jest jawny, jeśli ktoś chce (potrzebuje) może stosowne informacje łatwo z niego uzyskać. Być może dobrze jest wprowadzić obowiązek wysyłania właściwym ministrom w określonym terminie sprawozdań z rocznej działalności fundacji, bo z dostępnych danych wynika, że wcale nie wszyscy to robią. Tyle tylko, że jeśli pojawia się konieczność zajrzenia do tychże sprawozdań, zgromadzonych w odpowiednim ministerstwie, to i tak okazuje się, że łatwiej jest zażądać ich ponownie od samej … fundacji. Taka sytuacja ma na przykład miejsce w wypadku Fundacji CASE, kiedy to przewodniczący tzw. bankowej komisji śledczej uważa, że uzyskanie ich przez Komisję bezpośrednio od Fundacji CASE wpłynie znacząco na przyśpieszenie tempa prac komisji oraz zwolni samą komisję… z konieczności występowania o nie do właściwego ministra.
Kwestie merytoryczne to
jedno. Są już one szczęśliwie przedmiotem troski i zainteresowania
tych, których w największym stopniu dotyczą. Ale jest jeszcze druga
strona tego medalu. O niej w tym kontekście mówi się rzadziej.
Trudno się dziwić, bo w obliczu realnego zagrożenia, ważniejsze są
bezpośrednie skutki projektowanych zmian.
Ta druga kwestia dotyczy
bowiem szerszego kontekstu – kultury prawnej w ogóle. O niej tak
pisał P. Frączak w tekście „Prawo modne”, opublikowanym w pierwszym
numerze pisma „Nowy Marsyliusz”: „Ja w ogóle nie lubię prawa. Nie
znaczy to, że jestem przeciw prawu. Podobnie jak z faktu, że
specjalnie nie przepadam za modą nie oznacza, że w ogóle nie należy
się ubierać. Według mnie są to bowiem zjawiska o podobnym
charakterze. Dobrze dopasowane ubranie, jest czymś, czego nie
zauważamy (…). Co innego ubranie za ciasne, które pije i
przeszkadza się skupić. Podobnie ubranie zbyt duże, często utrudnia
ruchy, łatwo się w nim zaplątać. Tak jest i z prawem. Dobre prawo
to takie, które z jednej strony umożliwia funkcjonowanie, z drugiej
nie ogranicza. Brak odpowiedniego prawa łatwo pokazuje, że król
jest nagi, że każdy z nas często bez określonych reguł gubi się. Z
drugiej strony, za dużo prawa przypomina odwieczne pytanie przed
szafą pełną ubrań – co ja mam na siebie włożyć?”.
To zagadnienie,
wykraczające poza projekt nowelizacji ustawy o fundacjach, powinno
się jednak pojawić – także przy tej dyskusji. Po co zmieniać coś,
co funkcjonuje? Po co wprowadzać nowe regulacje, jeśli dotychczas
obowiązujące nie są w pełni wykorzystywane? Po co dokręcać śrubę
tam, gdzie powinno zostać trochę swobody i elastyczności? Choćby
tyle, żeby dawało się sprawnie funkcjonować.
Tej właśnie problematyce
cały rozdział w swojej książce „Prawa Polska” poświęcił prezes
Trybunału Konstytucyjnego, Marek Safjan. W części dotyczącej
kultury prawno-konsytucyjnej pisze tak: „Prawo w państwie prawa ma
stać się instrumentem wolności, skutecznie przeciwdziałającym
arbitralności, nieprzewidywalności, niepewności działań władzy
publicznej. Innymi słowy – ma ono wyrażać podstawowe wartości,
jakimi kieruje się społeczeństwo, rozstrzygać konflikty, jakie na
tle realizacji tych wartości powstają, oraz stanowić skuteczny
instrument wyrażania własnych interesów przez poszczególne osoby i
grupy. Te cechy odróżniają prawo w państwie demokratycznym od prawa
w państwie totalitarnym czy autorytarnym ”. M. Safjan uważa, że: „W
Polsce jesteśmy wręcz świadkami swoistej gonitwy za prawem. Można
mieć wrażenie, że to dobre i idealne prawo ciągle gdzieś znika w
oddali (…)”.
Autor wskazuje kilka powodów takiego stanu rzeczy, podkreślając obyczajowość polskich polityków, ich wyobrażenia o prawie i jego funkcjonowaniu. „Po pierwsze, wśród wielu polityków pokutuje przekonanie o wszechmocy prawa, o tym, że przez prawo można rozwiązać każdy problem społeczny, gospodarczy czy nawet moralny. (…) Po drugie, powszechne jest przekonanie, że wystąpienie z inicjatywą nowego prawa jest dobrym potwierdzeniem politycznej sprawności i tworzy przeświadczenie o rzeczywistej trosce projektodawcy o załatwienie jakiegoś palącego problemu.(…) Po trzecie, typowe jest niestety działanie prawodawcze „na ślepo” – bez wiedzy o tym, jak prawo funkcjonowało dotychczas, a w konsekwencji i o tym, czy przyczyny tkwią po stronie prawa, czy może leżą poza prawem”. M. Safjan wymienia jeszcze dwie inne przyczyny obserwowanego w Polsce stanu rzeczy: z jednej strony przyjęcie założenia, że wprowadzane prawo i tak nie będzie egzekwowalne, ale zadziała wychowawczo, oraz uwzględnianie w zbyt małym stopniu udziału profesjonalistów, znawców danej dziedziny w procesie tworzenia prawa.
Przyglądając się nowelizacji ustawy o fundacjach (ale przecież nie tylko!), trudno nie zgodzić się z przedstawioną diagnozą. M. Safjan dużo miejsca poświęca krytyce procesu tworzenia prawa w Polsce, rozbudowania ponad miarę powstających regulacji, ale i jakości egzekucji obowiązującego prawa. W tym wszystkim jednak zdecydowany nacisk kładzie na edukację prawną społeczeństwa, źródła problemu upatrując nie tylko w niewydolności instytucjonalnej (po stronie prawnych rozwiązań), ale także w społecznej świadomość i niedojrzałości obywatelskiej.
Autor wskazuje kilka powodów takiego stanu rzeczy, podkreślając obyczajowość polskich polityków, ich wyobrażenia o prawie i jego funkcjonowaniu. „Po pierwsze, wśród wielu polityków pokutuje przekonanie o wszechmocy prawa, o tym, że przez prawo można rozwiązać każdy problem społeczny, gospodarczy czy nawet moralny. (…) Po drugie, powszechne jest przekonanie, że wystąpienie z inicjatywą nowego prawa jest dobrym potwierdzeniem politycznej sprawności i tworzy przeświadczenie o rzeczywistej trosce projektodawcy o załatwienie jakiegoś palącego problemu.(…) Po trzecie, typowe jest niestety działanie prawodawcze „na ślepo” – bez wiedzy o tym, jak prawo funkcjonowało dotychczas, a w konsekwencji i o tym, czy przyczyny tkwią po stronie prawa, czy może leżą poza prawem”. M. Safjan wymienia jeszcze dwie inne przyczyny obserwowanego w Polsce stanu rzeczy: z jednej strony przyjęcie założenia, że wprowadzane prawo i tak nie będzie egzekwowalne, ale zadziała wychowawczo, oraz uwzględnianie w zbyt małym stopniu udziału profesjonalistów, znawców danej dziedziny w procesie tworzenia prawa.
Przyglądając się nowelizacji ustawy o fundacjach (ale przecież nie tylko!), trudno nie zgodzić się z przedstawioną diagnozą. M. Safjan dużo miejsca poświęca krytyce procesu tworzenia prawa w Polsce, rozbudowania ponad miarę powstających regulacji, ale i jakości egzekucji obowiązującego prawa. W tym wszystkim jednak zdecydowany nacisk kładzie na edukację prawną społeczeństwa, źródła problemu upatrując nie tylko w niewydolności instytucjonalnej (po stronie prawnych rozwiązań), ale także w społecznej świadomość i niedojrzałości obywatelskiej.
Może to i prawda. Jak
jednak w sytuacji, z którą obecnie mamy do czynienia nie dać się
porwać emocjom, wykazać dojrzałość nie tylko obywatelską, ale i
prawną? Szukać merytorycznych powodów proponowanych zmian? Jak
sprawić, żeby zamiast nowelizacji ustawy, której braki są
nieznaczne, zająć się ustawą znacznie pilniej wymagającą zmian:
ustawą o działalności pożytku publicznego i wolontariacie (od ponad
3 miesięcy niemogącej doczekać się nawet konsultacji
międzyresortowych)? Pewnie jako działacze organizacji
pozarządowych, jako obywatele mamy poważne luki w edukacji prawnej.
Zastanawia tylko, czy w tej niewiedzy i niedouczeniu nie towarzyszy
nam liczne grono polityków i urzędników. Uregulować można prawie
wszystko. Pytanie, które warto sobie przy tym zadać to: Po
co?
Źródło: inf. własna
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.