Czy znają swoich sąsiadów? Albo czy mają potrzebę bliskości z człowiekiem zza ściany? Jego łóżko znajduje się 30 centymetrów od ich łóżka. Czy to wiedzą?
Jak działa płyta?
Kilka klatek razy 11 pięter i jeszcze 2 drzwi. To około 120 mieszkań. 120 mieszkań razy 3 pokoje, razy 1 osoba w każdym pokoju – około 360 mieszkańców. 360 razy 11 wieżowców – około 4 tysięcy osób. Chodzą swoimi ścieżkami, palą światła, śnią sny. Ale czy lubią to miejsce? Swoją okolicę? Czy czują się dobrze, tożsami z miejscem? Czy znają swoich sąsiadów? Albo czy mają potrzebę bliskości z człowiekiem zza ściany? Mają? Jego łóżko znajduje się 30 centymetrów od ich łóżka. Czy to wiedzą?
Tak pytała Marta Jasińska, inicjatorka projektu „Święci na blokowiskach”. Potem w windzie, na klatce schodowej, w suszarni wystawiła zdjęcia, obrazy, wiersze. – Sztuka była pretekstem. Żeby spojrzeć na mrówkowce i zapytać: jak ta wielka płyta na mnie działa? – mówi Marta Jasińska. Zaczęło się od książki. Książka nazywała się „Żywoty świętych osiedlowych”. Opowiadała o typowych mieszkańcach postkomunistycznych osiedli, a napisała ją Lidia Amejko. Marta Jasińska przeczytała książkę o świętych, a potem pomyślała, że przecież sama jest z blokowiska.
Nostalgia wieżowców
Osiedle Piaski przy ulicy Waszyngtona w Białymstoku ma wyraźne granice. 11 ogromnych, wieloklatkowych wieżowców, każdy po 12 kondygnacji. Zostały wybudowane w centrum miasta na przełomie lat 70. i 80. Żeby powstały, zburzono kawałek starego świata – przedwojenne domy mieszkalne. Drewniane, takie jakie bywały w Białymstoku. Zniszczono uliczki. Na uliczkach mieszkały kiedyś i mieszały się jak w tyglu kultury. Eugeniusz Hryniewicki w pierwszym biuletynie osiedla z 1990 roku pisał: „Chciałbym, aby dzisiejsi mieszkańcy Piasków, podlewając kwiatki na miniaturowych balkonikach betonowych wieżowców, uświadomili sobie, że tu, gdzie dziś ich osiedle, pełne znaków »droga wewnętrzna«, było wiele ulic, przy których w setkach domów różnego kalibru mieszkali ludzie różnych narodowości, wyznań i profesji”.
Dziś między wyrastającymi z ziemi blokami szaleją przeciągi. Przejście utrudniają wielkie parkingi, dróżki dojazdowe pozagradzane są szlabanami. Ale są także place zabaw, jest biblioteka, poczta, szkoła i przedszkole. Marta Jasińska, która przeczytała książkę o świętych osiedlowych, zastanawiała się: Czy w takim miejscu mogą się tworzyć więzi? Czy blokowiska nie niszczą w mieszkańcach potrzeby wspólnoty? Czy ponad cztery tysiące mieszkańców osiedla Piaski to jeszcze społeczność lokalna? Albo czy mogą się nią stać choćby na chwilę?
– Muszę je ponownie oswoić – zapowiedziała Marta Jasińska. Wróciła do Białegostoku po kilkuletniej migracji. Wróciła i zastanawiała się. – Patrzę na te wieżowce i ogarnia mnie nostalgia jakaś niesamowita, bo pamiętam, że jako dziecko mocno się w to blokowisko angażowałam. Swoją bandę miałam. Chodziłyśmy z dziewczynami po drzewach, a na drabinkach robiłyśmy pokazy.
Między blokami
Tak powstał pomysł na projekt. Udało się wynająć mieszkanie w jednym z wieżowców. Zostało przez właścicieli wystawione na sprzedaż, więc zgodzili się udostępnić je za przyzwoitą cenę.
– To było mieszkanie magiczne – opowiada Marta Jasińska. – Miało wejście nie od klatki schodowej, ale od ogrodu. Ludzie szybko poczuli się jak u siebie. Przyszli ci, u których zwyciężyła ciekawość. Potrzebowali jednak czasu na to, by się oswoić. Że takie miejsce jest, że można się do niego wybrać. Tak już jest, że spotkanie z osobą, którą widzi się często, ale z którą rozmawia się jedynie zdawkowo, jest wyjątkowo trudne. Wymaga przekroczenia pewnego rodzaju progu intymności.
Przychodzących do magicznego mieszkania Marta Jasińska namawia do warsztatów multimedialnych Tymczasowego Klubu Osiedlowego „Między blokami”.
Zbierali dźwięki blokowiska: szum windy, trzaskanie drzwi, szczekanie psów, śmiech dzieci. Fotografowali mieszkańców i okolicę, pisali wiersze. Nagrywali wypowiedzi o życiu w bloku.
– Sztuka stała się narzędziem wypowiedzi mieszkańców na temat przestrzeni, w której mieszkają. Była pretekstem do tego, by spojrzeć na mrówkowce i poddać się refleksji: jak wielka płyta wpływa na mnie, na ile generuje moje życie, jaka jest społeczność między blokami i jak żyje mi się w bloku – mówi Marta Jasińska.
„Fajnie” – odpowiadali. „Normalnie”. Wspominali też dzieciństwo na blokowisku w latach 80.: „Fajne osiedle, fajne dzieciństwo”. Słychać było nostalgię za dawną wspólnotą: „Teraz dużo czasu spędzam w domu, bo niestety jestem bez pracy. Miałam dwóch braci. Jeden pojechał za granicę, drugi też się wyprowadził. Rodzice też. I zostałam sama”; „Nie to, że mnie to osiedle przytłacza, ale ludzi, których znałam, jest coraz mniej”.
Te wypowiedzi w postaci tabliczek stanowiły element wystawy. Wystawę nazwano Wizjer.
Na dwóch klatkach wieżowca, w suszarni na jedenastym piętrze i w korytarzu można było obejrzeć fotografie, filmy, posłuchać nagrań dźwiękowych.
Niektórzy mieszkańcy trochę protestowali: – Suszarnia jest do suszenia, a nie wystawiania zdjęć!
Ale prezes Spółdzielni Mieszkaniowej „Piaski” Paweł Mytnik uspokajał: – Blokowisko trzeba odszarzyć.
I mieszkańcy zaczęli na wystawę przychodzić, niektórzy w kapciach, wychodzili ze swoich mieszkań i pędzili do suszarni.
Materiały zostały też wykorzystane w spektaklu Spis lokatorów. Marta Jasińska zajęła się reżyserią. Do współpracy zaprosiła młodzież z blokowiska. Chcieli opowiedzieć o swoim bloku.
O tym, jak postrzega się sąsiadów żyjących za ścianą, mijanych na klatce dzień w dzień.
Ale w Białymstoku jest wiele takich blokowisk. Może w tamtych mieszkańcy też zastanowią się nad tym, jak i gdzie żyją? Czy są dla siebie życzliwi? Czy warto być anonimowym mieszkańcem bloku z wielkiej płyty śledzącym zza firanki poczynania sąsiadów, czy też lepiej wyjść z mieszkania i porozmawiać? Coraz więcej osób w Białymstoku pyta się o to nawzajem.
Okiem animatora regionalnego CAL:
Przygotowując się do opisu inicjatywy, sięgnęłam do Wikipedii, aby sprawdzić, co kryje się pod pojęciem „blokowisko”. To wielki zespół mieszkaniowy ‒ forma urbanistyczna. Na małej przestrzeni duże skupisko bloków mieszkalnych, od kilku do kilkudziesięciu tysięcy mieszkańców. Jedną z charakterystycznych cech blokowiska jest brak lub ograniczenie więzi sąsiedzkich.
Znawcy tematu zauważają, iż domeną blokowisk jest tworzenie terenów „niczyich”, takich, o które nikt nie dba lub korzysta z nich tak wiele osób, iż odpowiedzialność się rozmywa. W takiej przestrzeni autorzy projektu „Święci na blokowisku” postanowili go osadzić. Przywłaszczyli sobie windę, korytarz, pralnię, klatkę schodową na osiedlu Piaski w Białymstoku.
Czy to miejsce ma swoją tożsamość? Wskazują na to wypowiedzi mieszkańców utrwalone na wystawie. Mimo dużej anonimowości i szczątkowych relacji sąsiedzkich w mieszkańcach widać potrzebę zakorzenienia i przynależności do miejsca. Przy dużym wkładzie pracy liderów, animatorów, ale także decydentów (w tym spółdzielni mieszkaniowych posiadających zasoby w postaci klubów osiedlowych, bibliotek, placów zabaw, boisk) jest nadzieja na uspołecznienie blokowisk, a także na to, aby mieszkańcy osiedli poczuli się właścicielami „terenów niczyich”. Byli za nie odpowiedzialni. Tożsamość miejsca na blokowisku jest z pewnością inna niż w małej społeczności lokalnej. Ale nie zaryzykuję twierdzenia, że nie istnieje. Skoro nie powiódł się plan urbanistów – funkcjonalistów – planujących tego typu osiedla, to czy warto zapominać o takich miejscach? Kiedy już udało się ożywić wioski, koła gospodyń wiejskich, osiedla popegeerowskie, familoki, przyszedł czas na blokowiska z wielkiej płyty. Kiedyś może przyjdzie także czas na zamknięte, pogrodzone osiedla, które w ostatniej dekadzie dominują w wielkich miastach.
Opisana historia jest częścią publikacji „Aktywne Społeczności. Zmiana Społeczna. Katalog Praktyk, tom III” wydanej przez Centrum Wspierania Aktywności Lokalnej CAL. To zestaw ponad 30 inspirujących mini-reportaży o tym, jak lokalne społeczności potrafią brać sprawy w swoje ręce.
Jak mieszkańcy białostockiego bloku zrobili wystawę fotografii i filmów w suszarni na 11. piętrze? Co wynikło z przygotowania przez mieszkańców Pogorzyc wirtualnej księgi swojej wsi? Jakie korzyści przynosi lokalne partnerstwo działające na Starym Przedmieściu w Gdańsku? Te i wiele innych historii znajdziemy w najnowszym Katalogu praktyk Aktywnych społeczności. Opowieści są różne, ale każda z nich pokazuje ludzi, którzy podejmują inicjatywy zmieniające ich samych i otoczenie, w którym żyją. Historie wzbogacone są komentarzami animatorów regionalnych CAL, które wnoszą do nich refleksję na temat tego jak powstaje i jak funkcjonuje aktywna społeczność.
Książka jest wynikiem pracy kilkunastu animatorów społecznych CAL z całej Polski. Co roku przyglądają się oni wybranym społecznościom lokalnym i inicjatywom przez nie podejmowanym. Starają się je poznać, zrozumieć i opisać.
Źródło: Centrum Wspierania Aktywności Lokalnej CAL