Od kilku lat zasady współpracy między organizacjami i administracją reguluje ustawa o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie. Jak oceniają tę lokalną współpracę organizacje i pracownicy współpracujących z nimi urzędów? Co dobrego działo się w sferze tej współpracy po stronie organizacji, a co po stronie instytucji? Jakie są jej ograniczenia po stronie organizacji, a jakie po stronie urzędów? Co mogłoby w niej pomóc? Zobaczmy, co o tym myślą przedstawiciele administracji i organizacji z Wrocławia.
Dominik Golema, Biuro ds. Współpracy z Organizacjami Pozarządowymi, Urząd Miejski, Wrocław:
Kieruję Biurem ds. Współpracy z Organizacjami Pozarządowymi już trzeci rok. Za nasz największy sukces uważam sprawne funkcjonowanie Inkubatora Organizacji Pozarządowych, który powstał w 2007 r. Cieszy mnie też wzrost liczby i wartości zadań powierzanych do realizacji organizacjom. Na przestrzeni lat liczba ta zwiększyła się kilkakrotnie. W 2008 r. łączna wartość dotacji udzielonych po 119 konkursach zamknęła się kwotą przeszło 55 mln zł. Podpisaliśmy ponad 950 umów, spośród których wiele miało charakter kontraktu wieloletniego. Zauważalny jest wzrost zainteresowania i zaangażowania organizacji w tworzenie dobrych relacji z Miastem. Od kilku lat ważnym organem doradczym Prezydenta jest Wrocławska Rada Działalności Pożytku Publicznego, w której skład wchodzą pracownicy urzędu, radni miejscy, parlamentarzyści oraz sześciu przedstawicieli wrocławskich organizacji pozarządowych, wybieranych przez nie same – łącznie 12 osób.
Problemy? Podstawową bolączką trzeciego sektora w naszym mieście jest brak dywersyfikacji źródeł finansowania, a co za tym idzie uzależnienie od jednego sponsora, np. Gminy Wrocław. W sytuacji kryzysu i ogólnej złej sytuacji finansowej instytucji publicznych, konieczne bywa zatrzymanie strumienia pieniędzy. To stawia pod znakiem zapytania realizację niekiedy bardzo ważnych działań i może prowadzić do paraliżu całych organizacji. Jest to wyzwanie zarówno dla administracji, jak i dla trzeciego sektora. Aby walczyć z tym problemem, już drugi rok realizujemy mechanizm dźwigniowy w sięganiu po środki zewnętrzne – udzielamy organizacjom wsparcia, by mogły uzyskać wkład własny. Spodziewaliśmy się, co prawda, że wnioski spłyną lawinowo… Pojawiło się ich jednak niewiele. Jest to nowe narzędzie, z którym organizacje muszą się oswoić. Wierzę jednak, że sytuacja się poprawi i z czasem mechanizm ten nabierze znaczenia. Powodem do zmartwienia jest także niski poziom formalny wniosków, będący nierzadko przyczyną dyskwalifikacji starań o środki zewnętrzne. Zadaniem dla obydwu stron jest szkolenie przedstawicieli trzeciego sektora, tak aby problem ten wyeliminować.
Przykre jest pokutowanie nadal pewnych stereotypów w relacjach trzeci sektor – administracja publiczna. Traktujemy się nierzadko jak adwersarze, nie partnerzy. Urzędnicy widzą w organizacjach niepoprawnych romantyków, za nic mających przepisy prawa. Trzeci sektor zaś zarzuca urzędnikom bezduszność i brak zrozumienia dla ich szczytnych misji. Jestem pewien, że można ten obraz zmienić. Uważam, że urzędnicy powinni wyjść zza swoich biurek, zobaczyć sukcesy i problemy organizacji na własne oczy, doświadczyć rzeczywistości ich pracy, natomiast działacze pozarządowi uwierzyć w dobrą wolę i chęć wsparcia ze strony pracowników administracji. Jak dotąd, dobra współpraca zależy głównie od cech osobowościowych konkretnych osób.
Z pewnością na przeszkodzie dobrej współpracy z organizacjami stoi także złożoność procedur – kontroli, ewaluacji sprawozdań itd. Z utęsknieniem czekamy na nowelizację ustawy o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie, która – mam nadzieję – wyeliminuje takie niedorzeczne zapisy, jak na przykład konieczność rozpisywania konkursów na najmniejsze nawet zadania publiczne.
Kolejnym problemem są pewne oczekiwania organizacji, którym administracja nie może sprostać, gdyż nie leży to w jej gestii. Duża część organizacji starszych, dużych, z historią, oczekuje, że będzie się je finansować, dla samego podtrzymania ciągłości istnienia. Ale dla samorządu współpraca z NGO musi opierać się na konkretnych działaniach. Miasto płaci i wymaga. Organizacje muszą uświadomić sobie relacje rynkowe, jakie kierują naszą współpracą. Nie można ze środków publicznych finansować samego istnienia organizacji.
Ogólnie jednak uważam, że sytuacja we Wrocławiu rysuje się dobrze. Organizacje są otwarte na rozmowy. Przykładem niech będzie spotkanie „Wrocław przyjazny NGO” organizowane przez Dolnośląską Federację Organizacji Pozarządowych. Dialog, a nawet konfrontacja są dobre dla współpracy. Musimy rozmawiać.
Grzegorz Tymoszyk, Wrocławskie Centrum Wspierania Organizacji Pozarządowych Sektor 3:
W podstawowej relacji instytucje – organizacje, a więc na poziomie gmin, nastąpiło wiele pozytywnych zmian. Przede wszystkim przyjęto za oczywistość zasady pomocniczości i subsydiarności, dopracowano się procedur przekazywania zadań publicznych organizacjom i ich finansowania. Ten odcinek współpracy jest niestety najeżony największą liczbą niebezpiecznych „raf”, które obu stronom utrudniają wspólną „żeglugę”. Oczywiście w Polsce jest wiele miejsc, gdzie panuje społeczny marazm. Jednak wydaje mi się, że jest też bardzo dużo pozytywnych przykładów współpracy i że mogą być one inspiracją dla środowisk, w których ta współpraca nie układa się jeszcze tak, jak powinna.
Podstawowym ograniczeniem dobrej współpracy jest brak zaufania i idący za tym proces mnożenia administracyjnych regulacji, procedur i kontroli. To zresztą tylko odzwierciedlenie w skali mikro największego problemu, bariery i hamulca w rozwoju naszego kraju: braku zaufania społecznego (pomiędzy obywatelami, pomiędzy obywatelami a przedstawicielami władz, a także pomiędzy samymi instytucjami publicznymi). To skutkuje „przeregulowaniem” prawnym państwa i przerostem biurokracji. Wydaje mi się, że bez przełamania tej podstawowej bariery, nawet najlepsze akty prawne, procedury i „dobre praktyki” nie pozwolą nam na wykonanie społecznego „skoku cywilizacyjnego”.
W tej sytuacji lekarstwem może być działanie niejako na dwóch frontach: z jednej strony wzmacnianie siły i potencjału organizacji, w tym struktur federacyjnych, tak aby tworzyć presję na zmiany prawne, wchodzenie doświadczonych działaczy społecznych do ciał przedstawicielskich i gremiów doradczych, aby mieć realny wpływ na tworzenie prawa i procedur, a z drugiej strony w codziennym działaniu przełamywać w kontaktach z urzędnikami stereotyp, że po jednej stronie jest „oszołom i partyzant”, a po drugiej „bezduszny miłośnik pieczątek i przepisów”.
Andrzej Eckhardt, Stowarzyszenie MONITOR, Wrocław:
Czynnikiem patologicznym działania sektora pozarządowego jest sposób jego finansowania. Nie rozwijał się on wieloletnio (…) tylko został postawiony w dyspozycji państwa, jako element wspomagający je w osiągnięciu założonych standardów politycznych. W państwach o rozwiniętej demokracji pieniądze na cele społeczne narastały stopniowo i w ślad za potrzebami. W Polsce proces ten nie miał miejsca, co zaowocowało z jednej strony fatalną w skutkach koncepcją rozmaitych instytucji wsparcia, z drugiej zaś strony stworzyło rynek potencjalnych transferów finansowych między różnorodnymi podmiotami pośredniczącymi oraz między nimi a państwem. Podstawowym zadaniem stało się opracowanie relacji tych transferów, a nie relacji współpracy merytorycznej organizacje – układ polityczno-administracyjny. Od kilku lat dokonuje się wyraźny proces rozwarstwienia sfery pozarządowej na organizacje niemalże chałupnicze i organizacje skonstruowane na wzór przedsiębiorstw konsultacyjno-finansujących. Te pierwsze cierpią na stały brak środków i skazane są na współpracę z monopolistami infrastruktury. Te drugie przekształcają sie coraz bardziej w infrastrukturę administracyjną, działającą w sektorze pozarządowym. Można zadać pytanie czy proces ten można odwrócić albo przynajmniej istotnie zahamować? Trzeba tu być chyba – niestety – bardzo sceptycznym. (…) Problem ten powinien być poddany szerokiej debacie publicznej. Organizacje pośredniczące, o takim statusie, jaki dziś posiadają, samym faktem swego istnienia w znakomity sposób chronią administrację oraz instytucje publiczne przed realnym i skutecznym wykorzystywaniem zasady subsydiarności przez społeczeństwo oraz przed kontrolą publiczną.
Łukasz Domagała, Regionalne Centrum Wspierania Inicjatyw Pozarządowych, Sieć SPLOT:
Przy próbie podsumowania działań miasta Wrocławia dotyczących współpracy z organizacjami nietrudno o dwie skrajne opinie. Z jednej strony chyba w żadnym innym mieście w Polsce nie ma aż tylu instytucji formalnie wspierających organizacje pozarządowe. Mamy takie ciała jak rada, doradca pożytku publicznego, biuro ds. współpracy, Centrum Informacji i Rozwoju Społecznego, zespoły merytoryczne, fundusz wkładu własnego… Z drugiej strony organizacje nie odczuwają jakościowej zmiany w związku z wprowadzeniem tych nowych mechanizmów. Po sposobie ich wdrożenia można odnieść wrażenie, że nie ułatwiły one współpracy, ale na pewno pozwalają promować Wrocław jako miasto przyjazne organizacjom pozarządowym.
Ciemną stronę współpracy najłatwiej uwidocznić na przykładach. Mamy do czynienia, wbrew konstytucyjnej zasadzie subsydiarności, z przejmowaniem zadań organizacji przez specjalnie powoływane, kolejne jednostki miejskie; z przekazywaniem organizacjom lokali w bardzo kiepskim stanie bez możliwości zwrotu poniesionych nakładów na remont lub możliwości kupna lokalu. Wreszcie – mamy do czynienia z nierozstrzygniętymi pytaniami o procedury konkursowe, jakie miały miejsce np. podczas przekazania zadania na prowadzenie inkubatora dla organizacji (Sektor 3), m.in. byłym pracownikom magistratu, angażującym się w dopiero co utworzoną Fundację Umbrella. To tylko niektóre aspekty współpracy, o których urzędnicy woleliby nie mówić. Warto również zapytać Prezydenta o dokonania jedynego w Polsce doradcy ds. pożytku publicznego.