– Oczywiście, że nie mamy i nigdy nie mieliśmy w Irlandii rasizmu, przecież do niedawna w ogóle nie było u nas obcych! – krzyczał na antenie radia RTÈ, jeden z dzwoniących do nocnej audycji słuchaczy – pisze Joanna Crawley dla portalu Ekonomiaspoleczna.pl
– No dobrze, ale co w takim razie z nienawiścią do Travellers (zwani też cyganami, wędrowna ludność, pochodzenia irlandzkiego, nie mylić z Romami)? – pytał prowadzący. – Już my ich dobrze znamy, jasne, że mamy ich na oku. I to nie są żadne uprzedzenia czy rasizm tylko lata doświadczenia! – odbijał piłeczkę słuchacz. Audycja, wyemitowana na początku czerwca, po kolejnym incydencie nieuzasadnionego zatrzymania grupy Travellers przez Gardaí (irlandzka policja).
Travellers, są jedną z najsłabiej zintegrowanych grup etnicznych. To jedyna grupa społeczna, którą w Irlandii otacza od stuleci niekryta niechęć. Podczas, gdy przed rasistowskimi atakami przeciwko napływającym na wyspę w ostatnich dekadach przybyszom z Indii, Afryki i Europy Środkowej, powstrzymuje Irlandczyków często poczucie poprawności politycznej oraz zwykła ciekawość, wobec „swoich cyganów” nie kryją wrogości. Wzrost liczby tego typu ataków jest jednym ze skutków kryzysu, który dotknął Irlandię, swego czasu tygrysa Europy.
To sprawa kultury, tak?
Pochodzący z rodziny Travellers aktor Michael Collins, znany z kultowego w latach 80. serialu „Glenroe”, postanowił wykorzystać swoją popularność, by zmienić tę sytuację. Pod koniec lat 90. założył „Traveller Wagon Wheel Theatre Company” (Trupa „Koło od cygańskiego wozu”), teatr, a zarazem organizację, działającą na rzecz praw grup wykluczonych mniejszości. Zaczął pracować ze społecznościami Travellers, oferując im warsztaty, podczas których mogli opowiedzieć swoje historie, wyrazić dręczące ich obawy i problemy i przetworzyć je w sposób artystyczny.
Włączał się w liczne programy edukacyjne. W 2012 roku brał udział w kampanii dotyczącej niebezpieczeństwa nielegalnych pożyczek pieniężnych (Travellers przez wieki nie mieli szans na obsługę w bankach, rozwinęli więc własny, mocno powiązany ze światem przestępczym system pożyczkowy). Na podstawie zebranych opowieści napisał cztery sztuki, które w bezpośredni sposób dotykały najbardziej bolesnych i niewyrażonych dotąd konfliktów i problemów Travellers. W It’s a cultural thing or is it (To sprawa kultury, tak?, 2005) opowiadał o własnym dzieciństwie, spędzonym w skleconym z kilku beczek wozie.
Mobile (Komórka, 2010) dotyczyła kultury vendetty, czyli tradycji honorowej zemsty, rozwiązywania sporów wyłącznie poprzez przemoc. Mężczyźni, zmuszani przez tradycję do honorowej walki, trafiali do więzienia, pozostawiając za sobą rozbite i ubożejące rodziny. W Magpies on the Pylon (Sroki na pylonie, 2012) przyglądał się przyczynom fali samobójstw wśród młodych Travellers. Z tymi sztukami objechał Irlandię i Wielką Brytanię, prowadząc warsztaty i wykłady na temat sytuacji „irlandzkich cyganów”. Przyjrzał się też w Same Difference Worlds Apart (Tak samo różni, skrajnie odlegli, 2010) różnicy między sytuacją Afrykanów w Wielkiej Brytanii i Travellers w Irlandii.
SEI – nie mylić z dobroczynnością
Social Entrepreneurs Ireland powstało w 2004 roku, jako odpowiedź na pogłębiające się rozwarstwienie społeczne czasów irlandzkiego boomu gospodarczego, czyli okresu tzw. „celtyckiego tygrysa” (1995-2000), kiedy firmy oferujące nowe usługi internetowe, jak Google czy Facebook, lokowały swoje siedziby w Irlandii. Stowarzyszenie szybko zareagowało na konsekwencje załamania się rynku – wielki kryzys mieszkaniowy i społeczny. Szukano innowacyjnych eksperymentatorów i wizjonerów, zdolnych wypracować nowe, społecznie odpowiedzialne modele zatrudniania. Przez dziesięć lat swojej działalności Social Enterpreneurs Ireland wsparło 169 projektów, inwestując w nie 5,4 miliony euro. Co roku przyznają wyróżniającym się inicjatywom nagrody za wypracowywanie narzędzi zmiany społecznej, oferując zwycięzcom rozłożone na dwa lata wsparcie o wartości 200 tysięcy euro.
Wśród laureatów tych nagród, co roku znajduje się coraz więcej inicjatyw związanych z kulturą i „applied art”, czyli sztuką wykorzystywaną do uzyskiwania pozaartystycznych efektów, np. terapii, edukacji, rozwiązywania konfliktów.
To odpowiedzialne podejście do wspólnoty, w której się działa, związane z rozpoznawaniem jej problemów i podejmowaniem akcji naprawczych. Wypracowane dochody przedsiębiorstwa społeczne inwestują w usługi skierowane do lokalnych społeczności, a także tworzenie nowych miejsc pracy. Mogą być to kawiarnie z bogatym programem kulturalnym, żłobki, organizacje zapewniające opiekę starszym, firmy pożyczkowe, domy kultury czy nawet zakłady recyklingowe.
Nie należy mylić ich z organizacjami dobroczynnymi, choć zdarzają się przedsiębiorstwa społeczne, które rejestrują się jako takie, dla udogodnień podatkowych. Różnica jednak polega na tym, że przedsiębiorstwa społeczne zajmują się przede wszystkim sprzedażą usług i dóbr, rzadziej angażując się w typowe dla organizacji charytatywnych zbiórki pieniędzy, uliczny fundrising aukcje „na rzecz” itd. Zwykle nie mają też akcjonariuszy, którym musiałyby wypłacać dywidendy i bardziej koncentrują się na wpływie ich działań na społeczność niż na pomnażaniu zysków.
Nie mój problem
Za pracę z dziećmi nagrodzono też w 2008 roku Karee Pennefather, założycielkę Monkeyshine Theatre, działającego od 1999 roku w Belfaście, później w hrabstwie Wicklow, a obecnie w odległym północnym zakątku Republiki Irlandzkiej, hrabstwie Sligo. Monkeyshire to teatr nastawiony na włączanie dzieci w proces artystyczny i zachęcanie ich do krytycznego, samodzielnego myślenia oraz wykazywania inicjatywy twórczej.
Projektowanie i innowacja
Podobnych projektów, nastawionych przede wszystkim na budzenie odwagi, pomysłowości i poczucia odpowiedzialności wśród najmłodszych powstało w ostatnich latach kilkadziesiąt. Pojawiło się też wiele nowych odpowiedzi na pogłębiające się problemy wynikające z niestabilności rynku. Rosnące ceny wynajmu ograniczyły dostęp do przestrzeni w mieście, uniemożliwiły wielu samozatrudnionym artystom, projektantom, grafikom, inżynierom pracującym nad start-upami, prowadzenie własnych biur, organizowanie konferencji czy wystaw.
George Boyle opisywała swój projekt: „Współpraca jest zaraźliwa. Zwłaszcza w środowisku ludzi kreatywnych. Gdy otwieraliśmy Fumbally Exchange, mieliśmy nadzieję, że ta nasza „rewolucja współpracy” zacznie się rozprzestrzeniać, jak epidemia. Członkowie dobierani są zgodnie z kryterium „projektowanie i innowacja”, tak, aby jak najbardziej poszerzyć spektrum wiedzy i umiejętności. Od początku działalności kooperatywy sama wzięłam udział w ponad 70 projektach, niektóre z nich były płatne, inne wolontariackie , ucząc się marketingu, reklamy, projektowania graficznego, modellingu, ilustrowania, scenografii, planowania biznesowego, dziennikarstwa, prawa autorskiego, teatru, choreografii. Możliwość korzystania z doświadczenia partnerów jest ogromnym przywilejem. Uczy dostrzegać i cenić tę szczególną równowagę, którą osiąga się z innymi ludźmi podczas realizacji wspólnego celu”.
Szansa na regenerację
Spadające zaufanie społeczne, poszukiwanie winnych pogarszającej się sytuacji powodują budzenie się emocji, które mogą prowadzić do ekstremizmów. Irlandia dotknięta kryzysem jest wystawiona na takie niebezpieczeństwo. Dlatego przedsiębiorstwa społeczne dają szansę na niwelowanie tych stanów zapalnych. Odbudowa tkanki społecznej, dzielenie się zasobami i przestrzenią to rozwiązanie nowe i witane z entuzjazmem. „Szansa na regenerację, odbicie się od dna i wyciągnięcie z kryzysu nauczki, która pozwoli zapobiec jego powtórzeniu", tak o otwarciu Dublińskiego Fumbally Exchange mówił w 2011 roku Eamon Gilmore, Minister Spraw Zagranicznych irlandzkiego rządu. W Irlandii nowe rozwiązania biznesowe to społeczna konieczność.