Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
ngo.pl używa plików cookies, żeby ułatwić Ci korzystanie z serwisuTen komunikat zniknie przy Twojej następnej wizycie.
Dowiedz się więcej o plikach cookies
O systemie wsparcia dla przedsiębiorstw społecznych pisałem już nie raz. Jednak, jeśli wierzyć specom od zarządzania, jeśli nie powiedziałeś czegoś kilkakrotnie, nie powiedziałeś wcale. Dlatego jeszcze raz: po co nam ekonomia społeczna? czy należy ją wspierać? A jeśli tak – w jaki sposób? – zastanawia się na łamach portalu Ekonomiaspoleczna.pl Piotr Frączak.
Po pierwsze: po co ekonomia społeczna?
Nie da się mówić o systemach wsparcia, jeśli nie powiemy sobie wyraźnie, co chcemy wspierać. A nie jest to jasne dla wszystkich. Stwierdzenie, że trzeba wspierać ekonomię społeczną, w istocie nic nie znaczy. W istocie chcemy wspierać takie działania, które rozwiązują problemy społeczne przy pomocy narzędzi rynkowych.
Reklama
Jeżeli tak, to pierwszym pytaniem, jakie trzeba zadać każdemu przedsiębiorcy społecznemu, brzmi: jaki problem społeczny chce pan/pani rozwiązać.
Zazwyczaj - szczególnie przy obecnych trendach i modach - odpowiedź jest prosta: chcę znaleźć pracę dla siebie i kilku osób zagrożonych wykluczeniem. I to jest odpowiedź prawie wystarczająca. Prawie, bo zdarza się, że „społeczne” z założenia przedsiębiorstwo takim nie jest. Dzieje się to w co najmniej trzech przypadkach:
1. Nie każdy się nadaje. W przedsiębiorstwie społecznym (a przede wszystkim spółdzielni socjalnej) ważne jest demokratyczne zarządzanie, a więc umiejętność wspólnego podejmowania decyzji (także tych trudnych), współodpowiedzialności za sukces, wzajemnego zaufania. Bez tego przedsiębiorstwo społeczne skazane jest na niepowodzenie. Co oznacza, że nawet jeśli wypełni wymogi projektowe (np. przetrwa odpowiednio długo), to ostatecznie będzie klęską i to podwójną. Po pierwsze bezrobotni wrócą na garnuszek państwa (duża inwestycja finansowa okaże się klapą). Po drugie po raz kolejny sparzą się na pomocy publicznej, a to oznacza, że kolejny wysiłek ich integracji będzie jeszcze trudniejszy, czyli kosztował więcej.
2.Nie każdy zysk społeczny wychodzi na plus. Jeśli naszych pięciu bezrobotnych utrzyma swoje miejsca pracy, to jeszcze wcale nie znaczy, że nasza inwestycja się opłacała. Z punktu widzenia bezrobotnego pewnie tak. Ale mamy też punkt widzenia społeczeństwa (w końcu to ekonomia społeczna, a nie indywidualistyczna). Co, jeśli pięciu bezrobotnych znalazło zatrudnienie kosztem innych miejsc pracy (na przykład zlecenia przejęte przez nowe przedsiębiorstwo zabrały pracę kilku pracownikom istniejących firm prywatnych)? Problem pięciu ludzi został rozwiązany, ale problem bezrobocia w gminie nie. Czy warto było więc inwestować publiczne pieniądze?
3. Nie wszystkie przedsięwzięcia należy traktować jednakowo. Jest jeszcze jeden aspekt, który trzeba brać pod uwagę, gdy rozważamy rzeczywisty efekt ekonomii społecznej. Jeśli nawet przykładowych pięciu bezrobotnych znalazło pracę i nie stało się to kosztem innych zatrudnionych, czy automatycznie oznacza to sukces? W walce z bezrobociem pewnie tak (choć mogą pojawić się wątpliwości, czy narzędzia inne niż spółdzielnia socjalna nie byłyby bardziej efektywne). Ale czy rozwiązaliśmy inne problemy? Jeżeli spółdzielnia socjalna założyła w centrum miasta dobrze prosperującą smolarnię lub obok szkoły zakład segregacji śmieci, to czy efekt zatrudnieniowy nie zostaje zniweczony przez negatywny wpływ na środowisko? Każde przedsiębiorstwo może okazać się szkodliwe dla lokalnej społeczności, ale czy ratując konkretne osoby przed bezrobociem społeczność powinna finansować np. niebezpieczne dla zdrowia mieszkańców inwestycje?
Po drugie, kto powinien podejmować decyzje
Wiele pytań rodzi się w sytuacji, gdy to nie chęć zarobku, ale odpowiedzialność za innych motywuje nasze działanie. Równie dużo wątpliwości pojawia się, gdy w grę wchodzi wydatkowanie pieniędzy publicznych. Kto ma na te pytania odpowiedzieć? Czy to jest problem samych bezrobotnych? Może to oni muszą wziąć na siebie odpowiedzialność za społeczne efekty swoich decyzji? A może jednak odpowiedzialność spoczywa przede wszystkim na tych, którzy szafują publicznym groszem i to oni mają przypilnować, by ani jedna złotówka nie została wydana ze szkodą społeczną?
To dwa skrajne podejścia. Oba nie są dobre z punktu widzenia organizacji pozarządowej. Uniemożliwiają realizowanie własnej misji społecznej, a skupiają się na bezdusznym przekazywaniu środków. Albo grantodawca, albo odbiorca podejmują decyzję, a my jesteśmy jedynie wykonawcą. To rola dobra dla biznesu, gdzie rządzi klient. W organizacjach to niedopasowany garnitur, który krępuje ruchy.
Pozbawienie organizacji możliwości decydowania, o tym jak i dlaczego wydają pieniądze publiczne, w istocie oznacza, że przestają one być obywatelskie, a stają się bądź firmą przerabiającą pieniądze publiczne, bądź protezą przedłużającą administrację.
W jaki sposób więc organizacje wspierające rozwój ekonomii społecznej za pieniądze publiczne mogłyby przejąć część odpowiedzialności nie za wykonanie zadania publicznego (a więc rozliczenie się z dotacji), ale za rozwój ekonomii społecznej, za budowę dobra wspólnego? Nie jest to proste, ale możliwe. Wymaga jednak wysiłku. Jeśli chcemy podejmować decyzje, musimy pomyśleć o wartości dodanej i wraz z wolnością decyzji zgodzić się na dodatkową odpowiedzialność. Co dokładnie mam na myśli, wyłuszczę w kolejnym tekście.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.