Tym razem wszyscy stali beneficjenci odebrali swój przydział. Zawsze bardzo czekają na wszystko, co może być dodatkiem do chleba, a w ostatniej dostawie było masło, żółty ser i serki topione. Z żalem natomiast przyjęli wiadomość, że nie będzie już w puli produktów ani cukru, ani dżemu…
– Już sam transport żywności stanowi wyzwanie. 16 ton to nie przelewki – o codziennej pracy punktu wydawania żywności prowadzonego przez wrocławską filię Chrześcijańskiej Służby Charytatywnej (ChSCh) opowiada Beata Mrozińska, jej kierownik. – W dniach wydawania artykułów własnym samochodem jeżdżę co rano do siedziby banku żywności po nabiał. Inaczej nie da rady. Nie mamy lodówek. Proszę sobie wyobrazić, że można marzyć o lodówce czy witrynie chłodniczej. I to nie dla siebie!
Przy dystrybucji pomaga sporo osób. To ciężka praca. Taki hipermarket w pigułce. Przy rozładunku pracuje zwykle 10 ochotników. Są to przede wszystkim wolontariusze ChSCh, ale pomagają też sami potrzebujący. Do sprawnego wydania artykułów spożywczych wystarczy sześć osób. Z tym, że praca często na tym się nie kończy. Odbiorcami pomocy są ludzie w bardzo różnym wieku. Od 18 do 90 lat. Najstarszym niełatwo poradzić sobie z dźwiganiem. Jeśli mieszkają stosunkowo blisko, wolontariusze zanoszą lub zawożą im żywność do domu. W innym przypadku starają się pomóc zanieść siatkę z produktami chociaż do przystanku autobusowego.
Serwis Informacyjny ChSCh